niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 46

Rozdział 46
Następne dni nie były najlepszymi w moim życiu. Wciąż myślałam o tym, co powiedziała mi Alice. Czy Edward naprawdę nadal mnie kochał? Czy naprawdę zostawił mnie dla mojego dobra? Czy naprawdę chciałby to wszystko naprawić? Odpowiedzi na te pytania wciąż nie było, a ja nadal nie mogłam pogodzić się z utratą męża.
Hej, Cullen, czemu twój mąż wygląda, jakbyś ostro mu przypierdoliła? - Pytanie Johna Drewa wybudziło mnie z letargu na jednym z wykładów z genetyki.
- Nie wiem. - Odparłam, bo tak naprawdę było. Przecież Edward sam chciał, żebyśmy się rozstali, sam chciał o mnie zapomnieć i prosił, żebym ja też o nim zapomniała nie wiedząc chyba o tym, że jest to niewykonalne.
- Ok, tyle, że on wygląda tak już długo - John nadal drążył temat, ale ja odwróciłam głowę spoglądając na plecy Edwarda, który siedział na końcu sali wykładowej. Dzięki bardzo wyczulonemu wzrokowi mogłam go widzieć doskonale. Siedział pochylony z głową ułożoną na skrzyżowanych rękach. Wyglądał, jakby spał, ale ja wiedziałam, że najprawdopodobniej jest pogrążony w myślach. Tak wiele dałabym za to, by móc siedzieć obok niego i wiedzieć o czym myśli, dzielić z nim jego troski, bo niewątpliwie był zatroskany. Wiedziałam jednak, że na zawsze utraciłam możliwość rozmowy z nim o czymkolwiek.
Po wykładzie powlokłam się do akademika nie mając zamiaru pojawić się na reszcie zajęć. Tam natknęłam się na Alice, która czytała jakąś książkę.
- Cześć, co masz następne? - Zapytała, gdy weszłam.
- Anatomię, ale nie zamierzam na nią iść, tak jak i na resztę zajęć.
Alice o nic nie pytała, spojrzała tylko na mnie ze współczuciem.
***
Wieczorem Alice wyszła do biblioteki chcąc poszukać czegoś do sesji, a ja usiadłam po prostu gapiąc się w sufit i usiłując wyzbyć się wszelkich uczuć, a w szczególności jednego, miłości do Edwarda, co rzecz jasna nie wychodziło mi najlepiej. Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.
Proszę. - Powiedziałam zastanawiając się co ktoś może ode mnie chcieć akurat teraz.
W drzwiach stał Edward, na jego twarzy nie było tak naprawdę niczego, był jeszcze bledszy niż zwykle, a oczy nie miały już żadnego wyrazu, te oczy, w których jeszcze całkiem niedawno widziałam miłość, uwielbienie, szczęście i po prostu życie były teraz martwe i przerażała mnie głębia cierpienia, którą w sobie kryły.
- Bello, mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczysz i zrozumiesz, musiałem to zrobić, zawsze cię kochałem i zawsze będę cię kochał, ale nie mogę żyć tak dłużej, żyć raniąc ciebie.
Nie przerywałam mu, sama też nic nie mówiłam, bo właściwie co miałabym mu powiedzieć, że staram się zrozumieć? że za nim tęsknię? że mi go brakuje? To wszystko było po prostu bez sensu. Nagle spojrzał na mnie i ujrzałam w jego oczach silną determinację, gdy zamknął mnie w swoich ramionach, ale gdy się odsunął oczy znów zgasły i stały się puste jak przedtem.
- Przepraszam, to było silniejsze ode mnie. - Powiedział.
- Za nic mnie nie przepraszaj. - Odparłam patrząc na niego smutno.
Spojrzał na mnie po raz ostatni odwrócił głowę, westchnął ciężko a potem po prostu wyszedł.
To mnie kompletnie rozbiło, widziałam co się stało, ten mężczyzna załamał się ostatecznie, co tak naprawdę było podobne do stanu w jakim znalazłam się ja sama. Życie bez niego, nie było tym samym, które wiodłam niedawno, było tylko namiastką życia, moje serce było przepełnione bólem, a nie radością, a każdy dzień sprawiał, że nie chciałam, by trwał dłużej, pragnęłam jedynie, żeby to wszystko się skończyło, a gdy tylko widziałam Edwarda wszystko wracało do mnie z podwójną siłą. On sam nie wyglądał najlepiej, a pewnego dnia, gdy podszedł do mnie i prosto w oczy powiedział mi, że nienawidzi siebie za to, co mi zrobił i że myśli nawet o tym,, żeby ze sobą skończyć, bo zawaliło mu się całe życie, nie tylko to, że my się rozstaliśmy, ale i ogólnie jego sens życia uległ destrukcji, zabolało mnie to jeszcze bardziej, a gdy powiedziałam mu, że mimo wszystko go kocham, a jedyne co on mi powiedział, to proste przepraszam, nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Pobiegłam do akademika, a Alice oczywiście wiedziała co się stało.
- Uważam, że powinnaś gdzieś wyjechać Bello, inaczej nigdy się od tego nie odetniesz, chociaż i tak wydaje mi się dziwne to, że Edward tak po prostu cię nie kocha, miłość wampirów jest czymś innym niż ta ludzka, jest niezachwiana… - Przerwałam jej
- Tak, masz rację, wyjadę, innego wyjścia nie mam.
Nie wiedząc co innego zrobić poszłam do Rektora, aby poprosić o urlop, który dostałam bez problemów, uczelnia znając moje wyniki nie robiła mi kłopotów z jakimikolwiek egzaminami, czy nawet przerwami w nauce. Postanowiłam wyjechać do Afryki, daleka podróż na pewno pozwoli mi popatrzeć na wszystko z innej perspektywy.
***
Gdy kilkadziesiąt godzin później znalazłam się w dzikiej dżungli i upolowałam lwa miałam nadzieję, że nowe miejsce pomoże mi to jakoś przetrwać. Co prawda zamieszkałam w drogim hotelu, ale większość czasu spędzałam w lasach tropikalnych. Codziennie dostawałam długie maile od Alice, która informowała mnie o bierzących sprawach z uczelni, a nawet pisała o Edwardzie. Te fragmenty usiłowałam omijać, ale nie wychodziło mi to najlepiej, bo jeśli miałam być szczera wobec siebie samej interesowało mnie to, co u niego się dzieje. Z maili Alice wynikało, że jest załamany, większość wykładów opuszcza, a ona sama najczęściej widuje go w pokoju leżącego na łóżku i gapiącego się w sufit. Miałam ochotę do niego napisać, ale naprawdę nie chciałam po raz kolejny przechodzić przez to samo, po raz kolejny usłyszeć, że nic z tego nie będzie i że już mnie nie kocha.
Pewnego dnia postanowiłam zadzwonić do alice, która była moją jedyną powierniczką w tych trudnych momentach.
- Cześć. - Powiedziała, gdy odebrała po pierwszym sygnale.
- Hej, Alice, ja już nie mogę, nie mogę tak dłużej, muszę się do niego odezwać, nie wytrzymuję dłużej tego milczenia. - Nie chciałam dłużej czekać z wyrzuceniem z siebie wszystkiego co zaprzątało mojej myśli.
- Jeśli do końca dnia się nie odezwie, to po prostu do niego zadzwoń, albo napisz ja czuję, że da się to jeszcze uratować. - Odparła z mocą w głosie
Mi samej ciężko było w to uwierzyć, ale postanowiłam zdać się na jej intuicję.
Milczenie moje i Edwarda trwało już ponad miesiąc, a ja nie mogłam żyć bez niego, taka była prawda. Najbardziej bolało jednak to, że on nic już do mnie nie czuł, a ja próbując odnowić nasze kontakty i uratować związek oszukiwałam samą siebie.
Wieczorem, gdy siedziałam przy komputerze i bezmyślnie odczytywałam wszystkie maile, które wymieniałam z Alice zobaczyłam okno informujące o nadejściu nowej wiadomości.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam w bloku nadawcy adres Edwarda.

Witaj Bello
Nie mogłem dłużej milczeć, bo wciąż o tobie myślę i nie mogę o tobie zapomnieć, nie potrafię żyć bez ciebie, chociaż wiem, że ty nie chcesz mnie już znać, ale błagam, powiedz gdzie teraz jesteś, przyjadę choćby na koniec świata, byle tylko cię zobaczyć i z tobą porozmawiać.

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 45

Witajcie
W końcu dodaję nowy rozdział, a 46 jest w trakcie pisania, piszę tak na wypadek, gdyby jeszcze ktoś to czytał :)Rozdział 45
Gdy weszłyśmy do domu Jess spojrzała na mnie przenikliwie, a ja od razu wyczułam, że coś jest nie tak.
Co tak patrzysz? - Zapytałam, a ona wciąż wpatrywała się we mnie z mieszaniną zaniepokojenia i niedowierzania.
- Po prostu jestem zdziwiona, że nie mieszkasz z Edwardem, nie wiem co się stało, ale nigdy się nie rozdzielaliście, odkąd pamiętam zawsze byliście razem.
Nie wiedziałam jak przekazać jej to wszystko, było to bardzo trudne, bo nie miałam pojęcia, jak moja przyjaciółka to wszystko przyjmie.
- Bo widzisz Jess. - Zaczęłam
- Po prostu ja i Edward, on
on miał romans z Taną, to pewna kobieta, w sumie nasza rodzina, traktuję ich rodzinę jak swoich krewnych, ale ona zawsze odkąd pamiętam kochała Edwarda, no i po prostu ostatnio on, chociaż mówi, że tylko z nią pisał, to wiem, że musiało to być coś więcej i sama rozumiesz, nie mogę mu wybaczyć czegoś takiego.
Jess spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Bello, nie mówisz serio. - Przecież ty poza nim świata nie widzisz.
Jess miała rację, ale musiała też przyznać rację, jeśli chodziło o kwestię wybaczenia Edwardowi.
- Tak, to prawda, ale naprawdę nie mogę mu tego tak po prostu wybaczyć.
- Ale musisz sama przyznać się przed sobą, że nie możesz bez niego żyć. - Jess patrzyła na mnie wciąż świdrującym spojrzeniem.
Nagle usłyszałam dźwięk nadejścia nowej wiadomości tekstowej.
Wzięłam swój telefon i spojrzałam na wyświetlacz, gdy ujrzałam tekst, wszystkie myśli uciekły mi z głowy nie wiedziałam co robić, Edward napisał wiadomość o następującej treści:
Witaj Bello.
Nie mogę z tobą o tym rozmawiać, być może zachowuję się jak tchurz pisząc do ciebie, zamiast powiedzieć ci to prosto w oczy, ale to tylko dlatego, że nie mogę więcej mieszać w twoim życiu. Zraniłem cię i nie mogę zrobić tego nigdy więcej, ponieważ cię kocham i nie mogę patrzeć, jak cierpisz z mojego powodu.
Dlatego uważam, że powinniśmy się rozstać. Jesteś wspaniałą kobietą, ale ja nie zasługuję na ciebie
- Nie mogę w to uwierzyć. - Powiedziałam i podsunęłam Jessicy ekran pod oczy, by mogła przeczytać wiadomość.
- Jestem w szoku. - Powiedziała słabym głosem.
- Podobnie jak ja. - Mruknęłam.
***
Minęło kilka dni. Jessica zdążyła już wyjechać, a ja borykałam się wciąż ze stratą ukochanego, widziałam go na wykładach, ale nie był w najlepszym nastroju, zastanawiałam się, kiedy wniesie pozew o rozwód, w końcu całkiem poważnie mówił o rozstaniu. Alice wiedziała doskonale co się dzieje i mówiła mi wiele razy, że tak naprawdę Edward wcale tego nie chciał, że zrobił to dla mnie, bo uważał, że go nie kocham i że nie mogę wybaczyć mu zdrady, której tak naprawdę nie było. Nie wierzyłam jej, uważałam, że to Edward przestał mnie kochać, że to on nie może już żyć ze mną, ale jego widok zawsze sprawiał mi ból. Wyglądał tak, jakby utracił cały sens w życiu, ale sens życia utraciłam tylko ja, bo to on był jego sensem, to w nim miałam zawsze oparcie, to jemu ufałam bezgranicznie.
- Bello, czy ty mnie słuchasz? - Zapytała któregoś dnia Alice pod wieczór.
- Tak, co jest? - Zapytałam spoglądając na nią mętnym wzrokiem
- Czyli nie słuchasz, Edward do mnie dzwonił.
- że co? - Dzwonił do ciebie? - Mój głos podskoczył o oktawę z emocji
- Tak, dzwonił. - Alice spojrzała na mnie tak, jakby nie dowierzała temu, że nie zrozumiałam tego, co do mnie mówi.
- Był załamany, prosił, żeby ci tego nie mówić, nie sądzi, że cokolwiek da się jeszcze naprawić.
Jej słowa spowodowały, że moje serce przyszył ból.
- On chce coś naprawiać? - Nie wiem naprawdę, czy mamy jeszcze do czego wracać - Alice spojrzała na mnie z żalem w oczach.
- On cię nadal kocha. - To się nigdy nie zmieniło, on tylko zgubił gdzieś właściwą drogę
Nie chciałam tego słuchać, obawiałam się, że jeśli jeszcze przez chwilę posłucham Alice mówiącej o bezgranicznej miłości Edwarda to po prostu się złamię i pobiegnie, by rzucić mu się w ramiona. Musiałam zaakceptować fakt, że pewien etap mojego życia się zakończył, zakończył się bezpowrotnie.

wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 44

Rozdział 44

Minęły dwa tygodnie.
Edward nie pojawiał się na niektórych wykładach, ale przypuszczałam, że spędzał ten czas na czytaniu książek albo polowaniach.
Ja wciąż mieszkałam z Alice, która była naprawdę dobrą współlokatorką.
Pewnego dnia wybrałam się na samotne zakupy. Stwierdziłam po prostu, że potrzebuję jakichś wygodnych ciuchów. Wróciłam po bitych trzech godzinach. Alice ujrzawszy mnie, uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj, Bello - zaświergotała. - Co tam masz?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic szczególnego.
- No pokaż - poprosiła.
Otworzyłam wielką torbę z nowymi ubraniami. Dziewczyna wytrzeszczyła zczy.
- Co to ma być? - spytała ze złością. - Ty jesteś chłopką czy kobietą?
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam.
- Jak to o co? - odparła, spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
- Naprawdę nie rozumiem - powiedziałam.
- Po prostu prawdziwa kobieta nie nosi dresów i bluz, tylko ubiera się bardziej... No sama wiesz - odparła Alice tonem znawczyni.
- O gustach się nie dyskutuje - odparowałam.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Ty mi tu z łacińskimi sentencjami nie wyjeżdżaj.
- A z łaciną podwórkową mogę?
Nasz dość niedorzeczny spór przerwał odgłos otwieranych drzwi. Obróciłyśmy się jak na komendę. W progu stał mój mąż. Poczułam, że zbiera mi się na płacz.
- Dlaczego nie zapukałeś? - zapytała Alice spoglądając na niego z zaskoczeniem.
Zarówno ja, jak i ona uważała, że to nie w jego snylu.
- Przepraszam. - powiedział ze skruchą
Kultura się kłania! - zbeształa go Alice.
- Wybacz - odparł
Dobra, dobra - machnęła niecierpliwie ręką. - Jakie licho cię tu przywiało?
- Chciałem pożyczyć tą książkę, której używałem w semestrze letnim - odpowiedział.
Na chwilę zniknęła w drugim pokoju, ale zanim Edward zdążył choćby mrugnąć, wróciła i podała mu gruby tom.
Ja schowałam się w drugim pokoju, nie chcąc doprwadzić swoją obecnością do konfrontacji, na którą i tak nie byłam jeszcze gotowa. Miałam nadzieję, że Edwardowi taki pomysł nie wpadnie do głowy, a nawet jeśli wpadnie, to nie zarejestruje, że znajduję się w domu.
- Czy mógłbym porozmawiać z Bellą? - usłyszałam pytanie, a moje wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości.
- Belli nie ma w domu - zabrzmiała wypowiedziana pewnym głosem odpowiedź Alice.
- Gdyby wróciła, to proszę powiedz jej, że chciałbym z nią porozmawiać - powiedział Edward, a jego głos zadrżał nieznacznie.
- Dobrze - odparła, a mój mąż wyszedł.
- Sama słyszałaś - powiedziała Alice.
- Tak, słyszałam i wcale nie zamierzam z nim rozmawiać - odrzekłam bezlitośnie.
- Zrobisz z tym, co zechcesz, ale ja osobiście uważam, że powinniście sobie wszystko wyjaśnić jeszcze raz, widzę, że jest mu ciężko, czuję to - powiedziała Alice, a ja spojrzałam na nią spode łba.
- Dlczego tak na mnie patrzysz? Znam mojego brata i wiem co mówię, czuję, że cierpi.
Z jednej strony wiedziałam, że najprawdopodobniej Alice ma rację, ale z drugiej powiedziałam sobie, że nie będę już taka łatwa. Kochałam Edwarda najbardziej na świecie, ale zdrady nie mogłam mu wybaczyć, a przynajmniej na razie, nie wiedziałam nawet, czy będzie to możliwe kiedykolwiek, postanowiłam więc po prostu nie zwracać na niego uwagi i zająć się innymi sprawami, po prostu cieszyć się życiem i starać się nie myśleć o nim. Dziewczyna jak zwykle wiedziała, czego potrzebuję. Gdy zostawiła mnie samą, poczułam jak moje oczy robią się suche. Nie wiem, jak długo tak siedziałam pogrążona w ponurych myślach. W każdym razie nagle wpadła moja szwagierka.
- Ej, Bello, mam cudowny pomysł!
- Co tym razem? - spytałam bez cienia uśmiechu.
- Chodźmy na imprezę!
- No proszę - powiedziała błagalnie, widząc mój brak entuzjazmu.
- Nie wiem, może pójdziemy. Może jak się rozerwę, to będzie mi lepiej - powiedziałam.
- No to ok - ucieszyła się Alice i w podskokach pobiegła do swojej garderoby.
Gdy wróciła miała na sobie srebrzystą kreację, która spływała aż do ziemi. Kiedy na nią spojrzałam uzmysłowiłam sobie, że ja w porównaniu z nią wypadam dość blado w prostej niebieskiej sukience bez ramionczek, ale postanowiłam się tym nie przejmować, w końcu ubranie to nie wszystko.

Gdy znalazłyśmy się w klubie od razu ruszyłam do baru po jakieś drinki. Wiedziałam, że picie alkoholu w mojej sytuacji nie jest najlepszym lekiem na ból, ale usiłowałam czymś zagłuszyć dręczące mnie myśli. Alice wypiła niewiele, ale i tak była nieco wstawiona. Gdy ruszyłam na parkiet nieźle szumiało mi już w głowie. Nagle poczułam jakieś ramiona, które mnie objęły. Nie protestowałam. Spojrzałam na twarz mężczyzny, był wysoki, miał zielone oczy i czarne kręcone włosy.
- Jak się nazywasz? - zapytałam
- Harry - odparł.
- A ja Bella - powiedziałam wciąż przyglądając mu się badawczo.
Poczułam, że zaczynamy tańczyć. Robił to całkiem nieźle, chociaż trochę szarpał. Przetańczyliśmy kilka piosenek po czym wróciłam do Alice.
- Zajebisty był - powiedziałam uradowana.
- Bello, jesteś kompletnie pijana, a on wcale nie jest taki świetny, jak mówisz - odpowiedziała patrząc na mnie sceptycznie.
- Przestań, jaka pijana - powiedziałam oburzona i znów ruszyłam na parkiet.
Ledwie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, a już wylądowałam w ramionach jakiegoś mężczyzny. Przytulał mnie mocno, a nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Chwilę później poczłam, że całujemy się namiętnie. Byłam zaskoczona, że nie przeszkadza mu choćby temperatura mojego ciała, ale cieszyłam się, że ktoś okazuje mi czułość w ten sposób.

Gdy ocknęłam się z alkoholowego odrętwienia pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam był fakt, że nie byłam w swoim domu. Następna zmiana była dużo gorsza. Zauważyłam, że znajduję się w łóżku z mężczyzną, którego poznałam wczoraj w klubie. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co się między nami wydarzyło. Mężczyzna nie spał, więc spojrzałam na niego ostrożnie i zapytałam.
- Powiedz mi, czy my... Czy między nami do czegoś doszło?
- Nie - odparł przepitym głosem.
- Nie dałaś mi na to czasu, właśnie miałem zamiar się do ciebie zabrać - dodał po krótkiej chwili.
Ucieszyłam się, założyłam sukienkę i buty, wzięłam torebkę i wybiegłam z domu.
Kiedy pojawiłam się w domu Alice o wszystkim już wiedziała. Czułam, że nie ma zamiaru mnie ganić, ale wiedziałam też, że coś jest nie tak.
- Powiedziałam Edwardowi, jest załamany - powiedziała Alice.
- Nie, przecież on mnie zabije - odpowiedziałam załamującym się głosem.
- Nie sądzę - odparła powoli, rozczesując sobie włosy.
Weszłam do salonu i opadłam na kanapę. Gdy tylko włączyłam telewizor, rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam, domyślając się, kogo zobaczę.
- Bello - odezwał się Edward, wchodząc. - Możemy porozmawiać? Alice...
Nie musiał kończyć.
- Pospaceruję sobie - zapowiedziała, po czym ulotniła się.
- Tak - zwróciłam się do Edwarda.
Bałam się tego, co mi powie, ale wolałam mieć to za sobą. Usiadłam na tej samej kanapie co wcześniej, a on zajął fotel. Nawet biorąc pod uwagę nasze ostatnie przejścia, nigdy nie widziałam, by zachowywał się z taką rezerwą.
- Na pewno wiesz co robisz? - spytał z takim spokojem, że ledwo mogłam to znieść.
- Nic ci do tego - odcięłam się.
- Może i nie - odpowiedział z kamienną twarzą. - Ale po prostu się martwię.
- Jestem dorosła - przypomniałam mu cierpko.
- Co nie jest ruwnoznaczne z pojęciem rozsądna - zauważył. - Chciałaś się zemścić?
- Niezupełnie. Upiłam się.
- Masz ci los - rozłożył ręce. - To cię nie usprawiedliwia.
Ton jego głosu był surowy, ale nadal całkowicie opanowany.
- A ciebie co usprawiedliwia? - posłałam mu gniewne spojrzenie. - Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie umoralniać.
- Dorosłość - prychnął. - Skoro tak ją rozumiesz... Nie poznaję cię - wstał. - Nie odgrywaj się na mnie. Bądź tylko szczęśliwa.
Ten jego stoicyzm doprowadzał mnie do szału. Zacisnęłam zęby.
- Nie masz prawa kierować moim życiem!
Chciałam być nieugięta, choć nie było to łatwe.
- Nie mam - przyznał. - Nie przyjdę tu więcej. Trzymaj się.
Wyszedł, a ja wpatrzyłam się tępo w sufit. Czułam się tak, jakbym dostała w twarz. Nie wiedziałam co mam robić. Edward wciąż był moim mężem, ciągle go kochałam, ale przecież nie mogłam do niego wrócić, nie po tym co się teraz stało
Byłam rozdarta, a nawet Alice nie byłaby mi chyba w stanie teraz pomóc. Gdy wróciła podeszłam do niej, przytuliłam się i zaczęłam płakać.
- Co się stało? - zapytała Alice z troską.
- Wiesz przecież - wyszlochałam.
- Nie do końca. Nie widziałam wszystkich szczegółów - wyjaśniła.
- Nie teraz - załkałam.
Zaprowadziła mnie do sypialni, gdzie opadłam na łóżko.
- Powinnaś go wy\łuchać - dotarł do mnie jej łagodny głos.
- Nie wiem co powinnam, a czego nie - odpowiedziałam.
Kochasz go? - zapytała Alice
- Przecież wiesz, że tak - odpowiedziałam
- Ale czy na tyle, aby do niego wrócić i go wysłuchać? - zapytała.
- Sama nie wiem - mróknęłam.
Zrobiła krok w moją stronę.
- Kochana, mogę ci pomóc i w ogóle, ale nikt za ciebie nie zadecyduje.
- Kocham go, chcę coś z tym zrobić, ale nie wiem co - powiedziałam patrząc tępo w ścianę.
- Mam ci pocóc? - zapytała.
- Tak - odparłam cicho. - Ale ja... Najpierw muszę to wszystko przemyśleć.
- Dziękuję - powiedziałam, nie mając jednak nadziei, że coś się da z tym zrobić. Ejward wyraźnie powiedział, że więcej tu się nie pojawi, a tym samym zniknie z mojego życia. Alice wraz ze mną musiałaby błagać go chyba na kolanach, żeby zmienił decyzję.
- Może mi to trochę zająć - uprzedziłam ją. - Gdybyś go widziała...
Pokręciłam głową.
- Chyba coś poczytam - stwierdziłam po chwili.
Wzięłam książkę, ale nie dawała mi ona wytchnienia. Postanowiłam zadzwonić do Edwarda. Wiedziałam, że katuję się rozmawiając z nim i odgrzebując tamtą sprawę, ale musiałam go słyszeć, bo nie mogłam bez niego żyć, a jeśli nie mogliśmy być razem to musiałam zapewnić sobie chociaż jakąś namiastkę mojego ukochanego. Edward rozmawiając ze mną był wciąż opanowany, był wręcz niepokojąco spokojny, zbyt spokojny jak na kogoś kto przeżywał rewolucję w życiu.
- Co masz mi do powiedzenia? - spytał po wymianie standardowego "cześć".
- Ja tylko... - zaczęłam i urwałam, żałując, że zdecydowałam się na ten telefon.
- Edward... Ja cię kocham. Ja... Sama już nie wiem, nic już nie wiem.
- Co takiego? - Zapytał Edward zdezorientowany.
- Kocham cię - powtórzyłam z lekką irytacją.
W słuchawce zapadła cisza. W końcu odezwał się:
- To po co zrobiłaś to całe przedstawienie? I czemu, do cholery, nie powiedziałaś mi tego, kiedy u ciebie byłem?
- Bo ty mnie już nie kochasz - wyszlochałam.
Przestałam panować nad swoim głosem, dosłownie wyłam, wyłam z żalu i bólu, który rozrywał mnie od środka.
- Nie chciałaś mnie słuchać - w jego głosie nareszcie wyczuwało się jakieś emocje, jego ton nieco złagodniał. - Z Tanyą to był wielki błąd, ale wiedz, że do niczego między nami nie doszło. Przepraszam, chociaż wiem, że to o wiele za mało... Też cię kocham, jak wariat. Proszę, nie płacz...
- To nie jest rozmowa na telefon - wyszlochałam już zupełnie nie panując nad głosem.
- Mam p[yjść? - Zapytał.
- Jak uważasz - odparłam.
- Będę za pół minuty.
Rzeczywiście, już po chwili usłyszałam pukanie. Powlokłam się, by otworzyć. Na mój widok Alice uniosła brwi.
- Co się...
- Później - ucięłam, naciskając klamkę.
Alice od razu zrozumiała i wyszła. Ja nie wiedziałam co robić, spoglądałam na Edwarda jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. Gardło zacisnęło mi się, przez co nie byłam w stanie się odezwać.
- Czemu tak patrzysz? - spytał.
- Bo kompletnie nie wiem co zrobić. Kocham cię, ale nie mam pojęcia, że tak powiem, co z tobą w tej kwestii - powiedziałam nieśmiało.
- Naprawdę żałuję, że tak się potoczyło - odparł.
- I myślisz, że ci uwierzę?
Nie lubiłam się kłócić,, ale bardzo mnie zranił. Wiedziałam, że prędzej czy później mu wybaczę, ale czy będę potrafiła ponownie zaufać?
- Bello, a ty mogłaś prawie przespać się z obcym mężczyzną? - Zapytał.
- Ja byłam pijana, a ty doskonale wiedziałeś co robisz romansując z Tanyą! - Podniosłam głoss, bo nie byłam już w stanie mówić do niego tak spokojnie.
- Nic nie usprawiedliwia ani ciebie, ani mnie.
- No najlepiej - wzruszyłam ramionami. - Gratuluję podejścia.
- Bella! Do cholery! Nie mów mi, że moje podejście jest złe! - wrzeszczał na mnie, jego głos świdrował mój mózg.
- Jest - próbowałam się uspokoić. - Bo mówisz, że nic nas nie usprawiedliwia, a przed chwilą robiłeś ze mnie potwora. Zastanów się, o co ci w końcu chodzi!
- Sam nie wiem - mróknął zakłopotany.
- Edwardzie, ja też nie wiem co robić - powiedziałam czując suchość w oczach.
Na chwilę wyciągnął ręce, chyba chcąc mnie przytulić, ale pokręciłam głową i dodałam:
- Nie mam pojęcia jak to naprawić.
- Wróć do mnie, proszę, kocham cię - powiedział i stal w jego oczach zamieniła się w płynne złoto.
- Sama nie wiem, też cię kocham, ale nie wiem czy jestem w stanie tak żyć. Nie mówię, że nie chcę, ale uważam, że oboje potrzebujemy czasu.
- Bello, błagam - spojrzał na mnie czule i pochylił się lekko do przodu.
Nasze usta się spotkały. Pozwoliłam mu się pocałować, może w głębi serca potrzebowałam odrobiny czułości?
Po chwili odsunęłam go od siebie i powiedziałam:
- Boję się robić ci za dużo nadziei.
Wyglądał na trochę urażonego, ale po jego minie poznałam, że próbuje mnie zrozumieć.
- Bello... Tak, rozumiem, a przynajmniej staram się zrozumieć, ale wiedz, że kocham cię najbardziej na świecie i że moje serce zawsze będzie należało do ciebie.
- Nie wiem, kocham cię, ale nie mam pojęcia, czy umiem tak po prostu do ciebie wrócić.
- Nie kochasz mnie? Jeśli tak jest, to mnie nie oszczędzaj.
Uśmiechnął się smutno.
- Już ci przecież powiedziałam. W przeciwieństwie do ciebie nie mam problemów z ciągłymi zmianami nastrojów.
- Bello, ja po prostu chcę wiedzić, czy kiedyś do mnie wrócisz, bo tęstknię za tobą, naprawdę.
Byłam w stanie jedynie pokiwać głową, jako że nie ufałam swojemu głosowi.
- Powiedz coś - poprosił.
Ten jego charakterystyczny, uwodzicielski ton działał na mnie tak jak zawsze.
- Wiem o tym i też za tobą tęsknię - odpowiedziałam, patrząc w podłogę. - Ale póki co zostaw mnie samą.
- Rozumiem, ale pozwól mi...
Nie dokończył, tylko zamknął mnie w swoich ramionach.
Przytuliłam się, ale chwilę później odchyliłam lekko głowę, by móc spojrzeć mu w twarz.
- Edwardzie, nie mogę... Wybacz.
Puścił mnie. Z jego twarzy tym razem nie dało się nic wyczytać.
- Dobranoc, Bello - powiedział miękko, będąc już przy drzwiach.
- Dobranoc - odpowiedziałam. Chciałam się do niego przytulić, ale z drugiej strony wiedziałam, że wtedy zrobię i jemu, i sobie zbyt dużą nadzieję. Nie wytrzymałam i podeszłam do niego. Wzięłam go za rękę i poczułam, jak jakaś iskra przebiega przez moje ciało. Mój mąż jednak odepchnął mnie łagodnie.
- Mieliśmy sobie wszystko przemyśleć - przypomniał mi.
Niechętnie się cofnęłam, a on wyszedł, nie odezwawszy się więcej. Ja natomiast położyłam się do łóżka, zastanawiając się, kiedy wróci Alice. Jakąś minutę później zobaczyłam ją w progu pokoju.
- Wszystko w porządku? - spytała.
- Chyba tak - odparłam, starając się uśmiechnąć. - Jeszcze się nie pogodziliśmy, ale mam nadzieję, że nastąpi to w najbliższym czasie.

Następnego dnia rano, gdy włączyłam komputer i zalogowałam się na Facebooka, odczytałam wiadomość od Jess:
"Hej, Państwo Cullen! Co u Was ciekawego? Nie chcę się wpraszać, ale że się za Wami stęskniłam i że jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi, to pomyślałam sobie, że może byśmy się jakoś spotkali. Co Wy na to? :) Pozdro z deszczowego Forx".
Odpisałam:
"Super pomysł. Jeśli nie masz dziś żadnych planów, to wpadnij nawet dziś po południu. Liczę, że zostaniesz co najmniej na dwa tygodnie. Uściski".
Nie podzieliłam się z nią swoimi rozterkami sercowymi. Uznałam to za niepotrzebne. Potrzebowałam jednak jakiejkolwiek odmiany. Mimo iż przez większość naszej znajomości ona nawijała, a ja albo tego słuchałam, albo wyłączałam się, gdy miałam już dość. Teraz było inaczej - miałam nadzieję, że jej towarzystwo okaże się pomocne, że pozwoli mi oderwać się od ponurych rozmyślań. Kochałam Edwarda, temu nie mogłam zaprzeczyć, ale ostateczna decyzja związana z naszą przyszłością wciąż jawiła mi się jako bardzo trudna. Chwilę później odebrałam wiadomość o następującej treści:
"Ok, jasne, że przyjadę dzisiaj, skoro mnie zapraszasz, to jasne".
Ucieszyłam się, ale chwilę potem napisałam jej, że mieszkam tymczasowo u Alice, nadal nie powiedziałam jej jednak o mojej separacji z mężem. Byłam uradowana, gdy uświadomiłam sobie, że Jessica przyjedzie również ze swoją córką, którą wprost uwielbiałam.

Po południu usłyszałam trąbienie samochnu i znajomy biały Ford zajechał pod domki akademickie. Jessica wyszła z samochodu, a mała Jess wybiegła za matką. Pobiegłam prosto do mojej koleżanki i rzuciłam się jej na szyję.
- Hej Bella!! - wykrzyknęła wesoło Jess
- Cześć - odparłam.
Następnie wzięłam od Jessicy walizkę i weszłyśmy do domu.

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 43

Witam
W końcu napisałam nowy rozdział, tym razem ma on charakter bardziej osobisty niż poprzednie.
W tym miejscu chciałabym podziękować Angelice i Izie, bez których ten rozdział po pierwszy by pewnie nie powstał, a po drugie, nie wiem jak bym poradziła sobie bez was z tym wszystkim.
A teraz zapraszam do lektury, chociaż nie wiem, czy ktoś to czyta
Rozdział 43.
Tak mijały kolejne dni, w trakcie których Edward zaczął zachowywać się dość nietypowo jak na niego. Często wychodził na kilka godzin, nawet mnie nie uprzedzając. Widziałam go często z telefonem w dłoni, z ponurą miną. Gdy pytałam, co jest grane, odpowiadał, że nic i że po prostu z kimś pisze, a ja czułam się jak spławiona idiotka. Z dnia na dzień narastało między nami nieznośne napięcie. Mój mąż nie raz sprawiał wrażenie melancholika, ale teraz zdecydowanie przechodził samego siebie.
- Gdzie znowu wychodzisz? – Zapytałam spoglądając na niego podejrzliwie.
- Na polowanie, nie wiem kiedy wrócę - odpowiedział.
Wyszedł bezszelestnie, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem. To naprawdę nie było w jego stylu. Zrezygnowana opadłam na łóżko i wpatrzyłam się w okno. Czułam, że powinniśmy szczerze porozmawiać, tyle że Edward nie wykazywał zainteresowania nawet w trakcie codziennych wymian zdań. Po kilku minutach bezczynności postanowiłam pogadać z Alice. Znała mojego męża lepiej niż ktokolwiek inny, a poza tym zawsze dobrze się rozumiałyśmy.
- Cześć Bello - Powitała mnie i od razu spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Już wiesz, że jest coś nie tak, prawda? - Zapytałam.
- Jasne, znam cię zbyt dobrze, żeby udało ci się mnie oszukać. - Odparła szczerze.
- No więc chodzi, jak zapewne już wiesz, o Edwarda - Powiedziałam.
- No i co znowu nabroił?
- W ogóle nie chce się do mnie odzywać, czego kompletnie nie rozumiem. - Odpowiedziałam zmartwiona
    Moja szwagierka zamknęła na chwilę oczy. Gdy je otworzyła, na jej twarzy pojawiła się troska.
- Co się dzieje? - spytałam cicho.
- Och, wszystko jest rozmazane! - zirytowała się. - On się chyba... Waha. Nie wiem... Ale będę jeszcze próbować.
- To nie twoja wina, Alice - rzekłam, kładąc jej rękę na ramieniu.
Westchnęła głęboko.
- Ciężko mi patrzeć, jak cierpisz - powiedziała.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzę - Odparłam.
Powiedziałam tak tylko dlatego, żeby pocieszyć Alice, nie chciałam, żeby czuła się winna, ale tak na prawdę nie wiedziałam, czy moja psychika podoła kolejnej tego typu próbie.
- Zostań, jeśli chcesz - odezwała się, widząc, że zamierzam wrócić do sypialni małżeńskiej.
- Wolę nie siedzieć ci na głowie - odpowiedziałam.
Wprawdzie potrzebowałam teraz towarzystwa, ale nie chciałam być dla nikogo ciężarem.
- Siadaj - wskazała miejsce koło siebie. - Słuchaj, no... Może zrobimy sobie babski wieczór?
- Nie mam nic przeciwko. - Powiedziałam, i od razu zrobiło mi się jakoś weselej.
Takie wieczory z Alice zawsze poprawiały mi humor, gdyż dziewczyna wciąż niezmiennie tryskała energią i potrafiła zarazić wszystkich dookoła swoim entuzjazmem.
- Teraz zakazuję ci myśleć o Edwardzie - Oświadczyła stanowczo.
- Masz rację, nie jest tego wart. - Odparłam uśmiechając się tryumfalnie.
Byłam dumna z tego, że potrafiłam tak po prostu skupić swoją uwagę na czymś zupełnie innym, niż tylko na tym co takiego robi mój mąż i dlaczego zdecydował się do mnie nie odzywać.
- Zaczynamy - ogłosiła, przynosząc pełen zestaw do makijażu.
- Mam się tym wszystkim upaprać? - spytałam.
- Bello - zgromiła mnie wzrokiem. - Nie utrudniaj.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Spojrzałam na wszelkie pędzelki, szminki i inne sprzęty i zaczęłam się malować.
Nigdy nie sprawiało mi to takiej przyjemności, jak Alice, ale uznałam, że muszę robić cokolwiek, żeby tylko zapomnieć o Edwardzie, który mimo wszystko nadal gościł w moich myślach.
- Pomaluję ci włosy - zaszczebiotała nagle.
- Tylko nie na rudo! - uprzedziłam ją.
Kiedyś zrobiła mi taki psikus w ramach Prima Aprilis.
- Miej do mnie trochę więcej zaufania - oburzyła się.
- Mam - Odparłam, ale nie chcę mieć rudych włosów, bo kojarzą się mi z Victorią.
- A blond może być? - Zapytała zrezygnowana.
- Tak, będzie w porządku. - Odpowiedziałam.
- Trudno ci dogodzić - poskarżyła się, ale wzięła odpowiednią farbę.
Uśmiechnęłam się lekko.
- I tak mnie kochasz.
- Pewnie! - zawołała. - A może przy okazji chcesz strzyżenie?
- Jestem za, a w ogóle mogę dzisiaj u ciebie nocować?
- Jasne, Jasper i tak wyjechał na kilkudniowe polowanie, a ja sama będę się nudzić.
- Ja w sumie też jestem sama, niby jest Edward, ale jest tak, jakby go nie było.
- Ej, wyszczerz kły - zażartowała. - Nie warto martwić się na zapas.
Pragnęłam jej wierzyć, jednak moja kobieca intuicja podpowiadała mi coś wręcz przeciwnego. Westchnęłam cicho.
- Bo zaraz cyknę ci zdjęcie, wkleję na Facebooka i podpiszę "Ponurak" - rzuciła.
- A rób co chcesz, nawet jeśli on to zobaczy, to będzie mi wszystko jedno. - Odpowiedziałam.
- Serio, Bello, nie przejmuj się, uważam, że Edwardowi coś odbiło, a jeśli nie, jeśli na prawdę jest tak jak mówisz, to jest ostatnim idiotą, nie warto się przejmować, co ma być, to będzie. - Powiedziała i położyła mi rękę na ramieniu.
Wstałam i przytuliłam się do niej, uważając, by nie umazać jej farbą. Nie protestowała. Czułam, że wie, czego potrzebuję.
- Spokojnie... - szepnęła tylko. - Zawsze masz mnie.
Mimo wszystko zrobiło mi się trochę lżej na sercu.
Zawsze lepiej było wiedzieć, że jest ktoś jeszcze i że na Edwardzie nie kończy się lista ludzi, na których mogę liczyć.
Tak na prawdę nie chciałam teraz widzieć mojego męża, kochałam go, to jasne, ale nie chciałam znów czuć tego chłodu, jakim obecnie mnie obdarzał.
Sądziłam, że nawet nie zauważy, że mnie nie ma.
Niespodziewanie Alice wpadła na kolejny szalony pomysł.
- Namaluję twój autoportret! - zawołała.
- Nie masz farb - odpowiedziałam, choć nie byłam tego taka pewna.
- A poza tym, chyba nie jestem w nastroju, żeby pozować, Alice, tęsknię za nim. - Powiedziałam i poczułam suchość w oczach.
- Głowa do góry - pocieszyła mnie. - Poradzimy sobie.
Byłam jej naprawdę wdzięczna za te słowa, ale brak porozumienia z Edwardem zbyt mnie przytłaczał. Moja bratnia (czy też siostrzana) dusza nie naciskała.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie sądzę, obawiam się, że jedynie porozumienie z tym idiotą by mi pomogło. - Odparłam.
- Bądź cierpliwa, kochana - poradziła mi.
Wsłuchała się w ciszę.
- Wraca - oznajmiła po paru sekundach.
Skuliłam się na fotelu, nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony nienawidziłam go za to, co mi robił, z drugiej jednak kochałam go nad życie, był kimś, bez kogo nie wyobrażałam sobie swojej dalszej egzystencji.
Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
„Wrócił.” - Przemkneło mi przez myśl.
- Bello, zostajesz u mnie czy może jednak wolisz iść do siebie, żeby z nim porozmawiać? - Przecięło ciszę pytanie Alice.
- Zostaję u ciebie, nie jestem jeszcze gotowa na taką poważną rozmowę. - Odparłam, byłam pewna, że nie jest to odpowiedni moment na podjęcie ostatecznych kroków.

Następnego dnia, gdy zarejestrowałam, że Edward wyszedł wróciłam do siebie.
Zauważyłam, że mój mąż nie wziął swojego telefonu.
Z jednej strony wiedziałam, że jest to wobec niego nie w porządku, ale z drugiej sądziłam, że może to ułatwić mi podjęcie decyzji, więc sięgnęłam po jego komórkę
Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniała informacja o jednej nieprzeczytanej wiadomości.
Odblokowałam ekran i odczytałam następującą treść:
„Witaj Edwardzie, tęsknię za tobą, odezwij się”
Gdy ujrzałam, kto był nadawcą, aż mnie zatkało.
Tą wiadomość napisał nie kto inny, tylko Tanya.
Byłam w szoku, ale ciekawość i narastające emocje wzięły górę.
Postanowiłam przejrzeć całą konwersację, po chwili już wiedziałam, co muszę zrobić. Z wiadomości wynikało, ze pisali już ze sobą od dawna i że nawiązali coś w rodzaju romansu, przynajmniej ze strony Tanyi tak to wyglądało, wiadomości Edwarda były tak trudne do rozszyfrowania, że nie do końca wiedziałam, jak przedstawiało się to z jego strony. Byłam jednak pewna tego, że nie mogę mu tak łatwo wybaczyć czegoś takiego i przejść nad tym do porządku dziennego, tak więc postanowiłam od razu jak wróci poważnie z nim porozmawiać.
Kiedy wszedł do domu spojrzałam na niego ukradkiem, aby wykryć, jaki ma wyraz twarzy. Zauważyłam, że tak na prawdę jego twarz znów nie wyrażała żadnych emocji, był chłodny i opanowany.
- Edwardzie, musimy poważnie porozmawiać. - Wykrztusiłam w końcu, byłam zaskoczona pewnością swojego głosu.
- Tak, o czym chcesz ze mną porozmawiać? - Zapytał mnie bez cienia zainteresowania
- Widziałam twoje wiadomości, które pisałeś do Tanyi, wiem wiem, nie było to w porządku, w ogóle nie powinnam ruszać twojego telefonu, ale po prostu od jakiegoś czasu zachowujesz się tak, jakbym w ogóle nie istniała i omijasz mnie szerokim łukiem, nawet nie chcesz ze mną rozmawiać, wiem, że masz z nią romans i uważam, że najlepszym sposobem na to, żebyś był na prawdę szczęśliwy jest zakończenie tego związku.
Tylko tyle mogłam mu powiedzieć, wiedziałam, że gdybym powiedziała choć słowo więcej załamałabym się, a moja pewność siebie i silne postanowienie ległyby w gruzach.
- Chcesz odejść? Jeśli tak, to mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, powiem ci jedno, ja na pewno nie będę, zawsze kochałem tylko ciebie, Tanya… Tanya to… To była chwilowa słabość, czego teraz bardzo żałuję.
- Nie, Edwardzie nie próbuj wzbudzić we mnie litości, odchodzę i koniec. - Powiedziałam twardo, a następnie poszłam do drugiego pokoju spakować swoje rzeczy. Gdy wszystko było już w torbie po raz ostatni spojrzałam na mojego ukochanego.
- Żegnaj. - Powiedziałam i bez zbędnych słów wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Od razu postanowiłam, że zamieszkam u Alice. Ona jedyna będzie w stanie mnie zrozumieć i tylko przy niej znajdę schronienie przed natrętnymi myślami, które na pewno tak szybko mnie nie opuszczą.
Weszłam do jej pokoju i od progu poinformowałam ją.
- Odeszłam od niego.
Alice nie wydawała się być ani trochę zaskoczona, przez chwilę zapomniałam o jej zdolnościach.
- Tak, wiem, jasne, że możesz tu zamieszkać. - Odpowiedziała na moje niewypowiedziane na głos pytanie.
Usiadłam obok mojej siostry i wpatrzyłam się tępo w sufit. Nie wiedziałam, czy podjęłam dobrą decyzję, wiedziałam jednak, że na chwilę obecną była ona jedyną, która nie kłóciłaby się z moimi uczuciami i zasadami.

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 42



Rozdział 42

Minęło kilka miesięcy.
Chodziliśmy na wykłady, na których w większości nie skupiałam się na słowach profesorów, ale rozmyślałam o wszystkich sprawach, które mnie, ale nietylko bezpośrednio mnie dotyczyły.
Pewnego dnia późnym wieczorem zadzwonił telefon. Dzwoniła Tanya,  żeby zaprosić nas do siebie.
Zgodziłam się, bo nie miałam powodów, żeby tego nie zrobić.
Edward wszedł do pokoju obładowany książkami.
- To dla Jessicy. - powiedział, rzucając wszystkie tomy na biórko.
- Tanya zaprosiła nas do siebie. - Powiedziałam, a Edward spojrzał na mnie niepewnie.
- Zgodziłaś się? - Zapytał spuszczając wzrok.
- Tak - odparłam.
Kiedy? - Zapytał beznamiętym tonem.
- Za tydzień - odpowiedziałam.
Przez cały wieczór Edward był jakiś nieobecny.
- Co się dzieje? - zapytałam
- Nic - Odpowiedział spoglądając w okno bez specjalnego zainteresowania.

Minął tydzień, gdy nadszedł dzień wyjazdu Edward wyglądał jeszcze gorzej.
Po kilu godzinach dojechaliśmy.
Tanya spojrzała na mnie przelotnie i podeszła do Edwarda.
- Stęskniłam się za tobą. - Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona.
Poczułam się dość dziwnie widząc jak moja dawna rywalka wita się z moim mężem, jakby to ona była jego żoną.
Niczego jednak nie dawałam po sobie poznać.
Weszliśmy do wielkiego domu, który zamieszkiwała rodzina Tanyi.
- Macie bardzo ładny dom. - Powiedziałam, ale mówiąc to spoglądałam na Kate. Na jej siostrę nie byłam w stanie patrzeć. Widziałam jak rzucała tęsne spojrzenia w stronę Edwarda i nie napawało mnie to wcale przyjaźnią do jej osoby.
- Dziękujemy - odparła Kate spogądając na mnie przyjaźnie.
Podeszłam do niej, uścisnęłam jej rękę i natychmiast poczułam delikatne mrowienie w palcach.
Przypomniałam sobie, że Kate ma dar rażenia prądem i szybko się od niej odsunęłam.
- Przepraszam - Powiedziała patrząc na mnie niewinnie.
- Nic nie szkodzi odparłam uśmiechając się serdecznie.
Po jakimś czasie siedzenia i rozmów pomyślałam, że dobrze byłoby na coś zapolować.
Wybiegłam do lasu, a reszta rodziny nic sobie z tego nie robiła, ponieważ było to dla nich coś zupełnie naturalnego.
Po zabiciu kilku karibu wróciłam do domu, a to co zobaczyłam po przekroczeniu progu zupełnie mnie zaszokowało.
Edward obejmował Tanye w talii a ona przytulała się do niego.
- Tanyo, rozumiem, że jesteś nieszczęśliwa, ale ja cię nie kocham. – Usłyszałam jego głos.
- Błagam – Powiedziała, ale w tym momencie Edward odwrócił wzrok w moją stronę.
Witam Bello. – Powiedział i podszedł do mnie.
- Nie widzieliśmy się zaledwie jakieś dwie godziny. – Powiedziałam dziwiąc się temu przypływowi uczuć.
- Wiem, ale i tak tęskniłem. - Odparł.
Zdziwiłam się, ale nic nie odpowiedziałam.
Kate postanowiła przejść się ze mną po górach.
- Mamy tu piękny krajobraz – Powiedziała nakładając płaszcz.
Jakąś część tej malowniczej krainy zdążyłam zobaczyć podczas polowania, ale ciekawa byłam jakie jeszcze bogactwo posiada w sobie Alaska.
Góry były naprawdę piękne.
Śnieg skrzyl się czystą bielą na majestatycznych szczytach.
Skały nadawały temu miejscu nieco mroczności, ale pozwalały też czuć się tu bezpiecznie.
Wspinałyśmy się po górach, a śnieg wciąż padał.
- Kate, powiedz mi, jak właściwie rdzi sobie Tanya?
Kate od razu zrozumiała o co mi chodzi.
- Cóż, jak sobie radzi? Nadal kocha Edwarda, to mogę powiedzieć z całą pewnością, a jeszcze teraz, gdy ma ten dar, może chcieć ci go odebrać.
Nie zrozum mnie źle, ale moja siostra nie jest taka do końca w porządku, nawet ja, która jestem z jej rodziny to zauważam, chce odzyskać Edwarda za wszelką cenę, nawet jeśli miałoby to oznaczać unieszczęśliwienie kogoś innego.
Po jej słowach spojrzałam w niebo, które dzisiejszego dnia było nieco zachmurzone.
Wzmiankę o darze Tanyi puściłam mimo uszu, bo tak naprawdę nie sądziłam, żeby Kate miała na myśli jakiś dar nadprzyrodzony, który miałaby posiadać jej siostra.
- Cóż, - Rozumiem – Powiedziałam, ale tak naprawdę ciężko było mi zaakceptować fakt, że moja rywalka nadal uważa, że miałaby u Edwarda jakieś szanse, gdyby tylko pozbyła się mnie z areny.
Szłyśmy tak przez jakiś czas w milczeniu.
Po jakimś czasie Kate odezwała się.
- Wiem, że Edward kocha tylko ciebie i że nie odejdzie od ciebie choćby Tanya błagała go na kolanach, właśnie za to go cenię, za to, że jest taki nieugięty, pomimo tak wieloletnich prób mojej siostry. – Powiedziała spoglądając na padający śnieg.
- Jest wspaniały, to prawda. – Powiedziałam uśmiechając się do własnych myśli.

Po kilku godzinach wróciłyśmy do domu.
W salonie nie było nikogo oprócz Edwarda i Tanyi.
Siedzieli na sofie obejmując się i całując namiętnie.
Gdy to zobaczyłam, aż mnie zamurowało.
Edward zamrugał, a następnie oderwał się od Tanyi jak oparzony.
- Co tu się dzieje? – Zapytałam spoglądając na parę z niedowierzaniem.
- Nic – Odparła Tanya niewinnym tonem.
Nic? – Właśnie całowałaś się z moim mężem!
Edward tymczasem przymknął powieki, a następnie otworzył je spoglądając w dół.
Później otworzył usta i krzyknął na cały DOM.
- Eleazar!
Mężczyzna zbiegł z góry.
- Tak, Edwardzie?
- Czy Tanya ma jakiś dar – Zapytał spoglądając na Eleazara z przerażeniem w oczach.
- Nigdy tego nie sprawdzałem. – Powiedział przyglądając się bacznie Tanyi.
Po chwili odwrócił od niej wzrok i spojrzał na Edwarda, a następnie na mnie.
- Tanya ma dar uwodzenia i przed chwilą go na tobie użyła, Edwardzie. – Powiedział obrzucając Tanye pełnym niedowierzania spojrzeniem.
Edward padł przede mną na kolana.
- Wybacz, najdroższa. – Powiedział spoglądając na mnie ze smutkiem w oczach.
Odwrócił na chwilę głowę w stronę Tanyi.
- A ciebie Tanyo po prostu nienawidzę, wybacz, że ci to mówię, ale nie pozwolę, żebyś tylko ze względu na swoją obsesyjną miłość do mnie niszczyła moje szczęście.
Po jego słowach to Tanya odwróciła się twarzą do niego.
- To ja ciebie nienawidzę. - Nie potrafisz nawet dać mi szczęścia, bo kochasz ją.
Spojrzała na mnie z odrazą.
- Edwardzie, wybaczam ci, ale na przyszłość bardziej uważaj na to, co myślą kobiety w twoim otoczeniu. – Powiedziałam słabym głosem.
- On nie mógł tego wiedzieć. – Powiedziała Kate.
- Tanya mając ten dar, jeśli chce go użyć na kimś takim jak Edward, to świetnie potrafi maskować swoje myśli - Dodała po dłuższej chwili.

Zdecydowaliśmy, że wyjedziemy jeszcze tego samego wieczoru.
Spojrzałam po raz ostatni na Kate, Eleazara, Carmen, Garda, który również należał do rodziny.
Tanyi nie zaszczyciłam nawet jednym spojrzeniem.
Wsiadłam za kierownicę i ruszyłam, po raz ostatni spoglądając na masywne szczyty gór i pokrywający je biały puch.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 41



Rozdział 41
Po powrocie na moją właściwą uczelnię czułam się dużo lepiej, szczególnie, że Thomas nie miał na mnie żadnych namiarów.
Ciągle jednak nie mogłam dojść do siebie po tym, co się stało.
Edward widział, że jestem przybita i na każdego mężczyznę, nawet na niego patrzę wilkiem.
Musiałam przyznać przed samą sobą, że po prostu się bałam.
Pewnego dnia wieczorem Edward podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Bello, Chciałbym z tobą porozmawiać. – Powiedział, a ja automatycznie napięłam wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na cios.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? – Zapytał?
- O co ci chodzi? – Odparłam pytaniem.
- O to, że traktujesz mnie tak, jakbyś się mnie bała, przecież wiesz, że nigdy nie zrobię ci krzywdy, bo ja w przeciwieństwie do tego drania cię kocham.
- Ale ja… po ty wszystkim… nie potrafię… rozumiesz… - Urwałam, bo jego oczy napotkały moje.
- Bello. – Ja nigdy, nie chciałem, żeby stała ci się krzywda, kocham cię, rozumiesz?
Zabrzmiało to szczerze, spojrzałam na niego niepewnie.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Od incydentu z Thomasem minęło już kilka miesięcy, a ja cały ten czas traktowałam Edwarda jak powietrze.
Nie pozwalałam mu właściwie na nic. Nie chciałam, żeby mnie całował, żeby mnie przytulał, ale teraz zrozumiałam, że nie było to do końca dobre.
Wiedziałam, że mój mąż mnie kochał, ale wiedziałam też, że nie będzie mi łatwo pozbierać się po tym wszystkim.
Potrzedł do mnie i poczułam jak powoli przybliża się do mnie.
Zrozumiałam, że nie powinnam winić go za błędy innych mężczyzn i pozwoliłam mu na to.
Objął mnie delikatnie, a ja odwdzięczyłam się tym samym tylko mocniej.
W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi tego brakowało, teraz poczułam się bezpieczna, a co najważniejsze szczęśliwa.
Chwilę później usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę. – Powiedziałam, a do pokoju tanecznym krokiem wbiegła Alice.
- Musiałam to zobaczyć! – Wykrzyknęła.
- Wygląda na to, że się pogodziliście, tak?
- Nie zauważyłem nawet w twoich myślach, że zamierzasz do nas przyjść. – Powiedział Edward patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Widocznie byłeś zbyt zajęty godzeniem się z Bellą. – Odparła uśmiechając się figlarnie.
- Być może. – Powiedział Edward uśmiechając się szeroko.
- Jasper też wie? – Zapytałam.
- Pewnie, wyczuł wasze emocje.
- Cały Jasper. - Mruknęłam.
- Przejdziemy się na polowanie? – Zapytał SPOGLĄDAJĄC NA NAS.
- Hętnie. – Odparłam. – Dawno z tobą nie polowałam.
Nagle poczułam, że unoszę się w powietrze.
- Eeeeedwaard! – Co ty najlepszego robisz! – Wrzasnęłam.
- Tylko biorę cię na ręce, nie wolno? – Odparł uśmiechając się delikatnie.
- Wolno, ale… mógłbyś uprzedzić. – Chcesz, żebym zeszła na zawał?
- To ci nie grozi. – Odpowiedział.
- Wiem, ale mimo wszystko się przestraszyłam.
- Przepraszam kochanie. – Odparł i pocałował mnie powoli, ale namiętnie.
- Yhm, ja tu jestem. – Usłyszeliśmy głos Alice.
- Wiem, widzę cię, ale nie przeszkadzasz specjalnie. – Powiedział Edward i postawił mnie na ziemi.
Wyruszyliśmy na polowanie.
Było wyjątkowo udane.
Moimi ofiarami były trzy pumy.
Po upływie pół godziny wróciliśmy do domu, a Alice poszła do siebie.
- Wiesz co? – Zapytałam Edwarda.
- Hm? – Mruknął.
- Cieszę się, że to wszystko tak się skończyło. - Brakowało mi ciebie. – Powiedziałam.
- Mi ciebie też. – Odrzekł przytulając mnie.
Nareszcie czułam, że wszystko wróciło do normy.