niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 31



Rozdział 31
Po kilku godzinach wróciła Nessie, oczywiście przyprowadziła z sobą Setha.
- Tato, mogę włączyć komputer? – Zapytała Edwarda, który spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Ness, przecież to twój komputer, i możesz go włączać kiedy ci się podoba. – Odpowiedział.
- Edward, nie jesteś zbyt mało surowym ojcem? – Zapytał Seth.
- Kolego, ty mnie nie ucz, jak mam swoją córkę wychowywać. – Odparł patrząc na niego z wyższością.
- Oh, wybacz, szlachetny panie. – Odpowiedział zmiennokształtny.
- Wybaczam, ale żeby to mi było ostatni raz! - wykrzyknął mój mąż takim głosem, że odruchowo zrobiłam krok do tyłu.
Seth zaśmiał się krótko, spojrzałam na niego wzrokiem Bazyliszka.
- Boisz się go? – Taki mi niegroźny wampirek. – Powiedział Seth.
Usłyszeliśmy niski, gardłowy harkot.
Edward stanął w pozycji do ataku.
- Uważasz, mnie, za, niegroźnego, wampirka? – Zapytał Setha przez zęby.
- Edward… - Powiedziałam, ale urwałam, bo dostrzegłam, że uśmiecha się do mnie filuternie tak, aby Seth tego nie zauważył.
Nessie stanęła między nimi.
- Tato, uspokój się - odezwała się stanowczo.
- Ja sobie poradzę z twoim wujkiem - oświadczył wyniośle.
- No ale tato, po co to? – Zapytała Ness patrząc na niego z przerażeniem.
- Po to, że kochana córeczko twój wujek nie szanuje gatunku wampirów. – Odparł spokojnie.
- No ale jak to? – Zapytała zdziwiona.
- A nie słyszałaś co powiedział? – Odparł Edward pytaniem.
- Słyszałam, ale...
Przenosiła spojrzenie z jednego na drugiego.
- Zawsze byłeś taki spokojny, teraz też się opanuj - dodała nieco odważniej.
- Oj, nessie, nie zapominasz z kim rozmawiasz? – Zapytał.
- Nie. Rozmawiam z moim ojcem, Edwardem Cullenem. – Odparła.
- Możecie przestać? – Zapytałam patrząc na nich.
- Jak dzieci. – Dodałam.
- A z tobą co? - spytał Seth. - Tylko troszkę by mnie poszarpał.
- Troszkę? – To mogłyby być poważnie obrażenia. – Mruknęłam.
Wilkołak tylko uśmiechnął się beztrosko.
- Ness chyba mnie lubi - rzekł ze śmiertelną powagą. - Nie zrobiłby czegoś takiego swojej córce.
- Znasz mnie aż za dobrze. – Powiedział Edward.
- A widzisz? – Seth wyglądał na zadowolonego z siebie.
- Znikaj do lasu - rzuciłam oburzona.
Uśmiechnął się.
- Jasne, tylko nie pozwól Nessie mnie tam szukać, robi się ciemno.
Miał rację, słońce powoli kryło się za horyzontem.
- Zmierzch jest dla nas najlepszą porą dnia. – Wymruczał Edward refleksyjnie.
Po chwili Seth wyszedł.
- Masz rację. – Odpowiedziałam na wcześniej wypowiedziane zdanie.
- Kiedyś już to od ciebie słyszałam. – Dodałam z delikatnym uśmiechem.
- W innym życiu - zauważył, również się uśmiechając.
Pogłaskał mnie po policzku.
- Kocham cię - odezwał się czule.
- Ja też cię kocham - odparłam.
Uwielbiałam, gdy tak do mnie mówił i patrzył na mnie z miłością.
- Ness, zmykaj do swojego pokoju. – Powiedział zauważywszy, że nasza córka bacznie się nam przygląda.
- No ale ja nie mam co robić. – Powiedziała.
- To idź do cioci Alice. – Podsunęłam.
- Genialny pomysł! – Wykrzyknęła i wybiegła w mrok.
Edward przytulił mnie mocno, przymknęłam oczy, po czym rzekłam:
- Kocham cię jeszcze bardziej, niż po ślubie, czy to możliwe?
W odpowiedzi na chwilę mnie podniósł. Zaśmiałam się cicho.
Nessie zadzwoniła po jakimś czasie, żeby nam powiedzieć, że zostaje u Alice, mieliśmy więc całą noc dla siebie i rzecz jasna bardzo dobrze to wykorzystaliśmy.
Minęło kilka dni.
Edward postarał się o to, żeby dano nam urlop dziekański, postanowiliśmy zostać w Forks trochę dłużej, a z nadrobieniem zaległości i tak nie będzie problemów, więc nie mieliśmy czym się przejmować.
Kolejna kwestja zaprzątała wciąż moje myśli.
Nie wiedziałam właściwie kim jest dla mnie Seth.
Był moim najlepszym przyjacielem, ale czy tylko przyjacielem?
Zawsze, a zwłaszcza, gdy Edward był w pobliżu, zasłaniałam tarczę.. Czułam dla siebie pogardę. Mój ukochany w pełni rozumiał, jak bardzo lubię Setha i często zostawiał nas, byśmy mogli porozmawiać. Śmiałam się z tego w duchu, ponieważ chcąc nie chcąc, i tak znał wszystkie myśli, przynajmniej wilkołaka.
Chciałam jak najszybciej doprowadzić do porządku moje myśli.
Nie wiedziałam co zrobić.
Setha nie kochałam, tego byłam pewna, ale jakie uczucia do niego żywiłam, tego już nie.
Wiedziałam, że to nie była miłość, nie taka, jak ta, którą czułam do Edwarda, ale może jednak?
Może naprawdę kochałam zmiennokształtnego?
Moją ponurą zadumę przerwało wejście Ness.
- Mamo, idziesz ze mną i z wujkiem do lasu?
Uśmiechnęłam się na widok jej rozradowanej twarzy.
- Nie, kochanie - powiedziałam z nutką żalu. - Wybacz, chcę pobyć sama.
- A nie wiesz gdzie tata? – Zapytała widząc, że jesteśmy same.
- Na polowaniu. – Odparłam.
Nessie wyszła, a ja znowu zaczęłam rozmyślać o tym co mnie dręczyło.

Po jakiejś godzinie stwierdziłam, że zadzwonię do Edwarda.
Uznałam, że mimo iż był na polowaniu, to mojego telefonu nie zignoruje.
- Halo? – Usłyszałam.
- Nie przepędziłam ci jakiejś zwierzyny? – Zapytałam.
- Ależ skąd. – Właśnie miałem wracać. – Odrzekł.
- A ja właśnie miałam cię o to prosić. – Odpowiedziałam.
- Jestem już blisko - odezwał się. - Za chwilę się zobaczymy, najdroższa.
Rozłączyłam się i westchnęłam.
Węszyłam i nasłuchiwałam, nie mogłam się doczekać, kiedy wróci, bo nie było go już dobrych parę godzin.
Po jakimś czasie poczułam jego zapach.
W końcu wszedł do pokoju i położył mi ręce na ramionach.
Stał za moimi plecami, więc musiałam się tak odwrócić, aby stanąć do niego twarzą.
Gdy spojrzałam w jego złote oczy zapomniałam o całym świecie.
Zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Tęskniłam. – Powiedziałam.
- Ja też, Bello - szepnął mi do ucha.
- Jakie zwierzęta poznały dziś siłę i waleczność mojego męża? – Zapytałam z lekkim uśmiechem.
- Nic wielkiego, tylko kilka pum. – Powiedział odwzajemniając uśmiech.
- Ale nie jesteś głodny prawda? – Zapytałam z udawanym przerażeniem.
- Spójrz mi znowu w oczy, to się dowiesz. – Powiedział z filuternym uśmiechem.
- Przecież patrzę, wariacie skończony - zauważyłam rozbawiona.
- I co widzisz? – Zapytał.
- Co widzę? – Nie są czarne, ani w ogóle ciemne, jeśli dobrze oceniam to są złote. – Wymamrotałam, bo jego spojrzenie mnie poraziło.
Przyjrzał mi się uważniej.
- Co ci jest?
- Nic - odpowiedziałam spokojnie.
Pocałował mnie delikatnie.
- Skarbie... - szepnął. - Co się stało?
- Nic - odsunęłam się od niego trochę.
Teraz zrozumiałam.
Nie tarcza mnie zdradziła.
To Edward znał mnie zbyt dobrze, nie mogłam go oszukać.
Nagle zrobiłam coś, na co z regóły ciężko było mi się zdobyć.
- Pocałuj mnie. – Poprosiłam.
Potrzebowałam tego, nie wiedziałam jak zareaguje, bo z regóły nie musiałam go o to prosić.
Dostrzegłam na jego twarzy zdziwienie, mimo to jednak pochylił się i nasze usta się połączyły.
Wpiłam się w jego wargi.
Całowałam go tak, jak kiedyś, gdy mojej głowy nie zaprzątały męczące myśli.
Spojrzał na mnie zdziwiony, gdy oderwaliśmy się od siebie.
- Dlaczego mnie o to poprosiłaś? – Zapytał.
- Nie wiem - odparłam nieco zawstydzona. - Potrzebowałam tego.
- Rozumie się - rzekł. - Ale widzę, że się smucisz.
Pokręciłam głową, próbując temu zaprzeczyć. Nie chciałam powiedzieć mu o swoich myślach. Były chore!
- Bello, zaufaj mi. – Powiedział znów patrząc mi prosto w oczy.
- Ufam ci - głos mi drżał. - Ale tu... Nie mogę...
- Dlaczego? – Zapytał.
W końcu coś we mnie pękło.
Opuściłam tarczę.
Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Bello? Ty...
- Nic nie mów! - przerwałam mu gwałtownie. - Wcale nie czuję się z tym dobrze, ale...
Odwróciłam wzrok.
- Czy ty zwariowałaś? – Co się z tobą dzieje? – Najpierw depresja, a teraz zakochałaś się w swoim przyjacielu?
Wszystkie te pytania wyrzucił z siebie jednym tchem.
- Myślisz, że mi z tym łatwo? – Że czuję się z tym dobrze? – Jeśli tak, to się mylisz.
- Nie wspomnę już o tym, że kiedyś kochałaś jednocześnie mnie i Jacoba. – Dodał przerywając mi.
Zapiekły mnie oczy, spuściłam głowę.
- Zresztą, ja tylko podejrzewam, nie jestem pewna - dodałam cicho.
Zgromił mnie spojrzeniem.
- Sądziłem, że po ślubie się ustatkowałaś.
Zabolało. Nie oczekiwałam, że powie, że nic nie szkodzi albo, że będzie udawał, że nie usłyszał, nie spodziewałam się jednak aż tak raniących słów.
- To, że... - zaczęłam, lecz nie potrafiłam sklecić zdania. - Przecież cię kocham. Wiesz o tym.
- Porozmawiamy, gdy w końcu sama dojdziesz, czego chcesz, a czego nie.
Wyszedł, a ja zaszlochałam w poduszkę.
Czułam odrazę dla samej siebie.
Nienawidziłam siebie za to, jak się zachowywałam.
Świadomość, że mogę stracić Edwarda była tak przytłaczająca, że nie wiedziałam, czy moje dalsze życie ma sens.
Wyszłam z domu i poszłam tam, gdzie poniosły mnie nogi. Po chwili znalazłam się w lesie i zaczęłam biec, wiatr rozwiewał mi włosy, ale nie zwracałam na to najmniejszej uwagi. Nagle wpadłam na Setha w postaci wilka. Spojrzałam na niego przepraszająco i chciałam go wyminąć, ale zagrodził mi drogę.
- Chcę być sama - głos łamał mi się tak bardzo, że ledwie mogłam mówić. - O nic nie pytaj, błagam...
Ani myślał mnie słuchać, więc zmieniłam kierunek.
Widocznie zrozumiał, bo nie pobiegł za mną.
Biegłam dalej, zastanawiając się co mam robić.
Nie chciałam stracić Edwarda, ale wiedziałam, że obecnie bardzo go zraniłam.
Wiedziałam też, że nie powinnambyła się tak zachowywać.
Kochałam tylko jego, tylko jego kochałam prawdziwą, bezgraniczną miłością, ale czy teraz miało to sens?
W końcu wróciłam do domu. Edward nawet na mnie nie spojrzał. Zamknęłam się w naszej sypialni. Byłam zła, że łzy z moich oczu nie mogą płynąć. Chciałam zasnąć, bo dawniej niekiedy przekonywałam się, że to czasem jest lekarstwem. Po godzinie wszedł mój ukochany. Zerknęłam ukradkowo w jego stronę, nie podnosząc głowy.
- Idę na polowanie - oznajmił szorstko.
- Jaaasne - odparłam.
Po chwili, walcząc ze sobą, spytałam:
- Kiedy wrócisz?
- Nie wiem.
- Proszę... Ja... Edwardzie, proszę, wybacz mi...
Tak bardzo tego pragnęłam.
- Na razie nie jestem w stanie.
Opuścił pokój. Byłam rozdarta, nie wiedziałam, czy liczyć na zgodę, czy też nie.
- Jasper, możesz przyjść? - zawołałam po chwili.
Mimo, że byłam w naszym kamiennym domku, to wiedziałam, że Jazz mnie usłyszy.
Pojawił się po chwili.
- Wszystko wiem. – Alice mi powiedziała. – Powiedział.
- Jaaaspeer, czy istnieje możliwość, że Edward mi wybaczy? – Powiedziałam szlochając.
Nagle poczułam, że ogarnia mnie spokój.
- Myślę, że tak. – On cię kocha, Bello. – Rzekł.
- Z... Zawołaj Aliiii... Aliceeee - wydukałam.
- Bello...
- Nic nie mów, Jasper. Błagam...
Poczułam kolejną falę spokoju. Spróbowałam jakoś wpoić sobie, że będzie dobrze, ale bezskutecznie.
Po chwili pojawiła się Alice i od razu chwyciła mnie w objęcia.
- Bello, siostrzyczko, nie przejmuj się. – Powiedziała.
- Miałaś jakieś wizje? – Zamierza mi wybaczyć? – Zapytałam, chociaż właściwie znałam odpowiedź.
- Nie, niczego nie zdecydował. – Odparła.
Moja głowa opadła bezwładnie na ramię mojej pocieszycielki.
Alice spojrzała błagalnie na Jaspera.
- Bello - odezwał się ze współczuciem. - Przejdzie mu.
- Za ile? - spytałam z pozornym spokojem. - Za tydzień? Za dwa miesiące?
- Tego nie wiem - odpowiedział szczerze.
Moja szwagierka pocałowała mnie w policzek.
- Wybaczy ci - rzekła. - Tak czuję.
Tym razem jej nie uwierzyłam. Przecież mówiła, że nic nie widziała. Jednak to, jak bardzo chciała mi pomóc, było o wiele ważniejsze.
- Alice. – Zaczęłam, ale głos uwiązł mi w gardle.
Spojrzałam na nią i Jaspera.
Nie wiedziałam co będzie dalej, jeśli to miał być koniec mojego związku z Edwardem, to musiałam być na to przygotowana.
- Panie psycholog - uśmiechnęłam się słabo. - Zdaje się, że będzie konieczna terapia całodobowa.
- Nieszkodzi – odparł.
- Na jaką odległość działa twój dar? – Zapytałam.
- Spokojnie. – Tutaj zadziała bez mojej obecności w środku. – Odrzekł.
- To dobrze. – Odparłam z obojętnym wyrazem twarzy.
- Alice, gdzie on poszedł? - nie mogłam się powstrzymać od zadania tego pytania.
- Do lasu.
Westchnęłam cicho, modląc się, żeby chociaż spróbował mnie zrozumieć. Przez chwilę go obwiniałam, jednak... Mogłam nie pokazać mu tych myśli.
- Co się stało, to się nie odstanie - powiedziałam ponuro.
- Odkąd weszłam w wasze życie to ciągle coś niszczę, od samego początku, nawet, gdy nie byłam żoną Edwarda. – Dodałam po chwili.
- Przestań. – Alice spojrzała na mnie groźnie.
- Ale taka jest prawda. – Powiedziałam cicho, bo znów poczułam, że do oczu napływają łzy.
- Kochamy cię - dodał Jasper.
Zabrzmiało to tak szczerze, że na moment się uśmiechnęłam.
- Dziękuję - wyszeptałam, klepiąc go po ramieniu. - Tobie też, siostrzyczko, ale... Jeśli będziecie zbyt dobici, wyjdźcie.
Po kilku godzinach wyszli, bo uznali, że może wolę zostać sama.
I istotnie, tak właśnie było.
Jasper utrzymywał moje emocje na w miarę stałym poziomie, nie fałszował ich jednak tak, abym nie wiedziała, jak naprawdę się czuję.
A czułam się fatalnie.
Nie miałam pojęcia, co mam teraz robić, przez chwilę myślałam nawet o wyjeździe stąd na zawsze.
Szybko jednak porzuciłam ten pomysł, bo znów w sercu pojawił się słaby płomyk nadziei.
W środku nocy przyszedł Edward. Stanęłam naprzeciwko niego.
- Proszę... Nie chciałam, żebyś tak to odebrał. Zresztą, kocham tylko ciebie.
- Teraz tak mówisz, bo masz wyrzuty sumienia? - spytał drwiąco.
- Nie. Wiesz, że nie.
- Zawiodłaś mnie.
- Wiem... - wykrztusiłam.
- I co z tego? - spytał.
- Teraz wszystko zależy od ciebie.
Wpatrywał się we mnie tak, jakbym była czymś obleśnym.
- Dlaczego mi to robisz? - chciałam wiedzieć.
- Posunęłaś się za daleko.
- Możesz łaskawie sprecyzować?
- Co tu jest niedoprecyzowane? – Zapytał patrząc na mnie jak na człowieka z opóźnieniem umysłowym.
- Ale jeśli nie rozumiesz, to proszę bardzo, już wyjaśniam.
- Nie wiesz czego chcesz. Jesteś ze mną, niby mnie kochasz, a tak naprawdę podkochujesz się w kimś innym.
- Co, nie jesteś ze mną szczęśliwa? – Nie zaspakajam twoich potrzeb? – Zapytał.
- Żebym sama wiedziała, o co mi chodzi - pomyślałam, nienawidząc się za wszystkie błędy, jakie popełniłam.
Bałam się odezwać, żeby nie pogorszyć sytuacji.
Milczałam.
Edward też nie wyrzekł ani jednego słowa.
Spojrzałam na niego, a następnie usiadłam na łóżku nie wiedząc już, co mam robić.
Byłam niemal gotowa przed nim uklęknąć, lecz nie chciałam się tak poniżać. Wyszłam z uniesioną głową, pragnąc zachować resztkę godności.
Poszłam do lasu.
Wszędzie natykałam się na zwierzęta, jednak nie chciałam polować.
Chodziłam bez celu.
W pewnym momencie położyłam się pod drzewem.
Nie obchodziło mnie to, że po deszczu ziemia była wilgotna.
Po prostu zwinęłam się w kłębek i oddałam się ponurym myślom.
Nie miałam siły nawet na płacz.
Leżałam.
Nie obchodziło mnie, czy następnego dnia wstanę, było mi już wszystko jedno.
W końcu poczułam dotkliwą samotność. Wolałam jednak być z Alice i Jasperem. Wróciłam. Mojego męża, rzecz jasna, nie zastałam.
- Bello, jesteś - zawołał Jas z ulgą.
- Och, mówiłam ci - rzuciła Alice.
- Macie jakieś antydepresanty? - spytałam nagle. - Zróbcie coś... Cokolwiek...
Alice spojrzała porozumiewawczo na Jaspera.
Poczułam znów falę spokoju.
- Idę poszukać tego kretyna. – Powiedziała ze złością.
- Alice, on nie chce mnie teraz widzieć, więc nic tym nie zdziałasz. – Powiedziałam, chcąc przemówić jej do rozumu.
- Jeszcze zobaczymy - stwierdziła z zaciętą miną i wyszła.
- Ona zwariowała do reszty. – Powiedziałam do Jaspera.
- A może nie? – Odparł pytaniem.
Nie sądziłam, że ten wypad przyniesie cokolwiek, więc zobojętniałam zupełnie na wszystko.
Żałowałam, że nie mogę zasnąć.
Niespodziewanie usłyszałam z domu krzyki Edwarda i mojej szwagierki.
- Ona też mogła popisać się takim chamstwem, wiesz? Mogła, ale tego nie zrobiła po tamtym pół roku. Pozwoliła ci wyjaśnić wszystko, a ty nie chcesz nawet jej wysłuchać. Tym razem to powiem i wcale nie pożałuję, jesteś skończonym idiotą!
- Ale ona nie powinna...
- Nie powinna, nie powinna - przedrzeźniła go. - Czy za ten błąd ma cierpieć przez wieczność? Przemyśl to, zanim powiesz jej "żegnaj".
- Alice, do jasnej holery!
- A ty jak byś się zachowała, gdyby Jasper zrobił ci coś takiego?
- Ja? – Wysłuchałabym go, kretynie, ale oczywiście ty tego nie zrobisz, bo twoja męska duma została urażona. – Wiesz co? – Nie spodziewałam się, że tak ją potraktujesz.
- To sprawa między nami - warknął.
- Otóż nie - odparowała. - Nie pozwolę, żeby tak się zamartwiała.
- Może zrozumie, że sprawiła mi ból.
- Kto tu komu sprawia ból? - spytała z niedowierzaniem.
- Ona mi. – Nie wiesz?
- Ona? – Ty naprawdę nie myślisz.
- A kto, że niby ja?
- Tak, ty, wiesz jak ona przez ciebie cierpi?
- I powinna...
- Słup by prędzej zrozumiał - odpowiedziała Alice przez zaciśnięte zęby. - Jesteś uparty jak osio,ł z tym, że nie wtedy, kiedy trzeba.
- Nie obrażaj mnie. – Powiedział.
- Ja mówię ci tylko prawdę. – Odparła.
- Przemyślisz to wreszcie rozsądnie czy nie?
Nie odpowiedział, Alice wróciła do nas i podniósłszy biurko, rzuciła nim o podłogę. Jakimś cudem się nie rozsypało.
- Miałabym ochotę rzucić w niego tym cholernym meblem. – powiedziała a następnie wyniosła biórko z domu.
- To bez sensu - zawołałam za nią.
Wróciła i odstawiła biurko na miejsce.
- Ale to jest kretyn! – Wrzasnęła.
Nie odpowiedziałam. Po chwili stwierdziłam:
- Nie drzyj się, słyszy cię i bez tego.
Skinęła głową. Nagle do pokoju wszedł Edward.
- Bello, mogę cię na słówko?
Zgromiłam go wzrokiem.
- Niekoniecznie - odparłam. - Po pierwsze, Jasper i Alice tak czy inaczej będą wszystko słyszeli, a po drugie, jeśli chcesz znów mi powiedzieć, że nie wiem, czego chce, że cię zawiodłam i że żałujesz, że ze mną jesteś, to przecież możesz przy nich.
- Tego ostatniego nie powiedziałem.
- Słyszałeś, do pioruna, o komunikacji pozawerbalnej? Patrzyłeś na mnie tak, że... - urwałam.
- Chcę z tobą porozmawiać. – Powiedział.
- Ale ja z tobą nie, przyjęto do wiadomości? – Zapytałam.
- NIe bądź niemądra.
- Nie mów do mnie jak do dziecka - odrzekłam.
- Ja traktuję cię bardzo poważnie.
- Ja ciebie też, i właśnie dlatego nie zamierzam z tobą rozmawiać.
Spojrzał na mnie błagalnie.
- Dlaczego tak nagle chcesz w ogóle na mnie patrzeć? - spytałam z wyrzutem.
- Bo… bo chcę ci wszystko wyjaśnić. – Powiedział.
- Ale ja nie chcę słuchać twoich wyjaśnień. – Powiedziałam i wyszłam z domu.
Dogonił mnie bez trudu, chwycił za ramiona i obrócił tak, by móc zajrzeć mi w twarz. Tym razem moc jego oczu na nic się zdała.
- Co ci się nagle stało? - powtórzyłam pytanie. - Przecież nie obchodzi cię, co mówię.
W głębi serca czułam, że boli go to, że wypominam mu własne słowa, ale musiałam tak postąpić. Miałam bowiem wrażenie, że chce mnie przeprosić tylko dlatego, że dręczą go wyrzuty sumienia.
- Wiesz co? – Jeśli robisz to tylko dlatego, że ci głupio, i że masz wyrzuty, to naprawdę, nie warto było się fatygować. – Kontynuowałam.
- Nie dlatego - bronił się.
- Dobrze, mów już - zniecierpliwiłam się. - Tylko nie udowadniaj mi niczego swoimi sztuczkami.
To mówiąc, spojrzałam na niego znacząco.
- Więc, chciałem, chociaż pewnie mi nie uwierzysz, ale chciałem powiedzieć, że… że…
Nie mówił dalej, głos uwiązł mu w gardle a twarz wykrzywił ból.
- Widzę, że ciężko się przyznać do błędu?
- Chciałem cię przeprosić i powiedzieć, że zachowałem się jak ostatni kretyn. – Wykrztusił.
Ręce mu opadły, przymknął powieki, wyglądał jak ktoś bezbronny czekający na śmiertelny cios.
Podeszłam i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Wybaczam - odezwałam się po chwili. - A czy uwierzysz mi, jeśli powiem, że... Wszystko przemyślałam i kocham tylko ciebie?
W odpowiedzi mocno mnie przytulił. Jego twarz rozświetlił uśmiech, który tak uwielbiałam.
- Pamiętaj, jestem niebezpieczny.
Zaśmiałam się cicho.
- Nie jesteś, bo ja też jestem wampirzycą, gdybyś zapomniał, więc jestem równie niebezpieczna co ty. – Powiedziałam szczerząc zęby.
- Umknął mi ten szczególik - odparł przekornie.
- Widzę, że humor masz dobry. – Zauważyłam.
- Bo znowu jesteśmy razem. – odparł.
W odpowiedzi obdarzyłam go gorącym pocałunkiem.

1 komentarz:

  1. Już myślałam że rozwali się ich związek. Tak to wyglądało dla mnie.
    Ale dobrze że Edward jej wszystko wyjaśnił. Chywa wrzaski Alice na niego podziałały xd .

    OdpowiedzUsuń