Rozdział 12
Alice i Jasper też świętowali.
Stwierdziłam, że pójdę do nich.
- No to co? – Po małym piwku? – Zapytał Jasper.
- Jasne, że nie. – Odpowiedziałam.
Aż za dobrze pamiętałam incydent, gdy upiłyśmy się wspólnie
z Alice.
- No co? – Przecież Edward na pewno hętnie posłucha
kolejnych wyznań wypowiadanych w stanie nietrzeźwości. – Jasper dalej sobie ze
mnie kpił.
- Weź przestań! - Warknęłam.
- Nie no dobra, wyluzuj. – Powiedział, chcąc zażegnać
konflikt.
- Sory. – Powiedziałam.
Widziałam, że Alice dalej się śmieje, oczywiście nie
wiedziałam z czego.
- Holera! – Co jest grane?
- Nic. – Odparła.
- A zacieszasz jak durna. – Powiedziałam.
- Ty też byś zacieszała na moim miejscu, a może nawet
jeszcze bardziej. – Powiedziała uśmiechając się szeroko.
Kompletnie nie rozumiałam o co jej chodziło, ale znów
postanowiłam nie wnikać.
Poszliśmy na małe polowanie.
Tym razem szczęście nam dopisało.
Ja upolowałam cztery łosie, Jasper jednego jelenia, a Alice
dwa.
- Ej! – Już dwudziesta druga! – Usłyszałyśmy krzyk Jaspera z
głębi lasu.
Spojrzałam na Alice.
- Biegniemy! – Zakomenderowałam.
Puściłyśmy się biegiem przez las.
Oczywiście nie tylko my dwie, Jasper też gnał jak szalony.
Musieliśmy być na terenie akademika.
Co prawda byliśmy dorosłymi studentami, ale akurat godzina ta,
o której trzeba było być na terenie uczelni, jeśli mieszkało się w akademiku
była niezmienna bez względu na wiek studentów.
Weszłam do swojego pokoju
patrząc smutno w sufit.
Usiadłam na łóżku.
I znów moją głowę zajęły myśli, od których nie chciałam uciekać,
ale które zarazem sprawiały, że cierpiałam.
Nagle usłyszałam pukanie, a raczej walenie do drzwi.
- Proszę. – Powiedziałam wypranym z emocji głosem.
Spodziewałam się Mike’a czy kogoś takiego, ale gdy drzwi się
otworzyły wstrzymałam oddech.
Stał w deszczu, a jego kasztanowe włosy były zupełnie mokre.
Nie mogłam uwierzyć w to, że go widzę.
- Edward. – Szepnęłam.
Nie miałam siły krzyczeć, po prostu zbyt mocno byłam
wzruszona, ale wiedziałam, że i tak doskonale mnie słyszy.
Podszedł do mnie, a sekundę później byłam już w jego
ramionach.
- Jak dobrze, że jesteś. – Powiedziałam.
Mój głos zdradzał fakt, że chce mi się płakać.
Chciałam płakać, ze szczęścia.
- Jestem i nigdy nie zostawię cię samej na tak długo. –
Powiedział patrząc na mnie z czułością.
- I tak jesteś wcześniej. Zauważyłam.
Nagle coś się we mnie zagotowało.
Odsunęłam się od niego gwałtownie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że wracasz wcześniej?! –
Wrzeszczałam jak głupia.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę. – Skrócili mi pobyt. –
Powiedział patrząc na mnie ze zdziwieniem.
- Holera jasna! – Mogłeś mnie uprzedzić! Darłam się, jakby zrobił coś strasznego,
czego nigdy nie mogę mu wybaczyć.
- Nie cieszysz się? – Zapytał spokojnie.
- Cieszę się, ale dlaczego nie wiedziałam nic o tym
wcześniej? – Zapytałam.
- Już ci mówiłem. – Odparł.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny, jak
Mike Newton.
- Co się dzieje? – Zapytał.
- Krzyczysz tak, że słychać cię na cały akademik. – Dodał.
- Nie twoja sprawa, zboczeńcu! – Wrzasnęłam.
- Co jest?
- Zdradził cię, tak?
- Nie twoja sprawa! – Wrzasnęłam po raz drugi.
- Wypieprzaj! Powiedziałam jeszcze i pokazałam mu palcem
drzwi.
- Ty hamie i egoisto, jak mogłeś jej to zrobić! – Wrzasnął
Mike Edwardowi prosto w twarz.
- Wyjć. - Powiedział Edward spokojnie, jak przystało na
niego.
Mike wyszedł.
A ja nie mogąc pohamować złości na samą siebie chwyciłam się
blatu biórka i ściskając go z całej siły oderwałam jego spory kawałek.
- Spokojnie, Bello. - Usłyszałam za moimi plecami głos
Edwarda.
- Przepraszam. – Powiedziałam przytulając się do niego.
- Ja nie wiem, co mnie napadło. – Dodałam.
A już po chwili szlochałam.
- Nie płacz, już dobrze. – Powiedział.
- Nic się nie stało. – Dodał, a potem pocałował mnie
delikatnie.
Zadrzałam, a potem spojrzałam na niego.
- Wybacz. – Powiedziałam łamiącym się głosem.
- Wybaczam, wybaczam. – Odpowiedział uśmiechając się.
- Nie przejmuj się tym, pamiętaj, zmiany nastrojów to
wampirza cecha. – Przypomniał mi.
- Wiem. – Ale dlaczego właśnie tobie muszę to pokazywać?
- Komuś musiałaś. – Odparł.
Po chwili po moim złym humorze czy smutku nie pozostało ani
śladu.
Liczyło się tylko to, że znowu byliśmy razem.
- Kocham cię. -
Szepnęłam, gdy oboje kładliśmy się na łóżko, musząc udawać zwykłych
śpiących ludzi.
- Ja ciebie też. – Odparł zamykając mnie w żelaznym uścisku
swych ramion.
Teraz byłam bezpieczna, wszystko było na swoim miejscu.
Wróciłam do świata żywych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz