Rozdział 7
Pewnego wyjątkowo mroźnego dnia wyjście z pokoju akademika
dla klasycznych marznących ludzi było tragedią.
Nasza czwórka rzecz jasna dała radę bez problemów.
- I znowu wykłady. – Edward westchnął.
- A co byś chciał, zabawę na śnieżki, wariacie. – Powiedział
Jasper.
- Nie, nie jestem dzieciakiem. – Odparł.
- Coś sugerujesz? – Zapytał Jazz.
- Ależ skąd, nic. - Edward spojrzał na niego jak na głupka.
- Czego się gapisz? – Jasper wyglądał na oburzonego.
- Nie, nic, po prostu patrzę na tył twojej głowy, bo jakoś
dziwnie wyglądają twoje włosy. – Odparł Edward.
- Ja już nie powiem czyje włosy wyglądają gorzej, pojęcia
nie mam co robiliście z Bellą w nocy, no ale twoje wyglądają…
- Zamknij się! – Edward udawał wściekłego.
- Cicho chłopaki, ludzie patrzą. – Powiedziała Alice.
- A co mnie to obchodzi, kochanie, do jasnej holery! –
Wrzeszczał Jasper.
- To co? Kochanie, czy do jasnej holery? – Zapytał Edward.
- A weź, to nie ja jestem z epoki starych pryków przed
wojennych. - Powiedział Jasper.
- Zamknij się, i koniec tej potyczki słownej. – Powiedział
Edward, ucinając tym samym rozmowę.
Na zajęciach wszystko było zupełnie, ale to zupełnie w
porządku, dopiero po nich stało się coś, co mnie załamało.
- Panie Cullen! – Usłyszałam głos profesora.
- Tak? – Zapytał Edward.
- Czyy mógłbym z panem porozmawiać? – Kolejne pytanie.
- Oczywiście. – Odparł Edward.
Poszli do Gabinetu profesora.
Słyszałam całą rozmowę dokładnie.
- Panie Cullen, wytypowałem pana na stypendiumnaukowe,
wyjedzie pan do Niemiec.
- Nie, panie profesorze.
- Dlaczego?
- Tu jest moja żona, nie mogę jej tak zostawić.
- Panie Cullen, to stypendium jest dla pana obowiązkowe.
- Dlaczego?
- Marnuje się pan tu, na uczelni, musi pan wyjechać, to
tylko pół roku.
Stojąc za drzwiami spuściłam głowę.
Moje oczy stały się suche, płakałam.
- Powiedziałem już, że nie wyjadę. – Usłyszałam jeszcze
odpowiedź Edwarda.
Nie chciałam słuchać dalej
odeszłam od drzwi, pragnąc tylko jednego, żeby został.
Powlokłam się do pokoju Alice i Jaspera, Alice na szczęście
była sama.
- Co zrobi? – Zapytałam od progu.
- Wyjedzie, musi, to obowiązkowe. – Powiedziała Alice.
- Nie, błagam, nie. – Szlochałam z głową na ramieniu mojej siostry.
Po pół godzinie wyszłam.
szłam do mojego pokoju z zamkniętymi oczami.
Weszłam i od razu po zapachu zlokalizowałam Edwarda.
Po chwili znalazłam się w jego ramionach.
- Proszę, nie wyjeżdżaj. – Powiedziałam szlochając.
- Muszę, kochanie. – Odparł.
Położyłam się obok niego odsłoniłam tarczę i w myślach
kontynuowałam moje błagania.
Edward cały czas mocno mnie trzymał.
Widziałam w jego oczach ból, tak podobny do tego, gdy wrócił
po swojej półrocznej nieobecności i nie wiedział, co dalej z nami będzie.
- Kocham cię, Bello. – Powiedział.
- To nie wyjeżdżaj, proszę. – Powiedziałam.
- Muszę, Alice mówiła ci, że to obowiązkowe.
- Za ile? – Zapytałam, próbując opanować drzenie głosu.
- Za dwa tygodnie. – Odparł smutno .
Przytuliłam się do niego.
Pokazałam mu w myśli tylko jedno pytanie.
Co dalej?
- Wyjadę, ale wrócę, nikt i nic nas nie rozdzieli, nigdy. –
Powiedział wierząc w to, że tak właśnie będzie.
Szkoda mi Belli, na pewno będzie tęsknić.
OdpowiedzUsuń