Rozdział 32
Świadomość, że między mną a Edwardem wszystko wróciło do
normy napełniła mnie otuchą.
Nawet fakt, że Jessica wciąż go kochała przestał mi tak
bardzo przeszkadzać, ponieważ na dobre zrozumiałam, że nic nas nie rozdzieli.
Pewnego dnia, gdy spacerowałam z Nessie po lesie zadzwonił
mój telefon.
- Tak? – Tanya?
- Hej Bello, mogę was odwiedzić?
- Dzwoniłam do Edwarda, ale nie odbierał.
- Oczywiście. – Odparłam. – Przyjedziecie wszyscy, prawda?
Tak bardzo stęskniłam się za Kate, Carmen, Eleazarem i Garedem,
który również dołączył do rodziny Tanyi.
- Nie. – Przyjadę sama. – Odrzekła moja rozmówczyni.
Zrobiło mi się trochę przykro, ale postanowiłam tego nie
okazać.
Gdy wróciłam do domu i powiedziałam Edwardowi o wizycie
naszej krewnej spojrzał na mnie tak, jakby chciał powiedzieć:
- Znowu ona?
Odwzajemniłam się podobnym spojrzeniem.
- Taaa... - wymamrotałam, biorąc go za rękę.
Przypomniało mi się, jak bardzo byłam zazdrosna o Edwarda,
gdy Tanya znajdowała się w pobliżu. Miałam po temu powody, choć mu ufałam.
Nawet będąc wampirem, uważałam, że jest
piękniejsza ode mnie, a w dodatku przebiegła. Poczułam złość, że chce przybyć
do nas sama.
- Nie martw się. – Powiedział odczytując z twarzy emocje,
które mną kierowały.
- No ale jak ja mam się nie martwić? – Zapytałam spoglądając
krytycznie na swoje odbicie w lustrze.
- Mam swój rozum, kochanie - rzekł poważnie.
Przytuliłam go, niepokój zmalał, lecz nie zniknął.
- I co ten rozum ci podpowiada? – Uśmiechnęłam się lekko.
- Że jeśli ona coś zacznie, to odprawię ją z kwitkiem -
odparł.
- Z kwitkiem powiadasz? – To bardzo miłe. – Powiedziałam.
Chwilę później do naszego pokoju w podskokach wbiegła Alice.
- Bello. – Nie masz ochoty pojechać ze mną i Rose na pokaz
mody? – Zapytała.
Zamyśliłam się na chwilę.
- Jasne - odparłam w końcu.
Nasz wyjazd przypadał na drugi dzień pobytu Tanyi.
Nie obchodziło mnie to, że będzie u nas, tak właściwie
cieszyłam się, że nie będę musiała jej widzieć chociaż przez część dnia.
W końcu przyjechała. Cała rodzina zebrała się w komplecie,
żeby ją przywitać.
Usiłowałam hamować się, aby nie powiedzieć jej czegoś
niemiłego.
- Edwardzie, stęskniłam się za tobą. – Powiedziała.
- Powtarzasz się - mruknęłam, zapominając o przyzwoitości.
- Bello, spokojnie. – Powiedział odsuwając się od Tanyi i
przytulając mnie.
- Przepraszam. – Jakoś tak wyszło. – Odparłam.
Tanya uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Alice, siostrzyczko, chodźmy już - zawołałam.
Bella wyszła, a ja poczułem się dość dziwnie wiedząc, że
zostanę teraz na kilka godzin w towarzystwie Tanyi, która spoglądała na mnie
spod wachlarza swoich rzęs, jakby chciała mnie do czegoś sprowokować.
Rzuciłem jej spojrzenie w rodzaju: niepotrzebnie się
trudzisz. Uśmiechnęła się, a ja poczułem przypływ gniewu. Nie dałem tego jednak
po sobier poznać, nadal traktując ją z wymuszoną uprzejmością.
W tamtym momencie nie przejmowałem się tym, że nie będę
sprawdzał się w roli przykładnego gospodarza, tylko po prostu poszedłem grać na
fortepianie, byle tylko nie widzieć tych spojrzeń.
- Pięknie grasz. – Usłyszałem za swoimi plecami melodyjny
głos.
Z trudem musiałem powstrzymać się, żeby nie warknąć.
- Dziękuję. – Odparłem i znów powróciłem do gry.
Usiadła obok mnie.
- Lubię grać w samotności - odezwałem się.
- Ale ja ci nie przeszkadzam.
- Zależy jak na to spojrzeć. – Mruknąłem.
- To znaczy? – Odrzekła pytaniem.
- Nie mam ochoty na bezsensowną dyskusję, pozwól mi
komponować muzykę w spokoju. – Odpowiedziałem usiłując nie przybierać
nieprzyjemnego tonu.
Wyszła, a ja całkowicie zająłem się fortepianem.
Jednak w pewnej chwili myśli krzyczące w mojej głowie nie
pozwoliły mi na nowo zatonąć w muzyce.
Tanya ewidentnie usiłowała wyprowadzić mnie z równowagi.
- Gdyby tutaj była Bella to wszystko wyglądałoby zupełnie
inaczej. – Pomyślałem, i nagle zapragnąłem usłyszeć jej głos.
Wyszedłem z pokoju.
- Tanyo!
Tak?
- Ja potrzebuję ciszy - oświadczyłem, nie dbając już o
granie dżentelmena, co i tak w stosunku akurat do tej wampirzycy mi przecież
nie wychodziło.
- Ale przecież ja jestem cicho. – Powiedziała trzepocząc
żęsami.
- Nie udawaj, proszę, że nie wiesz, o co mi chodzi.
W duchu przeklinałem swój dar.
Wziąłem telefon, pragnienie usłyszenia głosu ukochanej
nasilało się coraz bardziej, a zważywszy na to, że właśnie przebywałem w
towarzystwie wampirzycy, która wyzwalała we mnie silne negatywne emocje
musiałem je zaspokoić, byle tylko móc trzymać swoje nerwy na wodzy.
- Witaj, Bello, jak ten pokaz? - spytałem.
- Jest bosko - odparła.
Domyśliłem się, że martwi się, czy Tanya nie robi jakichś
wyskoków.
- Na razie jest spokojnie. – Westchnąłem ciężko.
- Uspokój się, pomyśl o czymś przyjemnym. – Usłyszałem po
drugiej stronie.
- Raczej o kimś - zaśmiałem się.
- Niech ci będzie. – Odparła.
- Mam lepszy pomysł, może idź do lasu, bieg zawsze ci
pomagał. – Dodała po chwili obustronnego milczenia.
- Tylko...
Pozwoliłem, by dokończyła sobie mą myśl.
- Dasz radę - odpowiedziała. - Idź, może nie będzie za tobą
łazić, a jeśli nawet, to na pewno skutecznie ją spławisz.
Zaśmiałem się cicho.
- Widzę, że we mnie wierzysz, więc chyba posłucham twojej
rady. – powiedziałem.
Porozmawialiśmy jeszcze kilka minut, a następnie nie mówiąc
nic Tanyi wyszedłem.
Będąc w lesie dałem się ponieść instynktowi, biegłem nie
zważając na nic, nawet na krople deszczu, które smagały moją twarz.
Nagle mój spokój zakłóciły myśli Tanyi. Byłem wściekły.
Znajdowała się jeszcze daleko, ale przeczuwałem, że wkrótce mnie dogoni.
- Ta kobieta nigdy nie da mi spokoju. – Pomyślałem.
Postanowiłem wrócić do domu, uznając, że ucieczka nic nie
da, wolałem już stanąć z nią twarzą w twarz, niż wyjść na tchórza.
Stwierdziłem, że przecież to ja byłem silniejszy, i
psychicznie i fizycznie, więc Tanya nie powinna zdołać mnie uwieść czy pokonać.
Po wejściu do domu zamknąłem się w łazience, by zmienić
przemoczone ubranie na suche. Gdy wyszedłem, zobaczyłem Tanyę.
- O co ci chodzi? - spytałem wprost.
Przechyliła głowę.
- O ciebie.
- Ale o co dokładnie?
- Przecież wiesz.
- Wolałbym jednak, żebyś skonkretyzowała o co ci chodzi,
jestem mężczyzną, i potrzebuję konkretów, a nie zabawy w kotka i myszkę. –
Powiedziałem ostro.
- Bo ja cię kocham.
- Co w związku z tym? Moje serce należy do Belli, a jej do
mnie.
- Nieprawda, nie pojechałeś z nią.
- I na tej podstawie wnioskujesz, że jej nie kocham?
Prychnąłem.
- Każda kobieta potrzebuje czasem chwili tylko dla siebie, a
ja, mimo, że jestem mężczyzną to to rozumiem. – Dodałem.
- Ile ja bym dała, żeby móc z tobą być. – Powiedziała Tanya
przymykając oczy.
- Ale ja niczego nie przyjmę. – Odparłem.
- Szkoda.
- Zeleży komu - odpowiedziałem.
- Możesz coś dla mnie zrobić? - spytała.
Usłyszałem, że probuje czymś stłumić swoje myśli.
- Czego chcesz. – Tylko proszę o zachowanie zdrowego
rozsądku przy proszeniu mnie o coś. – Powiedziałem, a następnie uniosłem dumnie
głowę chcąc jej pokazać, że nie będzie jej łatwo mnie pokonać.
- Nie tłumacz jakiegoś włoskiego wiersza na angielski, tylko
mów normalnie, przejdź do sedna.
Zawahała się.
- Edwardzie, pocałuj mnie...
Pokręciłem głową.
- Przecież to nie zdrada - usiłowała mnie przekonać.
- Tanyo, widzę, że myślimy różnymi kategoriami. I tak
zrobiłbym to wbrew sobie.
- Proszę. – Spojrzała na mnie błagalnie.
- Nie, powiedziałem już ostatnie słowo. – Odrzekłem z
zaciętą miną.
Spojrzała na mnie zawiedziona.
- Pozdrów od nas Eleazara, Carmen, Gareda i Kate - rzuciłem.
- Wyganiasz mnie?
- Ależ skąd! Tylko delikatnie sugeruję, że twoje próby są
daremne.
- Jak możesz, kiedyś byłeś inny. – Powiedziała i nagle
zaczęła płakać.
- To znaczy jaki? - spytałem już opanowanym głosem, wiedząc,
że chce wywołać u mnie wyrzuty sumienia.
-Nie byłeś taki zimny. – Kiedyś czułam, że mam u ciebie
szanse.
- Bo nie znałem jeszcze wtedy Belli. – Powiedziałem
opanowanym głosem.
- Ten marny człowieczek zniszczył całą moją wymarzoną
przyszłość. – Odrzekła.
- Każda z was jest inna. Tanyo, zrozum, niczego nie
zmienisz. Obyś znalazła szczęście, będąc z kimś innym.
- Edwardzie, sam dobrze wiesz, że wampiry kochają tylko raz.
– Odparła spuszczając głowę.
- Mam nadzieję, że jesteś wyjątkiem od tej reguły - rzekłem,
czując dla niej przypływ współczucia, ale nie zamierzając zmienić decyzji.
- A ja z kolei miałam nadzieję, że to ty jesteś wyjątkiem. –
Powiedziała usiłując powstrzymać grymas bólu, który powoli pojawiał się na jej
twarzy.
- Nic na to nie poradzę - odparłem.
- Edwardzie, wyjaśnij mi, dlaczego to wszystko właśnie tak
się potoczyło? – Zapytała patrząc na mnie tak, jakby szukała w moich oczach
jakiegoś wsparcia, którego nie mogła nigdzie znaleźć.
- Nie wiem, Tanyo. – Tak musiało być. – Odparłem.
- Dlaczego nie możemy być razem? – Kolejne pytanie przeszyło
powietrze.
- Bo kocham tylko Bellę. – Jest całym moim życiem. –
Odrzekłem.
- Dlaczego? W czym ja jestem od niej gorsza?
Nie miałem precyzyjnej odpowiedzi na owo pytanie.
- Wcale tego nie powiedziałem ani tak nie myślę, Tanyo, tak
po prostu jest. Takie było przeznaczenie.
- Jeśli w nie wierzysz, to... Jest okrutne - odparła,
odwracając się do mnie tyłem.
Było mi jej żal, jednak nie mogłem jej ofiarować tego, czego
tak gorąco pragnęła. Nie znajdowałem słów pociechy, tym bardziej, że i tak okazałyby
się czcze.
- Dlaczego en marny człowiek zasługuje na szczęście, które
powinno być dane mnie? – Usłyszałem jej myśli.
Zrobiło mi się trochę przykro, bo być może nieumyślnie, ale
Tanya jednak obrażała Bellę.
Milczałem, nie chcąc okazać, jak ogromny wzbiera we mnie
gniew.
Nagle usłyszałem myśli Alice.
Była całkiem niedaleko, a jeśli ona była niedaleko, to i
moja ukochana musiała znajdować się w pobliżu.
Nie chciałem odprawiać Tanyi, by nie wyjść na niegrzecznego,
lecz jej obecność bardzo mi już ciążyła. Jeszcze te myśli! Wyczułem jej
nienawiść do Belli, była jak namacalna, zimna ściana.
Nagle wpadłem na kolejny pomysł.
- Tanyo. – Jeśli żywisz urazę do Belli, to powinnaś z nią
osobiście porozmawiać. – Powiedziałem starając się przybrać jak najłagodniejszy
ton.
Zamyśliła się.
- No dobrze - odezwała się w końcu pokonana.
Wyszła za mną z pokoju. Gdy tylko Bella przekroczyła próg
domu, chwyciłem ją w objęcia.
- Tęskniłem, skarbie - wyznałem szczerze.
- Wiem. – Ja też tęskniłam. – Odparła obejmując mnie
mocniej.
- Bello. – Musimy porozmawiać. – Powiedziała Tanya.
- Ty chcesz rozmawiać? Ze mną? Nprawdę? - zachowywałam się
jak dziecko, ale byłam po prostu bardzo zdziwiona.
- Taak... - odparła cicho, ale pewnie.
Wyszłyśmy przed dom.
- Możemy iść do lasu? – Zapytała.
Domyśliłam się, że nie chce być w zasięgu daru Edwarda.
- On nie gryzie, za twoje myśli, choćby były nawet
najbardziej nienawistne w stosunku do mnie cię nie zabije. – Powiedziałam
uśmiechając się delikatnie.
- Wiem - odparła. - Ale czasem...
Zacisnęła usta w cienką linię.
- Czasem cię nienawidzę - dokończyła ze wzrokiem wbitym w
ziemię.
O dziwo, nie poczułam się urażona.
Z domu usłyszałam ciche warknięcie Edwarda.
Odsłoniłam tarczę.
- Cicho. – Pomyślałam.
Nie podziałało tak jak chciałam, więc znowu ukryłam swoje
myśli.
- Co chcesz mi powiedzieć? - spytałam, chcąc jak najszybciej
mieć to za sobą.
- Chciałam porozmawiać z tobą o tym wszystkim. – Wiesz, że
kocham Edwarda, prawda? – Zapytała.
- Wiem, ale co w związku z tym?
Nie rozumiałam, do czego zmierza.?
- Bo widzisz, ja wciąż nie rozumiem, co on w tobie widział,
w tobie marnej, kruchej ludzkiej dziewczynie. – Gdyby był ze mną nie musiałby
się w ogóle powstrzymywać przed niczym. – A na ciebie musiał poczekać. –
Powiedziała.
- Do niczego go nie zmuszałam - odpowiedziałam spokojnie. -
Sama nie wiem, co we mnie zobaczył. Ale wiem jedno, jestem z nim naprawdę
szczęśliwa. Nie potrafię chyba odpowiedzieć na twoje pytania.
Nagle obie usłyszałyśmy przed sobą ciężkie westchnienie.
Twarzą do nas obu stał Edward. Pojawił się tak
bezszelestnie, że nawet my, ze swoimi doskonałymi zmysłami nie byłyśmy w stanie
tego zarejestrować.
- Tanyo. – Powiedział.
Miał spokojny i opanowany głos.
- Ja kocham Bellę. – Patrz na moje usta. – Kocham ją. –
Powtórzył z mocą.
- Ale Edwardzie, ja już tak nie mogę! - krzyknęła.
- Wygląda na to, że nie umiemy ci pomóc - odparł.
- Jesteś okrutny. – Mam cierpieć przez całą wieczność? –
Zapytała.
- Nie widzę innej możliwości. Znajdź kogoś innego. Nie
zostawię Belli - odrzekł.
- Zrób to dla mnie. – Powiedziała Tanya z rozpaczą w głosie.
- Chciałabyś, żebym był nieszczęśliwy?, bo gdybym był z tobą
właśnie by tak było. – Powiedział.
- Chyba mnie nie kochasz, stawiałabyś moje szczęście ponad
własnym - powiedział z goryczą.
Tanya skuliła się, jakby uderzył ją w twarz.
- Edwardzie! - zawołałam ostro.
- Poniosło mnie. – Masz rację. – Mruknął.
Tanya patrzyła na nas z bólem w oczach.
- Nic tu po mnie - stwierdziła z głębokim smutkiem i
oddaliła się w stronę samochodu.
- Trzymaj się - zawołałam.
Nie chciałam, byśmy rozstały się w nieprzyjaźni.
- Żegnajcie. – Przepraszam. – Powiedziała patrząc na nas z
rezygnacją.
Uśmiechnęłam się smutno.
- Znajdziesz sobie kogoś - rzekł Edward, machając jej.
Tanya odjechała, a ja po raz ostatni rozejrzałam się, by ją
dojrzeć w mroku.
Współczułam jej, ale wiedziałam, że nie mogę jej pomóc.
Ciekawy jest kawałek z punktu widzenia Edwarda.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony szkoda mi trochę tej Tanyi, bo tak musi cierpieć przez wieczność. A będzie jej trudno znaleźć sobie kogoś.