Rozdział 28
Czas upływał niepostrzeżenie i zanim się obejrzeliśmy,
nadszedł marzec.
Widziałam, że Jess zaaklimatyzowała się na uczelni. Coraz
rzadziej była smutna, za to często zamyślona. Chciałam ją o to zapytać, jednak
coś podpowiadało mi, że nie powinnam się wtrącać. Uznałam, że jeśli poczuje
taką potrzebę, sama przyjdzie mi się zwierzyć. Niejednokrotnie próbowałam
poruszyć ten temat z Edwardem, lecz ciągle twierdził, że to nic takiego. Kewin,
ilekroć mnie spotykał, na siłę dociekał, co mi jest. Stwierdziłam, że swój
przyszły zawód uważa za rodzaj powołania i za bardzo się angażuje. Po części to
rozumiałam, ale z drugiej strony zwyczajnie wpieniało mnie jego zachowanie.
Zastanawiałam się, czy mu o tym nie powiedzieć, jednak nie miałam zamiaru go
urazić.
- Edward. – Proszę cię, powiedz mi co z Jessicą? – Zapytałam
po raz kolejny, kiedy zorientowałam się, że Jess nie odpowiada mi na pytania
tylko dlatego, że jest zamyślona.
- Nie może zapomnieć o Mike'u - odparł, nakładając na twarz
swoją maskę.
Zdziwiło mnie to, rzadko tak robił w mojej obecności.
- I to jest to wasze "nic takiego"? - zacytowałam
oschle ich słowa, które ciągle mi powtarzali
- Wychodzę. – Nie wiem kiedy wrócę i… i czy w ogóle. – Muszę
sobie wszystko przemyśleć. – Dodałam.
Chciał mnie zatrzymać, ale zdecydowanie pokręciłam głową.
Kompletnie nie rozumiałam jego zachowania.
To ukrywanie emocji przede mną, to zgadzanie się z Jessicą w
kwestii, że to, co ją martwi to nic takiego, to wszystko mi nie pasowało, a
może chodziło o coś innego?
Sama nie wiedziałam.
Na tą noc postanowiłam nie wracać do domu.
Nie chciałam nic mówić Edwardowi, z resztą i tak pewnie się
domyślał, że mogę nie wrócić, właściwie obecnie miałam to gdzieś.
Chodziłam po mieście bez celu, wróciłam o szóstej nad ranem,
rozumiejąc, że to moje szwędanie się nic nie przynosi.
W pokoju nikogo nie było, bo najwidoczniej Jessica i Edward
poszli już na zajęcia.
Ja postanowiłam się na nich nie pojawić, obecnie było mi
wszystko jedno, co sobie o tym pomyślą wszyscy, nawet Edward czy Jess.
Usiadłam na krześle w kuchni i wpatrzyłam się w sufit. Nie
wiedziałam, jak długo to trwało. W każdym razie z zamyślenia wyrwała mnie
paplanina Jessicy.
- Ale ja tego nie zdam, rozumiesz? W ogóle to Kewin mnie
wkurza. Doczepił się i przy każdej nadarzającej się okazji pyta o Bellę. Może
dlatego jej dziś nie by...
Urwała, zobaczywszy mnie.
- Hej, Bello - powiedziała. - Martwiliśmy się, gdzie byłaś?
- Łaziłam tu i tam - odparłam wymijająco, zachodząc w głowę,
dlaczego Edward też nie chce mi nic powiedzieć.
Zdecydowałam to zakończyć.
- Jess, choć na słówko - odezwałam się.
Edward chciał wejść za nami do pokoju, ale mu nie
pozwoliłam.
- To babska rozmowa.
- Powiesz mi wreszcie co jest grane? – Zapytałam patrząc
mojej koleżance prosto w oczy.
- Nic, Bello, nic. – Odparła wymijająco.
- Znowu nic? – Mam tego dosyć, wiesz? – I ty, i Edward,
oboje mówicie to samo. – Wyjeżdżam! – Muszę sobie wszystko poukładać! –
Krzyknęłam i zaczęłam pakować walizki.
Jess zawołała Edwarda.
- Kochanie, co ty robisz? - spytał, podchodząc do mnie.
- Pakuję się - odpowiedziałam ze złością. - Nie próbuj mnie
zatrzymywać. Masz Jessicę, widzę, że świetnie się dogadujecie. Nie jestem
zazdrosna, tylko przykro mi, że już was nie obchodzę.
Po wypowiedzeniu tych słów poczułam się odrobinę lepiej, w
końcu to z siebie wyrzuciłam.
Edward I jessica stanęli jak skamieniali.
Ja tymczasem zdążyłam kopniakiem otworzyć drzwi i wyjść.
Wiedziałam, że Alice widzi moją decyzję o wyjeździe, ale
miałam nadzieję, że nie zdąży mnie zatrzymać.
Miałam szczęście.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik.
Od razu wrzuciłam największą prędkość.
Ruszyłam.
Po kilku godzinach zatrzymałam się na poboczu i wysiadłam.
Stanęłam za moim samochodem i dostrzegłam z daleka znajome volvo. Nie miałam
zamiaru dłużej bawić się w chowanego jak dziecko. Jeśli Edward miał mi coś do
powiedzenia, byłam gotowa go wysłuchać, a co potem... To się miało okazać.
- Czego chcesz? – Zapytałam oschle Edwarda, tóry wyszedł z
zaułka.
- Chociaż w sumie sama powinnam znać odpowiedź na to
pytanie.
- Chcesz mi powiedzieć, że z nami koniec? – A może, że masz
romans z Jessicą? – Z resztą nieważne. – Po prostu słucham, co chcesz mi
powiedzieć.
Wszystko to wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
Teraz miałam nadzieję, że w końcu się czegoś dowiem.
- Jessica prosiła cię o dyskrecję? - spytałam, uśmiechając
się ironicznie, gdy nadal milczał.
- Nie.
- To o co chodzi, do jasnej cholery? - wycedziłam.
- Bello, myślisz, że to takie łatwe? – Myślisz, że mi nie
jest ciężko? – Powiedział w końcu.
- Nie zadawaj mi pytań o twoje odczucia, tylko powiedz mi o
co chodzi.
- Nie mogę tak dłużej, wiesz? – Mam tego dosyć, jesteś taki…
niedostępny, taki… Nie jesteś moim dawnym Edwardem. – Powiedziałam.
Poczułam, że moje oczy zrobiły się suche.
Nie wolno mi było teraz płakać, akurat w tej sytuacji
musiałam być twarda.
- Nie mogę...
- Dlaczego? - głos mi się załamał. - Ja zwariuję niedługo.
Zastanawiałam się o co mogło
chodzić, gardło ścisnęło mi się tak, że nie byłam w stanie nic powiedzieć, więc
patrzyłam tylko na niego, dając mu do zrozumienia, że czekam, aż w końcu coś
powie.
- Każesz mi ją wyrzucić, gdziekolwiek - powiedział.
- Wcale nie - odparłam.
- No więc... - zaczął niepewnie. - Z jej myśli... ona mnie
kocha.
- I co? - spytałam nieco bardziej opanowanym głosem.
- Powiedziałem jej wprost, że nic z tego.
- I co ona na to?
- Trochę się podłamała. Chciała jechać ze mną, ale
kategorycznie się sprzeciwiłem.
To co usłyszałam kompletnie mnie zaszokowało.
Jessica kochała Edwarda? Przecież to było, przynajmniej dla
mnie niedorzeczne.
- I co dalej? – Zapytałam drżącym głosem.
- Nic - odparł. - Ja jej przecież nie kocham, więc nadal
będę z tobą.
- Jak to? To po co to ukrywałeś tyle czasu?
- Bo teraz pewnie ją własnoręcznie udusisz.
- Nie - odrzekłam. - To nie jej wina.
Wciąż jednak niczego nie rozumiałam.
- Nie rozumiem. – Edward, nie rozumiem twojego myślenia,
mogłeś mi o wszystkim powiedzieć, a nie to przede mną ukrywać, bo i tak pewnie
wiedziałeś już o tym dawno.
- Cóż, stara miłość nie rdzewieje. – Ona kochała cię już w
liceum. – Dodałam po dłuższej chwili obustronnego milczenia.
- Nie kochała - odparł. - Tylko się zauroczyła. Teraz jest
gorzej. Bello, ja... przepraszam...
- Wiesz co? – Mam tego dosyć, mam dosyć tej niepewności. –
Nie wiem co z nami dalej, nie wiem co będzie. – Sam rozumiesz. – Powiedziałam.
- Już ci mówiłem. Będziemy dalej razem.
- Na jakich warunkach? – Krzywdząc ją? – Zapytałam.
Nie wytrzymałam i się rozpłakałam.
- Nie mam innego pomysłu - przyznał, przytulając mnie. - Nie
mogę bez ciebie żyć, a jej przejdzie niedługo... Może...
- A jeśli nie? – Co wtedy zrobisz? – Wiem, że nie chcesz,
żeby któraś z nas cierpiała, znam cię na tyle.
Wszystkie te słowa wyjąkałam pomiędzy kolejnymi atakami
szlochów.
Żałowałam, że z moich oczu nie płynęły łzy, może wtedy
czułabym się lepiej.
- Nie mam za bardzo wyboru - stwierdził smutno. - Chyba
będzie musiała wrócić do rodziców.
- Nie możemy jej tego zrobić, ona
sobie bez nas nie poradzi, zwłaszcza bez ciebie, taka jest prawda. – Wyjąkałam.
- To co? Mam być z wami dwiema? - oburzył się.
- Ja nie wiem, ja już nic nie wiem. – Wyjąkałam kładąc
bezwładnie głowę na jego klatce piersiowej i płacząc jak dziecko.
Nie miałam pojęcia, co zrobić, z jednej strony była kobieta
zakochana w moim mężu, a z drugiej była to moja koleżanka, przechodząca ciężki
okres w życiu.
Niemal wsadził mnie do auta.
- Dziękuję... - szepnęłam, powoli się uspokajając.
Po jakimś czasie zaparkowaliśmy pod naszym domkiem.
Jessicy nie było, bo widocznie poszła na spacer ze swoją
córką.
Byliśmy więc sami, wciąż nie wiedziałam co dalej będzie,
byłam roztrzęsiona, a w mojej głowie panował kompletny haos.
Edward na pewno zdawał sobie z tego sprawę, bo mój umysł
pozostawiłam otwarty.
W końcu nasza koleżanka wróciła.
- Bello, tak się cieszę, że cię widzę - rzuciła mi się w
ramiona.
Czułam, że mimo iż byłam jej rywalką, bardzo mnie szanowała
za to, że pomogłam jej razem z Edwardem.
- Płakałaś? – Co się stało?
To drugie pytanie skierowała do Edwarda, bo to na niego
spojrzała.
- Jess - wyjaśnił Edward łagodnie. - Bella domyślała się, że
coś jest nie tak. Podejrzewała, że mam ciebie na boku. Musiałem jej powiedzieć
prawdę. Widzę, że się we mnie zakochałaś, nie zaprzeczaj.
Na chwilę na jej twarzy pojawił się gniew, lecz szybko
zapanowała nad sobą.
- Rozumiem - odparła spokojnie. - To... nie będę wam zawadzać,
jutro wyjeżdżam, bo dziś już ciemno.
- Nie, nie wyjeżdżaj. – Powiedziałam.
- To nie twoja wina. – Dodałam.
- Jak to nie moja? - spytała. - Powinnam była to
przewidzieć.
Zaśmiałam się.
- Ale nikt nie jest jasnowidzem. Jakoś damy radę.
- Przejdziesz się ze mną? - Zapytała mnie Jess.
- Chcę z tobą porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić. – Dodała.
Pokiwałam głową, po czym wyszłyśmy.
- Więc co chciałaś mi powiedzieć? – Zapytałam.
- Bello... Odkąd mnie wspierasz, ja... Traktuję cię jak
przyjaciółkę i nie chcę, żeby to się tak po prostu rozpadło. Chcę, żebyś
wiedziała, że Edward faktycznie postawił sprawę jasno.
- Co ci powiedział? – Zapytałam.
Teraz kierowała mną jakaś niezdrowa ciekawość.
Wierzyłam Edwardowi, ale chciałam też wiedzieć, jak
wyglądało to z punktu widzenia mojej przyjaciółki.
- Jakby ci to... Powiedział, że przykro mu, że mnie rani,
ale kocha tylko ciebie - odparła.
- No tak, cały on. – Mruknęłam.
Chwilę potem usłyszałam mój telefon.
- Tak? – Powiedziałam.
Musiałam tak przywitać rozmówcę, bo jakoś nie zerknęłam na
wyświetlacz, więc nie wiedziałam kto dzwoni.
- Kochanie, wracaj, stęskniłem się już za tobą. – Usłyszałam
w słuchawce głos, za którym skoczyłabym nawet w ogień.
- Wariat - podsumowałam. - Zaraz będę.
- Edward - wyjaśniłam, widząc pytające spojrzenie Jessicy.
Żałowałam, że nie mogłam biec, wtedy spełniłabym jego prośbę
dużo szybciej, ale idąc w ludzkim tępie wlokłam się strasznie.
W końcu stanęłyśmy w progu, a Edward od razu porwał mnie w
objęcia.
- Wariacie, co ty wyczyniasz? – Zapytałam uśmiechając się.
- No przecież nic nie robię. – Odparł przyciskając mnie
jeszcze mocniej do siebie.
- Aaałłłć! – Wysyczałam.
Jednak ktoś musiał sprawić, żeby mnie bolało.
Jako wampirzyca prawie zapomniałam, co to znaczy odczuwać
ból.
- Wybacz - puścił mnie. - Witaj, Jess.
- Yhm hej. – Odparła Jessica
podając mu rękę.
- Brr, zimną masz rękę. – Dodała
- Wiesz, myłem się, i nie było
ciepłej wody. – Powiedział Edward uśmiechając się.
- Yhm, dlaczego założyłeś białą
koszulę? – Zapytała Jess.
- Tak sobie.
- Ale żeby ciepłej wody nie było - oburzyłam się, a raczej
udałam oburzoną.
- No wiesz, mi to nie przeszkadza, bo ja sam w sobie jestem
gorący. – Odparł uśmiechając się.
- Jess, on jest chamski, nie sądzisz? - zwróciłam się do
niej.
- Oczywiście. – Odrzekła Jessica.
- że ośmielę się wyrzec te kilka słów, przepraszam was,
drogie panie. - Powiedział Edward.
- Ja się obraziłam - zakomunikowałam.
- Na dwie minuty - zachichotała Jess.
- Isabello Cullen, błagam o wybaczenie. – Powiedział Edward,
a następnie upadł przede mną na kolana.
- Wstawaj - rozkazałam. - Oświadczyny już były.
- Wiem, ale teraz błagam cię o wybaczenie, moja pani.
- Oh, jakie to piękne. – Powiedziała Jessica z trudem
powstrzymując się od śmiechu.
- Noo - przytaknęłam, chwytając się za brzuch.
- Drogie panie, to nie wypada śmiać się w tak poważnej
sytuacji. – Powiedział Edward, ale i po jego twarzy przemknął prawie
niezauważalny cień uśmiechu.
- W... wybaaczaamy - wykrztusiłyśmy, prawie jednocześnie
padając na kanapę.
W tym samym momencie poczułam jak Edward kładzie się obok
mnie, a po chwili łóżko zaczęło się trząść, gdy wybuchnął niekontrolowanym
śmiechem.
- Opaaanuuuj się. – Wymamrotałam.
- Nie jesteście l... leeee... lepszeee - jęknął.
Wiedziałam, że gdybym była człowiekiem, płakałabym jak
głupia od śmiechu.
- Wiesz co Edward? – Mam
wrażenie, że jak się śmiejesz, to się rozluźniasz, bo normalnie to chodzisz
taki spięty. – Powiedziałam.
- O nie, teraz będziesz miała za
swoje. – Powiedział i złapał mnie z całej siły w żelazny uścisk.
Wiedziałam, że żartuje, więc
chciałam się z nim podroczyć.
- Zostaw, kretynie - rzuciłam w żartach.
- A ja to co? - zaśmiała się Jessica.
- Znajdziesz kogoś - pocieszyłam ją.
- A poza tym w jego uścisku nie chciałabyś się znaleźć, jest
straszny. – Dodałam.
- Tak bardzo ci ze mną źle? – Wycedził, wciąż wiedziałam, że
żartuje.
- Taak! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku. -
Dlatego się wyprowadzam.
Wybiegłam z pokoju, grając rozhisteryzowaną żonę, która ma
dość męża tyrana.
Chwilę później umierałam ze śmiechu.
Tażałam się po podłodze wołając Edwarda, bo sama nie byłam w
stanie zmusić moich mięśni do poruszenia się w jakikolwiek sposób.
- Moja pani, rycerz przybywa na ratunek - podniósł mnie i
przytulił, ale poprosiłam, żeby mnie położył, gdyż cała się trzęsłam.
Spełnił moją prośbę i położył się obok mnie.
Po jakichś pięciu minutach mój oddech prawie się wyrównał.
- Już ci lepiej? – Zapytał.
W odpowiedzi wzięłam głęboki wdech.
- Jak słychać - powiedziałam.
- Jess, a ty?
- Też już dobrze - odrzekła, patrząc na niego. - A wszystko
przez ciebie. No cóż...
- Dlaczego przeze mnie? – Zapytał robiąc smutną minę i
wtulając twarz w moje włosy, jakby szukał u mnie pocieszenia.
- Bo nie ma na kogo zwalić winy - odparłam.
- To trzeba na mnie? – Zapytał.
- W takim razie ja idę na nocny spacer. – Dodał.
- Nie zostawiaj mnie na pastwę Jess.
- A ty to mogłaś?
- To była inna sytuacja - próbowałam się tłumaczyć.
- Potrzebuję cię. – Powiedziałam patrząc naa niego smutno.
- A jednak nie potrafię - mruknął.
- Ty czegoś nie potrafisz? – Zapytała Jessica patrząc na
niego z uwielbieniem.
Odwróciłam twarz, bo przypomniałam sobie, że te spojrzenia
nadal wyrażały głębokie uczucie, jakim moja przyjaciółka go darzyła, bo
przecież dopiero co zostało ono mi wyjawione, więc nie mogła się z niego
wyleczyć.
- Co się stało, Bello? - spytał Edward półgębkiem.
- Jakbyś nie wiedział - odszepnęłam.
- Możemy porozmawiać na osobności? – Zapytałam go.
Moje wszystkie mięśnie były spięte, sama nie wiedziałam, jak
mam się w takich sytuacjach zachowywać.
- Co ja mam robić? - jęknęłam, gdy znaleźliśmy się w drugim
pokoju. - Mimo wszystko... Szkoda mi jej
- Zrób coś, proszę. – Powiedziałam patrząc na niego
błagalnie.
Nie wiedziałam, czy jest w stanie mi pomóc, ale chciałam
spróbować, chciałam chociaż na chwilę zapomnieć.
- Tu jestem bezradny - orzekł.
Wiedziałam, że ma rację, ale... Z drugiej strony czułam się
okropnie.
Przytuliłam się do niego chcąc uciec od tego, co mnie
dręczyło.
Cóż mogłam zrobić, miałam walczyć z moją przyjaciółką?
Miałam pokazywać jej jakąś niezdrową dominację?
Nie wiedziałam, jak się zachować.
Żałowałam, że nie mogę zasnąć, wtedy ten cały bałagan w
mojej głowie zniknąłby chociaż na kilka godzin.
Celowo nie odsłaniałam tarczy, Edward mógłby zacząć mówić,
że żałuje mojej przemiany.
Po jakimś czasie straciłam jednak nad nią panowanie.
Miałam tego dosyć, obecnie było mi wszystko jedno.
Czy wampiry mogły mieć depresję?
Jeśli tak, to ta depresja właśnie zaczęła mnie dotyczyć.
- Bello, nie myśl tak - poprosił.
- Ale ja nie mam zamiaru się z nią bić, nic z tych rzeczy -
wybuchnęłam.
Poczułam, że Edward bierze mnie pod brodę, żebym na niego
spojrzała.
- Kocham tylko ciebie, słyszysz? – Tylko ciebie. –
Powiedział pewnym głosem patrząc mi prosto w oczy i ani na chwilę nie tracąc ze
mną kontaktu wzrokowego.
- Nie o to mi chodzi - powiedziałam, wściekła na tę całą
sytuację. - Mam na myśli Jess, a nie ciebie.
- Ja o tym doskonale wiem.
- Tyle, że na jej wytęsknione spojrzenia nic nie mogę
poradzić, ale ciebie mogę zapewniać o tym co czuję choćby, przez całą
wieczność, gdybyś tego potrzebowała.
- Dziękuję - szepnęłam z wdzięcznością.
Co ja mogę powiedzieć na temat tego rozdziału.
OdpowiedzUsuńSmutny i wesoły jednocześnie.
Ale po tej kłótni już myślałam że to koniec z nimi, bo te kłótnie we wszystkich fanfiction tak się kończą.