Rozdział 4
Kolejny dzień nadszedł zdecydowanie za szybko.
Spojrzałam za okno.
Świeciło słońce.
- Edward, Edward! Wrzeszczałam, bo do mojego męża jak widać
nic nie docierało.
Siedział wpatrzony w jedną ze stron książki, którą czytał
tak właściwie całą noc.
- Tak? Zapytał wyrwany z zamyślenia.
- Wygląda na to, że nie pójdziemy dziś na zajęcia.
Powiedziałam.
- Dlaczego? Zapytał zdziwiony.
- Świeci słońce, nie widzisz?
- Aaa, no tak. Powiedział przyglądając się szybie, a
właściwie temu, co było za nią.
- Może pojedziemy do Forks? Zaproponowałam.
- Całkiem niezły pomysł. Odparł Edward. Powiedz Alice i
Jasperowi.
Poszłam do ich domku, zgodzili się, więc wyruszyliśmy.
Po kilku godzinach znaleźliśmy się w Seattle, skąd do Forks
było już niedaleko.
W domu spodziewaliśmy się spotkać z Esme Carlisle’em i
Renesmee.
Jednak nie tylko ich tam zastaliśmy.
- Jacob! Wrzasnęłam na widok wielkiej postaci Indianina.
- Tak, piękna? Zapytał Jack bezczelnie.
- Nie, mów, do, mnie, piękna. Powiedziałam zaciskając zęby.
- Nie denerwuj się. Jacob wydawał się całkowicie
rozluźniony.
- Co ty tu robisz do holery? Zapytałam.
- Przyszedłem zobaczyć się z Nessie. Odparł.
- Z Nessie? Zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak. Odpowiedział Jacob, który sprawiał wrażenie, jakby w
ogóle nie rozumiał o co mi chodzi.
Niewytrzymałam, rzuciłam się na niego jak lampart.
- Bella, nie! Edward zjawił się przy mnie w mniej niż
sekundę.
- On nie będzie wtrącał się w życie mojej rodziny, nie
będzie! Wrzeszczałam.
- Uspokój się. Jasper próbował podziałać na mnie swoimi
zdolnościami.
-Odwalcie się, do holery! Ja go zabiję, zabiję tego kundla!
Darłam się.
Po chwili zatopiłam zęby w karku Jacoba.
- Nie! Carlisle, zrób coś! Słyszałam wrzaski Edwarda i
Jaspera, ale nie obchodziło mnie to, teraz liczyło się tylko to, żeby Jacob
zginął.
Nagle poczułam, jak ktoś mnie od niego odciąga.
- Bello, uspokój się. Usłyszałam głos Carlisle’a.
- On nie ma prawa zbliżać się do mojej córki! Krzyknęłam.
- Będziemy ją przed nim chronić. Odparł carlisle.
- Zginiesz kundlu, jeśli tylko się do niej zbliżysz.
Powiedziałam jeszcze Jacobowi.
- To ty zginiesz. Odparł Indianin.
- Nie, nie ona, ale właśnie ty, spróbuj tylko zbliżyć się do
Renesmee, a rozszarpię cię własnoręcznie. Powiedział Edward patrząc na niego z
nienawiścią.
Najpierw chciałeś odebrać mi Bellę, a teraz chcesz zniszczyć
moją rodzinę. Dodał po chwili zastanowienia.
- Znalazł się cholerny obrońca rodziny. Powiedział
zmiennokształtny. Ty lepiej zaszczep swoją żonkę przeciw wściekliźnie.
- Kto inny jest tu psem, nie ona. Powiedział Edward
spokojnie.
Nagle Jacob rzucił się na niego z pięściami.
Rozległo się głuche uderzenie, gdy Edward uderzył go w
ramię.
Chrupnęły kości.
- Holera jasna. Połamałeś mi ramię! Wrzasnął Jacob.
- Zasłużyłeś. Edward patrzył na niego z nieukrywaną pogardą.
- Jak ja bym chciał, żebyś umarł, jak ja o tym marzę.
Powiedział Jacob.
- A ja marzę o twojej śmierci. Odezwałam się odciągając go
od Edwarda.
- Bello, sam sobie poradzę. Powiedział.
- Nie wątpię w to, ale koniec już tego, bo nie zniosę
świadomości tego, że ten wilk może ci coś zrobić.
- Nie przesadzaj, przecież wiesz, kto tu ma lepsze
możliwości obrony. Powiedział.
- Wiem. Odparłam uśmiechając się.
Tymczasem Jacob trzymając się za poturbowane ramię wyszedł z
domu.
tak, Jacob zasłużył sobie na to. Nie będzie się wtrącał w życie Cullenów. dLA NIEGO cHYBA TYLKO JEGO WPOJENIE SIĘ LICZY.
OdpowiedzUsuń