Rozdział 24
- Co? – Co zrobiłeś? – Czy ci coś odbiło? – Taki fragment
rozmowy Edwarda i Charliego usłyszałam, gdy mój ojciec przyszedł do nas do
domu.
- Wiesz, musiałem dać mu do zrozumienia, żeby nie zbliżał
się do Belli. – Odparł Edward.
- Ja wszystko rozumiem, ale mimo wszystko, nie przesadziłeś?
– Zapytał Charlie.
- Znasz mnie, wiesz, że nie jestem zwolennikiem brutalności,
ale w tym wypadku musiałem posłużyć się siłą. – Edward wyglądał na ewidentnie
dumnego z siebie.
- No ja wiem, ale mimo wszystko, wiesz, on taki chudy, a ty…
- Charlie spojrzał na Edwarda lustrując go wzrokiem.
- Nie, ja nie uczęszczam na siłownię, to po prostu
genetyczne, że mam taką muskulaturę. – Powiedział Edward uśmiechając się.
- Wiem. – Odparł Charlie
odwzajemniając uśmiech.
Po kilku godzinach mój ojciec wyszedł, a my zaczęliśmy
pakowanie.
Tak, jak obiecaliśmy Nessie
wszyscy postanowiliśmy wyjechać na wyspę Esme.
Gdy po przesiadce z samolotu do jachtu pruliśmy przez morze
Nessie patrzyła na nie jak urzeczona, a w mojej pamięci odrzyły wspomnienia.
Przypomniałam sobie, jak ja i Edward płynęliśmy jahtem, tym
samym jahtem podczas naszej podróży poślubnej, jaka byłam szczęśliwa, że jest
moim mężem... Pamiętałam to wszystko tak dobrze, jakby wydarzyło się wczoraj.
- Tato, tato. – Widzę żółwia! – Wyrwał mnie z zamyślenia
uradowany krzyk Nessie.
Rzeczywiście, żółw sunął w kierunku jachtu.
Chwilę potem ujrzałam rękę Edwarda wynurzającą się z wody,
trzymał w niej żółwia, którego uprzednio zauważyła Renesmee.
- Dziękuję. – Powiedziała biorąc od niego zwierzę i
przyglądając mu się uważnie.
- Jaki śliczny - zachwycała się.
- Nesie, tam, w tym domu na wyspie, jest taka wieeelka
garderoba. Chcesz ze mną pogrzebać w ciuchach? - spytała niespodziewanie Alice.
- Yhm... - mruknęła moja córka, zbyt zaabsorwowana żółwiem,
by powiedzieć coś więcej.
- No Renesmee, powiedz coś. – Alice zrobiła minę
zagniewanego dziecka.
Ale Nessie patrzyła wciąż na skorupę żółwia, którego
trzymała w dłoni.
Zwierzę wydawało się być spokojne, nie próbowało nawet się
wyrywać.
- Ciociu, zaczekaj. – Mruknęła Nessie.
- Ej, a co wy, nie wysiadacie? – Zahuczał Emmett swoim basem
patrząc na mnie, Alice i Renesmee.
Ja nie ruszyłam się zapominając o tym, że jaht już stoi przy
brzegu, Nessie patrzyła wciąż na taflę wody i żółwia, a Alice oczekiwała
odpowiedzi na propozycję, którą złożyła swojej siostrzenicy.
Edward patrzył na nas z rozbawieniem.
- No dobrze, skoro tak ci zależy - zwróciła się Nesie do
Alice.
- Wysiadać! - zagrzmiał Emmett.
- No juuuuż - wymamrotała Renesmee i wypuściła żółwia.
Przed nami rozciągała się plaża.
Najbardziej urzekła chyba Renesmee, która patrzyła na nią
tak, jakby było to spełnienie jej najpiękniejszych snów.
- A popływać to wy nie chcecie? - zaszczebiotała Alice.
- Ja najpierw sobie pobiegam po tej plaży - oświadczyła
Nessie. - Ktoś zamierza się dołączyć?
- Jasne, ja idę. – Odparł Edward.
- Twój ojciec do biegania zawsze pierwszy. – Wymruczałam pod
nosem.
- Czepiasz się - stwierdziła moja córka.
- A mogłabyś tego jednak nie komentować? - spytałam.
- Ale prawdę mówię - upierała się.
- Nessie, naprawdę, proszę cię, nie krytykuj tego, co mówię.
– Byłam już trochę zdenerwowana.
- Bo co? Bo dostanę w dupę, czy jak? – Powiedziała Renesmee.
Widziałam, że zaczyna pokazywać charakterek.
- Nie, bić cię nie będę, ale mimo wszystko, masz ze mną nie
dyskutować! – Krzyknęłam.
- Niby dlaczego? Jak już mam inne zdanie niż ty, to jest
źle, tak? - spytała.
- Nie, ale trochę szacunku - odparłam.
- Szacunku mówisz?
- Co, już z własnym ojcem nie wolno mi pobiegać, myślisz, że
masz go tylko dla siebie?
Tego było już za wiele.
- Chodzi mi o sposób, w jaki się do mnie odnosisz -
podniosłam głos. - A co do biegania, biegajcie sobie do woli.
- Oo, widzę, że ktoś tu jest wkurzony? – Skomentował Emmett.
- Zamknij się! – Warknęłam.
- Ale Nessie miała rację, Edward nie jest twoją własnością.
– Powiedział Emmett ze złośliwym uśmieszkiem.
- Ale ja nigdy tak nie powiedziałam i nawet tak nie myślę -
wyjaśniłam. - Moja szanowna rodzinko, czy postawiliście sobie dziś za cel
wyprowadzić mnie z równowagi?
Po tych słowach obróciłam się na pięcie i wskoczyłam do
wody.
- Tak, ja sobie postawiłem. – Powiedział Emmett.
- Ty to ja wiem, że tak! – Wrzasnęłam wynurzając głowę z
wody.
- Ooo, usłyszała, usłyszałaaa pod wodą, Edwardzie, widzisz
to? - zaśmiał się Emmett.
- Widzę, ale jakoś mnie to nie
śmieszy, wiesz braciszku? – Usłyszałam chłodną odpowiedź Edwarda.
- czyżbym uwłaczał w tym momencie
twojej godności, lub godności twojej żony? – Zapytał Emmett śmiejąc się.
- Tak, i jedno, i drugie - odparł mój mąż.
- Och, przepraszam - Emmett upadł przed nim na kolana.
Wyszłam z wody, zwijając się ze śmiechu.
- Umieeee... umieeeraaam - jęknęłam, moje oczy zrobiły się
suche. - Ja już płaczę.
- OH, to takie aż wzruszające? – Zapytał Emmett otrzepując
się z piasku, który pojawił się na jego spodniach, gdy upadł na kolana.
- Taaak. – Wyjęczałam tarzając się po piasku, gdyż nie byłam
w stanie utrzymać się na nogach.
- Edwardzie, ona zemdleje, podtrzymaj swoją ukochaną -
naigrywał się dalej Emmett.
- No nie, ty masz coś z głową. – Powiedziałam do Emmetta
patrząc na niego jak na idiotę.
- Nie, ja tylko o ciebie dbam, w przeciwieństwie do Edwarda.
– Odparł.
- Ooo, wypraszam sobie - zaperzył się Edward.
- A co, nieprawdę mówię? - burknął Emmett.
- Oczywiście, że nieprawdę.
- To udowodnij. – Powiedział Emmett chcąc go sprowokować.
- Spytam zainteresowaną, Bello, czy ja o ciebie nie dbam?
- A wręcz przeciwnie. – Odparłam patrząc na Emmetta, żeby
dobrze usłyszał moją wypowiedź, bo nie byłam pewna czy do niego dotarło.
- Wzruszyłem się... - jęknął mój szwagier.
- Wiem, on jest tak romantyczny, że nie da się nie wzruszyć,
prawda? – Wymruczała niespodziewanie Alice.
- Alice, Ty to mówisz? Chyba ja powinnam - zachichotałam.
- Noo dla jaj - odpowiedziała.
- Dla jaj? Czyich? – Zapytał Emmett z właściwym sobie
złośliwym uśmieszkiem.
- Twoich - wypaliła dziewczyna, rzucając w niego garścią
błota.
- Zwariowałaś?
- Oczywiście - odparła. - Taki masz zapłon, że wcześniej nie
spostrzegłeś tego?
- Nie obrażaj mnie! – Emmett wyglądał na ewidentnie
wkurzonego.
- Ja idę. – Powiedziałam nie chcąc już patrzeć dalej na ich
potyczki.
- Ja z tobą - zawołał Edward.
- No jak zwykle. – Wyburczał Emmett idąc za nami.
- Wypad - warknęłlam.
- Co? – Wyganiasz mnie? – Usłyszałam jeszcze wykrzyczane
przez Emmetta pytanie, zanim zamknęłam za nim drzwi.
- Taak! - odkrzyknęłam.
- Mogę? - spytał.
- Nie! - wrzasnęłam. - Idź powalczyć z Jasperem albo coś.
- Po co?
- Tak sobie - zawołałam. - Nam się trochę prywatności
należy.
- Ty zawsze chcesz z nim być sama, a rodzina to co? –
Zapytał z wyrzutem.
- Zaczeka - odparłam.
- Ile? Rok?
- Zobaczymy - odparłam, nie zamierzając dłużej z nim
dyskutować.
- No tak, po wielu godzinach wyjdziecie, on w pomiętej
koszuli, jeśli w ogóle w koszuli, a ty bez bluzki, albo czegoś tam jeszcze,
znam was na tyle, żeby wiedzieć. – Powiedział Emmett.
- Nie obrażaj mnie! – I jego też! – Wrzasnęłam, a następnie
zrobiłam coś, na co raczej nigdy bym się nie zdobyła, czyli walnęłam Emmetta w
twarz.
- E noo... - jęknął, choć go to wcale nie zabolało. - Na
żartach się nie znasz?
Zaczęłam się z siebie śmiać.
- No super, normalnie nakręć komedię - zawołał oburzony.
- Edwardzie, czy mógłbyś wywalić stąd swojego brata? –
Zapytałam po chwili.
- Hm, Bello, wiesz, że to nie jest właściwe zachowanie w tej
sytuacji z Emmettem nie jest łatwo sobie poradzić, jeśli chodzi o pojedynek
siły. – Odparł.
- Ale inteligencją go przewyższasz, więc błagam, zrób coś. –
Powiedziałam patrząc na niego błagalnie.
- Jakby ci to powiedzieć - zaczął ostrożnie. - Myślę, że
sama dasz radę. Wierzę w ciebie.
Stanęłam na przeciwko Emmetta.
- Noo, wyłaź - powiedziałam, wypychając go z pokoju.
Z początku stawiał opór, ale po kilku sekundach poczułam, że
nie czuję aż takiego naporu.
Spojrzałam w jego stronę.
Widziałam, że jakaś część jego ciała znalazła się już na
zewnątrz.
Po chwili usłyszałam huk, przewruciłam mojego szwagra.
Gdy zobaczyłam jak się podnosi mimowolnie się uśmiechnęłam.
Całą koszulkę miał rozdartą na plecach, a w spodniach
powstała dziura sporych rozmiarów.
- Alice na pewno będzie niezadowolona, gdy dowie się, przez
kogo ubranie Emmetta jest w takim stanie. – Pomyślałam.
- Rosalie tym bardziej - zaśmiał się Edward.
- Co Rosalie tym bardziej? – Wyburczał Emmett wciąż
otrzepując się z piachu i próbując doprowadzić swoje ubranie do porządku.
- Wkurzy się - odpowiedziałam, wybiegając z pomieszczenia. -
Rose! Roooseee!
- Co się dzieje? – Usłyszałam pytanie, a chwilę później
Rosalie zjawiła się obok mnie.
- Twój mąż - wyjaśniłam. - Nie chciał pozwolić nam na
prywatność, w związku z czym byłam zmuszona ostro go potraktować.
Po chwili usłyszałam perlisty śmiech Rose. Takiej reakcji
się nie spodziewałam.
- Widzisz Emmett? – Teraz wiesz, że nie warto im
przeszkadzać. – Powiedziała nadal się śmiejąc.
- Nie jesteś po mojej stronie?
Był wyraźnie urażony.
- A co? – Zawsze muszę być? – Odparła Rose nadal szeroko się
uśmiechając.
- Taak!
- Jeśli przez to rozumiesz bycie razem, to wybacz -
odpowiedziała dziewczyna, wychodząc z dumnie podniesioną głową.
Emmett wyszedł w ślad za nią.
Nareszcie zostaliśmy sami.
- Bello... - Szepnął Edward.
Nie odpowiedziałam, gdyż wyczułam, o co mu chodzi.
Teraz czekałam w napięciu na to, co zrobi.
Przytulił mnie mocno i pocałował namiętnie w usta.
Teraz wiedziałam, no prawie wiedziałam, co robić, bo
oczywiście przejęcie inicjatywy należało do niego.
Odwzajemniłam pocałunek, jednocześnie przyciskając Edwarda
jeszcze bliżej do siebie.
Nagle przerwał, jakby nadsłuchując.
- Co? - spytałam.
- Nic - odparł. - Upewniałem się, że Nessie jest z Alice.
Uśmiechnęłam się mimowolnie, a mój ukochany powrócił do
całowania.
Po chwili poczułam, że niesie mnie do sypialni.
Dopiero teraz miało się zacząć.
Położył mnie na łóżku, po czym zrzucił z siebie ubranie.
Patrzyłam na niego jak urzeczona.
Jego perfekcyjnie ukształtowane ciało oszałamiało.
Czekałam, sama jakoś nie miałam odwagi niczego zrobić.
Popatrzył na mnie zdziwiony, dochodząc do wniosku, że po
prostu dziś nie chcę.
- Może... ty przejmij pałeczkę... - szepnęłam.
- Hm, widzę, że jakoś nie masz ochoty na dominację
dzisiejszego wieczoru. – Powiedział uśmiechając się.
- Eee. – Wyjąkałam tylko, bo nic nie byłam w stanie
powiedzieć.
- Zrobisz to lepiej - stwierdziłam.
- Tak myślisz? – Zapytał kładąc się obok mnie i obejmując
mnie ramieniem.
- Tak. – Odparłam szeptem.
Po chwili i ja byłam w negiżu. Edward całował każdy
centymetr mojego ciała. Doprowadzało mnie to do obłędu.
Gdy poczułam, że Edward znalazł się nade mną poczułam
prawdziwe podniecenie.
Jego usta odnalazły moje.
Wpił się w moje wargi całując mnie namiętnie i bez
opamiętania.
Nie pozostawałam mu dłużna. Coś podpowiadało mi, że moje
poczynania sprawiają mu przyjemność. Dawało mi to dużą satysfakcję. Po
wszystkim po prostu trzymał mnie w ramionach, jakby bał się, że nagle gdzieś
ucieknę. Cieszyliśmy się swoją obecnością. Było to takie piękne...
- Jestem szczęśliwa... - wyszeptałam.
- Twoje szczęście jest moim - odparł z rozbrajającą
szczerością.
Świetny ten rozdział.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobała mi się scena na wyspie Esme.
I Nessie ma rację, Edzio nie jest Belli własnością xd .