Rozdział 30
Mimo, że Edward niemal nie odstępował mnie na krok, nie
mogłam się podnieść. Jess udawała, że nic nie czuje do mojego męża, lecz oboje
doskonale wiedzieliśmy, że jest inaczej.
- Kochanie - Edward pewnego dnia wpadł do pokoju. - Może
byśmy pojechali na weekend do Forks? Co ty na to?
Odłożyłam gazetę, którą czytałam tylko dla oderwania myśli
od tego, że przyjaciółka kocha mojego lubego.
- Jasne - uśmiechnęłam się, tym razem nie na siłę. - Zobaczę
się nareszcie z Nessie.
Reszta tygodnia zleciała jak z bicza strzelił. W końcu
nadszedł piątek, po południu, całą ekipą, bo dwoma samochodami, opuściliśmy
teren Harvardu.
Kilka godzin później ujrzałam znajomy las, na widok którego
zrobiło mi się tak wesoło, jakby wszystkie troski sprzed wyjazdu znikły.
Gdy znaleźliśmy się w domu cała rodzina na nas czekała.
Oczywiście do mnie i do Edwarda jako pierwsza podbiegła
Renesmee.
- Cześć córeczko. – Powiedziałam przytulając ją mocno.
- Mamo, mam ci tyle rzeczy do opowiedzenia, jakiś czas temu
byłam z Sethem w Lapush, tam jest świetnie. – Powiedziała uradowana.
- Dobrze, za chwilę wszystko nam opowiesz, a raczej
pokażesz. – Odparłam.
- Tata już widział, więc mu nie muszę. – Mruknęła.
- Hętnie zobaczę to jeszcze raz, w twojej głowie jest
strasznie kolorowo, więc ciężko skupić się na jednej rzeczy. – Odpowiedział.
- Oj, tatusiu, jesteś chory? – Zdolność ci się zepsuła? –
Zadrwiła.
- Niewykluczone - stwierdził, uśmiechając się delikatnie.
Nessie podeszła do mnie i zaczęła pokazywać.
- Cóż, wujek spełnia swoją rolę - skwitowałam.
- To co tato, chcesz zobaczyć? – Zapytała Nessie.
- Jasne. – Odparł.
Po chwili usłyszałam ciche warknięcie.
- Panno Renesmee Cullen, czy ja pannie nie mówiłem, że nie
należy uprawiać sportów ekstremalnych, gdy w pobliżu nie ma dorosłych?
- Ale wujek Seth Jest dorosły, a poza tym tamten klif nie
był taki wysoki. – Odparła Nessie.
- Do przewidzenia - skomentowałam pod nosem.
W tej właśnie chwili, bez pukania, wkroczył Seth.
- O wilku mowa - wymamrotałam.
- Ooo, hej, Bello - uściskał mnie.
- Hej, po pierwsze, trochę kultury przed wejściem, a po
drugie, czemu pozwalasz Renesmee skakać z klifu? Wiem, pilnujesz jej, ale... Do
nieszczęścia niewiele trzeba.
Edward chrząknął znacząco.
- No to twój tatuś mnie prześwięci, pewnie jest gotów mi
wbić zęby w gardło. – Mruknął Seth do Nessie.
- Nie będę cię zabijał, ale przeprowadzimy męską rozmowę. –
Odparł.
- Wyjdziemy? - spytał zmiennokształtny.
- Nie. Te kobity i tak by wszystko słyszały - zauważył. - No
więc, masz nigdy już nie chodzić z Nessie na klify.
- Ale dlaczego, tato?
- Teraz ja mówię - oświadczył tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Seth, jesteś moim kumplem, ale będę spokojniejszy, jeśli będziecie omijali
tamto miejsce szerokim łukiem.
- No Edward, bez przesady, Nessie jest w połowie wampirem,
jest niezniszczalna. – Odpowiedział Seth patrząc na nią z podziwem.
- Dobrze, że dodałeś, że w połowie, więc właśnie dlatego
macie już nigdy nie chodzić na klify.
- Ale tato…
- Cicho bądź, będzie tak, jak powiedziałem.
Nessie zrobiła minę niezadowolonej księżniczki.
- W takim razie ja sobie idę. – Powiedziała i pobiegła na
górę.
- To idź - odrzekł Edward, chcąc pokazać, że jej humory nie
robią na nim żadnego wrażenia.
Zatrzymał Setha, który chciał za nią podążyć.
- NIe pocieszaj jej - nakazał nieco zniecierpliwionym tonem.
- Uwierz, nie będzie wylewać łez. Niedługo wróci.
- No a skąd ty to… - Aha, no tak, twoja głowa. – Dodał po
chwili, a następnie puknął go w czoło.
- A tacie się coś tam popsuło! – Wrzasnęła Renesmee z góry.
- Nawet najlepsze komputery mają awarie, cóż tu mówić o
wampirach? - krzyknął.
- Wampiry z reguły są wyjątkiem.
- Widocznie ja do nich nie należę.
- Czy możecie tak nie krzyczeć? – Zapytałam grzecznie.
- Kochanie, to Renesmee krzyczy, a ja tylko odpowiadam jej
na takim samym poziomie decybeli.
- Czyli też krzyczysz. – Odpowiedziałam.
W tej samej chwili przed Edwardem pojawiła się Nessie,
puknęła go w czoło, tak jak uprzednio zrobił to Seth, a następnie schowała się
za swojego wilczego wujka.
- No nie, moją córkę nastawiasz przeciwko mnie? – Zapytał Edward
podchodząc do wilkołaka.
- Nie, ja tylko pomyślałem, że dobrze wybyło, gdybyś od niej
dostał. – Odparł uśmiechając się.
- Bello. – Nie chcesz pójść na spacer? – Zapytał mnie, jakby
w ogóle nie usłyszał tego, co powiedział Seth.
- Jasne, że chcę. – Odparłam i podbiegłam do niego
uradowana.
- Eee, a między wami nadal tak iskrzy? – Zapytał Seth
zdziwiony.
- A co myślałeś, wampiry kochają wiecznie, a poza tym ja
skutecznie sprawiam, żeby uczucie, które Bella do mnie żywi wciąż było tak samo
gorące. – Powiedział uśmiechając się lekko.
- Oj tak, robisz to bardzo skutecznie. – Odpowiedziałam
odwzajemniając uśmiech.
- Wiem. – Odparł.
Następnie wyszliśmy, a za nami wybiegł Seth.
W locie przemienił się w wilka zapominając o zdjęciu swoich
szortów, więc pozostały z nich strzępki.
- O nie, będę musiał wracać jako wilk, i dopiero w domu będę
mógł przybrać ludzką postać. – Pomyślał.
- Niekoniecznie. – Odparł już głośno Edward i pobiegł do
domu.
- Trzymaj. – Powiedział podtykając wilkowi pod nos jakieś
spodnie.
Seth obwąchał je, a następnie skrył się w krzakach.
Po chwili wrócił do nas ubrany w nowe spodnie i w postaci
człowieka.
- Tak wolę. – Mruknął.
- A w ogóle, to dzięki za spodnie. – Powiedział uśmiechając
się do Edwarda.
- No wiesz, nie chciałem, żebyś paradował nago po ulicy. –
Odpowiedział Edward uśmiechając się na samą myśl o takiej ewentualności.
- No – Byłoby śmiesznie – Powiedziałam.
- Czekajcie - zawołała Renesmee, dołączając do nas.
- To doganiaj, tempo - odkrzyknął Seth.
- Znowu się drzecie - westchnęłam.
- Kto miałby łazić bez niczego po ulicy? Dobrze usłyszałam,
wujek Seth?
- Taak... Nie mów, że chciałabyś go takiego zobaczyć -
ostrzegłam.
- Nie, no co ty, a co do doganiania, to muszę przegonić
tatę, chociaż raz w życiu. – Powiedziała Nessie i puściła się biegiem.
My z Edwardem szliśmy, jak na wampiry, bardzo wolno, a z
naszą córką ścigał się jej dobry wujaszek.
- Tato, no co? – ścigamy się?
- Zapytała zniecierpliwiona Nessie.
Edward westchnął ciężko i z rezygnacją, a następnie puścił
się biegiem.
Postanowiłam raz zrobić ukochanemu na złość i kibicowałam
nie jemu, lecz Renesmee.
Po kilku minutach Edward podbiegł do mnie zdyszany.
- Co ci jest? – Zapytałam.
- Nie ta kondycja. – Mruknął.
- Oj, zaniedbałeś się. – Zadrwiłam.
- Nawet mnie nie dopingowałaś - zauważył oskarżycielskim
tonem.
- Myślałam, że Seth mnie w tym zastąpi - zrobiłam niewinną
minę.
- Ah tak. – Nie sądzę, wybieram się na samotny spacer. –
Powiedział.
- Ale powiedz mi, co ty, starzejesz się? – Zdolność się
psuje, kondycja nie da? – Drążyłam temat.
- Psychika - odparł. - Więc, co za tym idzie, kondycja też
nie ta. Wybaczcie.
- Co ja mam powiedzieć? - mruknęłam.
- Ale co cię męczy? – Co się dzieje? – Zapytałam usłyszawszy
to, co powiedział o swojej psychice.
- Jak będziemy sami to ci powiem. – Powiedział.
Tak więc oddaliliśmy się od Setha i Renesmee, żeby przejść
się trochę razem.
Poszliśmy dalej w las.
- No, to powiedz, jeśli chcesz. – Zaczęłam niepewnie.
- Bo, widzisz Bello, ja też ostatnimi czasy nie mam się
najlepiej, a to dlatego, że widzę jak cierpisz, a sam nie potrafię ci pomóc,
wiesz, jak mnie dobija ta bezsilność i bezradność?
- Edward, ja muszę zacząć radzić sobie sama. – Powiedziałam
jednocześnie wiedząc, że radzić sobie sama nie potrafię.
- Po coś jestem, prawda? – Po to, żeby ci pomagać, po to,
żeby cię wspierać w trudnych chwilach, po prostu po to, żeby z tobą być.
- Z tobą i dla ciebie. – Powiedział.
- I jesteś. – I właśnie za to cię kocham. – Rzekłam patrząc
mu głęboko w oczy.
- Ostatnio nie sprawdzam się najlepiej w roli przykładnego
męża, bo nie umiem nawet pomóc własnej żonie. – Mruknął.
- Nie jesteś cudotwórcą.
Nie możesz przecież sprawić, żeby Jessica nagle się w tobie
odkochała, lub żebym ja przestała o tym myśleć. – Odparłam.
- Właśnie wiem. – Kiedyś byłem w stanie zrobić dużo więcej,
a teraz? – A teraz, kim ja właściwie jestem?
- Moim ukochanym mężem, dla którego zrobiłabym wszystko. –
Odpowiedziałam.
- Bello, wiesz o co mi chodzi. – Rzekł.
- Wiem, ale wiem też, że kiedyś to mi przejdzie. – Proszę
cię nie zaprzątaj sobie tym głowy. – Powiedziałam i pocałowałam go prosto w
usta, mając nadzieję, że ten gest trochę go zdekoncentruje i chociaż na chwilę
odwróci uwagę od przykrych rozmyślań.
Odwzajemnił pocałunek niemal z brutalnością.
- Spokojnie, spokojnie. – Powiedziałam.
- Wybacz, trochę się zapomniałem. – Odparł uśmiechając się
delikatnie.
- Edwardzie Cullenie. – Jestem Wampirzycą, wam, pi, rzy, cą!
– Więc zapamiętaj sobie, że nie musisz się już przy mnie kontrolować. –
Powiedziałam odwzajemniając uśmiech.
- Wiem, wiem, ale uznałem, że powinienem być trochę
delikatniejszy w stosunku do ciebie, a nie zachowywać się jak zwierzę. –
Odparł.
- Cicho. – Pragnąłeś tego prawda? – Zapytałam, chociaż
właściwie znałam odpowiedź.
- Eh, znasz mnie na wylot. – Westchnął.
- Nie trudno cię rozgryźć. – Powiedziałam.
- No cóż... NIe jestem z tego dumny - wymamrotał wtulony w
mój policzek.
Westchnęłam głęboko, pogłaskał mnie po włosach.
- Nie zadręczaj się, kochanie - odezwałam się z czułością. -
Przejdzie mi.
- Wiesz? - ożywił się nagle. - Dawno nie widziałaś się z
Sethem. Ja przejdę się z Nessie, a wy sobie pogadajcie.
Zniknął mi z oczu, odnosiłam wrażenie, że ewidentnie coś
kombinuje.
Popatrzyłam na Setha, który pojawił się przede mną,
najwidoczniej zaalarmowany przez Edwarda.
- Co tam, Bells? – Zapytał wesoło.
- A cóż mam ci powiedzieć. – Mruknęłam lakonicznie.
- No co chcesz - odparł.
- U mnie może być - stwierdziłam, nie wiedząc, co właściwie
mu mówić.
- Może być? – Czyli jest coś nie tak?
Seth właśnie pokazywał swoją wrodzoną dociekliwość.
- A co z Edwardem? – Zapytał.
Widocznie musiał widzieć, że i jego coś dręczy.
- Martwi się o mnie, ale między nami wszystko gra.
Nie wiedziałam, dlaczego zgodziłam się na poruszenie tego
tematu, zdawałam sobie sprawę, że teraz będzie mi trudno się od tego wywinąć.
- Martwi się? – Czyli ma powód? – Zapytał zmiennokształtny
patrząc mi prosto w oczy.
Widocznie nie chciał, żebym odwróciła wzrok.
- Seth. Nie chcę, żebyś i ty się tym martwił. – Powiedziałam
spuszczając głowę.
- Jeśli nie powiesz... Nie zmuszam cię, ale tym bardziej
będę się martwił - odrzekł.
- Bo nasza przyjaciółka... Jessica... Pomogliśmy jej, bo chłopak ją rzucił, była
załamana. Ona... Zakochała się w Edwardzie. TAk się potoczyło, że się o tym
dowiedziałam i... I nie winię jej, ale czuję się okropnie. Edward tak przeżywa,
bo nie wie, jak mi pomóc.
Sama zastanawiałam się, dlaczego mu o tym powiedziałam.
Przede wszystkim sama nie wiedziałam, czy to było dobre
posunięcie.
- Cóż. – No nie jest za dobrze. – Wymruczał Seth.
- A no nie. – Odparłam węsząc i próbując namierzyć po
zapachu Edwarda.
Był daleko.
- Nie wiem, które z nas ma gorzej - odezwałam się ze smutnym
uśmiechem.
Po godzinie spaceru i smętnych rozmyślań chciałam wracać.
- Seth, wracajmy.- Mruknęłam pod nosem wiedząc, że mnie
usłyszy.
Po chwili stanął przede mną olbrzymi wilk o piaskowej
sierści.
Przypuszczałam, że musiał się przemienić, żeby przekazać
telepatycznie Edwardowi, że wracamy.
Po jakichś pięciu minutach przybiegł ciągnąc za sobą Nessie.
- Mamo, tata mnie wymęczył, a sam świetnie się przy tym
bawił. – Powiedziała dysząc ciężko.
- Oj widzę, że masz w sobie całkiem dużo z człowieka. –
Powiedziałam i w tym samym momencie podeszłam do Edwarda.
Przytulił mnie, a Nessie podbiegła do Setha.
- Wujku, tata jednak jest despotą - pożaliła się.
- Co zrobił? – Zapytał Seth patrząc z odrazą na Edwarda.
- Kazał mi biegać tak strasznie szybko, tak jak on, zabrał
mnie na taką śliczną łąkę i tam się ścigaliśmy, ale ja nie mogłam go przegonić.
– Powiedziała wciąż ciężko dysząc.
- Ja bym to przewidziała - mruknęłam.
- Mamo, ciebie też tata tak męczył? – Spytała Nessie patrząc
na mnie z ciekawością.
- Nie, kochanie, mnie to tata nosił na rękach, dosłownie, a
ściślej mówiąc na plecach. – Odparłam, a Renesmee zachichotała.
- No cóż... A ja to pewnie będę sama - odezwała się cicho.
- Też tak myślałam w twoim wieku - uśmiechnęłam się do niej.
- A właściwie to jak poznałaś tatę? – Zapytała Nessie
patrząc na mnie z błyskiem w oczach.
Seth tymczasem odszedł rozumiejąc, że szykuje się rodzinna
rozmowa.
- Edwardzie, pomagaj mi - zerknęłam na niego przelotnie. -
No więc... Dawno, dawno temu.
Nessie parsknęła śmiechem, a ja ciągnęłam dalej:
- Byłam w liceum, w Forks, przyjechałam do twojego
dziadka... W nowej szkole czułam się obco, chociaż kilku chłopaków się mną interesowało.
Moją pierwszą koleżanką była Jessica, choć początkowo za nią nie przepadałam.
Mijały dni. Twój tata... Zdawał się mnie nienawidzić.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Tak, tak było. – Powiedziałam.
- Wybacz, najdroższa, nie chciałem tak cię traktować. –
Powiedział Edward patrząc na mnie z czułością.
- No więc twój tata zdawał się mnie nienawidzić, na
pierwszej lekcji biologii o mało co się na mnie nie rzucił, chociaż wtedy
jeszcze nie zdawałam sobie z tego sprawy.
W pewną sobotę zabrał mnie do lasu, na śliczną polanę. Aha,
to najważniejsze, wcześniej
domyśliłam się, że jest wampirem. Dla mojego bezpieczeństwa
chciał trzymać się ode
mnie z daleka. Tamtego dnia nie wytrzymał. Wyjaśnił mi
wszystko, wyznaliśmy sobie
miłość.
- I jak to tak, tak, można tak? Tak, żeby wampir z
człowiekiem? – Zapytała nasza córka ze zdziwieniem.
- Tylko ja z twoim ojcem. – Powiedziałam z dumą.
- Gdyby nie fakt, że miał taką
doskonałą samokontrolę, to dawno by mnie tu nie było, a ty nie przyszłabyś
nawet na świat. – Dodałam.
- Opowiadaj dalej. – Powiedziała Ness.
Akurat w tym momencie weszliśmy do domu.
Usiedliśmy przy kominku i opowiadaliśmy dalej.
- Pozwól, że i ja zabiorę głos.- Powiedział Edward, a
następnie zaczął opowiadać.
- Córeczko, jesteś już duża, więc i te najtrudniejsze rzeczy
zrozumiesz, nie będę ci oszczędzał szczegółów. – Powiedział.
- Twoja mama była w dużym niebezpieczeństwie. James, wampir,
który chciał ją zabić zchwytał ją, a następnie ukąsił, nie mogłem pozwolić, aby
zaszła przemiana. Wyssałem więc jad z rany.
- Tato, dzielny jesteś. – Wymamrotała Ness.
- Przestań, ja po prostu musiałem to zrobić, nie mogłem jej
stracić, a na przemianę nie mogłem pozwolić, przynajmniej nie w tamtym
momencie.
Teraz ja kontynuowałam opowieść.
- Jesienią były moje urodziny, wiesz, we wrześniu. – Wujek
Jasper nie zapanował nad sobą i rzucił się na mnie, a twój tata znów uratował
mnie przed śmiercią.
- Uratowałem, ale potem bardzo zraniłem. – Powiedział
zwracając się do naszej córki.
- Co takiego zrobiłeś? – Zapytała.
- Zostawiłem twoją mamę, na całe pół roku, przeze mnie o
mało co się nie zabiła.
- Wybacz, kochanie. – Powiedział zwracając się do mnie.
- Wybaczyłam ci już wtedy, przecież wiesz. – Powiedziałam
przytulając się do niego.
- Wiem, ale wciąż nie mogę sobie darować tego, co zrobiłem.
– Powiedział.
- Ciii, nie gadaj głupot, przecież wróciłeś. – Powiedziałam.
Edward poweselał.
- No więc jak mówi mama, wróciłem, potem była walka z
nowonarodzonymi wampirami, które tworzyła Victoria, partnerka Jamesa, zrobiła
to po to, żeby zadać mi ból taki sam, jaki ja zadałem jej zabijając Jamesa.
Zabiłem też Victorię, musiałem to zrobić, żeby chronić twoją
mamę.
- To wszystko jest jak bajka. – Szepnęła Nessie.
- Nie, to nie bajka. – Czasem było nam trudno, nawet często.
– Powiedział Edward.
- Ojej, Edwardzie... - jęknęłam.
- Co?
- Nie opowiedzieliśmy jej o samochodzie - odparłam.
- Czekaj, Bells - uspokoił mnie. - Mamy czas. Nessie, po
jakimś czasie oświadczyłem się twojej mamie. Twój dziadek przyjął to z, hm...
Miał nadzieję, że twoja babcia nam to z głów powybija. Cóż, mylił się.
Jednak... Tylko początkowo była w nim niechęć, potem bardzo się cieszył,
widząc, jacy jesteśmy szczęśliwi. Na ślubie dużo ludzi płakało - uśmiechnął się
do swoich wspomnień. - Było pięknie... Potem polecieliśmy samolotem do
miejsca-niespodzianki. Bella nic o tym nie wiedziała, aż do ostatniej chwili,
ale była to Wyspa Esme. Tam spędziliśmy miesiąc miodowy.
- Mamo - Renesmee wyglądała na bardzo poruszoną. - Może
teraz ty, co dalej? I o co chodzi z tamtym samochodem?
- Historii z samochodami było parę, ale najbardziej utkwiła
mi w pamięci jedna.
- Pewnego dnia, gdy właściwie jeszcze nic nie wiedziałam o
twoim tacie, a raczej wiedziałam tylko, że jest bardzo tajemniczy. – W tym
momencie uśmiechnęłam się do Edwarda.
- No więc tego dnia stało się coś naprawdę dziwnego, tata
odepchnął jedną ręką samochód, który o mało co mnie nie przejechał.
To zdarzyło się na parkingu, przed naszym liceum. Wkoło było
pełno uczniów, panika... Myślę, że bez trudu jesteś w stanie sobie to
wyobrazić. Nie widziałam twojego taty... To znaczy tylko z daleka, znalazł się
przy mnie tak nagle, a potem podniósł tamto auto. Zabrało mnie pogotowie, a Edward próbował
wmówić, że miałam zwidy.
- No co ty, serio tato? – Spytała Ness znowu zdziwiona.
- nie jestem idealny, córeczko. – Często robiłem rzeczy,
których byś się po mnie nie spodziewała.
- Potem głowę miałam stłuczoną i robiłeś ze mnie jakąś nie
spełna rozumu - wypomniałam mu żartobliwie.
- Wybacz. – Powiedział.
- Nie no, przecież ja ci dawno wybaczyłam. – Powiedziałam
uśmiechając się.
Nagle obraz w mojej głowie jakby się przewinął i powrócił do
dnia na polanie, o którym wspominaliśmy Renesmee.
Powróciłam do opowieści:
- Na polanie... Twój tata bardzo... Jakby to ująć... Nie
chciał się na mnie rzucić... Zrobić mi krzywdy, rozumiesz, prawda?
- A ty się nie bałaś? - zapytała.
- Czasami - przyznałam otwarcie. - Twój tata miał o wiele
trudniejsze zadanie, niż myślałam. W każdej chwili musiał ze sobą walczyć.
Właściwie... Łatwiej dla niego byłoby po prostu odejść.
- No nie przesadzaj, łatwiej, ale zarazem i trudniej, bo jak
ci to wtedy powiedziałem, z jednej strony było to, co zrobić powinienem, a z
drugiej to, co zrobić chciałem, i cóż, egoizm wygrał.
- Inaczej Nessie by nie było - uśmiechnęłam się.
- Może i wybyła, tylko kto inny byłby jej ojcem. – Odparł.
- Eetam, ty jesteś najlepszym tatą na świecie i innego bym
nie chciała. – Powiedziała Nessie.
- Ale opowiadajcie dalej o łące. – Dodała.
- Przejmij pałeczkę - poleciłam ukochanemu. - Masz bogatszy
zasób słów.
- A cóż ja mam jej opowiadać? – Jak biegałem z tobą? Czy
może jak pierwszy raz się całowaliśmy? – Zapytał mnie uśmiechając się
łobuzersko.
- A to ja nie wiem, to ty wybieraj. – Odparłam
odwzajemniając uśmiech.
- No to... Nessie... Jak się całowaliśmy, było mi
najtrudniej - wytłumaczył jej zwięźle.
- To znaczy? – Nessie widocznie nie zrozumiała tego trudnego
wyznania.
- Samokontrola, kochanie, samokontrola, wtedy Bella była
najbardziej zagrożona, mogło mnie... Hm... ponieść - odparł.
- Jak się czuje wampir, który musi tak ze sobą walczyć? –
Zapytała.
- Wiem, że tobie trudno to zrozumieć, bo jesteś w połowie
wampirem, a w połowie człowiekiem, ale gdy wtedy i wiele razy potem całowałem
twoją mamę czułem niewymowną rozkosz, ale w moim gardle szalały płomienie, to
tak, jakby przykładano ci tam rozgrzany do białości pręt.
- To musiało być straszne, więc jak dałeś radę? – Zapytała,
a w jej czekoladowych, tak podobnych do moich z człowieczego życia oczach
czaiły się bystrość i ciekawość.
- Nie wiem, Ness - odpowiedział szczerze. - Po prostu
wiedziałem, że jeśli bym ją zabił - wzdrygnął się mimowolnie. - To nie mógłbym
dalej żyć, bez twojej mamy.
- Jakie to jest… piękne. – Powiedziała patrząc na niego.
- Musiałeś się bardzo poświęcać. – Dodała.
- Nie, to nie było poświęcenie. – To była, jest i będzie
nadal miłość, to twoja mama więcej traciła będąc z kimś takim jak ja.
Nachmurzyłam się.
- Jak przesadzać, to po chłopsku - burknęłam.
- Uważasz, że przesadzam? – Zapytał patrząc na mnie ze
zdziwieniem.
- Tak - odparłam, unosząc brwi.
- Porozmawiamy o tym wieczorem, dobrze? – Zapytał
uśmiechając się filuternie.
- Co ty najlepszego kombinujesz, jeśli mi nie powiesz, to
nie porozmawiamy o tym. – Odparłam.
- No nie będę ci mówił przy Nessie. – Odpowiedział.
- To ja wam nie przeszkadzam, ale opowieść i tak będziecie
musieli mi dokończyć. – Powiedziała Ness.
Poszła szukać Setha.
- No? - spytałam, patrząc wyczekująco na mojego męża.
Zaczął ni stąd, ni zowąd całować mnie z taką namiętnością,
brutalnością i zaangażowaniem jakie żadko mu się zdażało.
- I nadal uważasz, że przesadzam? – Że nie jestem straszny,
i że się nie poświęcałaś? – Zapytał, gdy skończył.
- Tak, obecnie uważam tylko, że świetnie całujesz, ale
tamtego zdania nie zmieniam. – Powiedziałam uśmiechając się złośliwie.
- Naprawdę, zwariowałaś - orzekł.
- No cóż, trudno, i takie są potrzebne na świecie dla
równowagi.
- W naszym związku nie występuje żadna równowaga. –
Powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Oczywiście, że nie, bo to ty tu dominujesz. – Powiedziałam
patrząc znacząco na jego umięśnione ciało i jednocześnie opierając głowę na
jego torsie.
- Stanowczo mnie przeceniasz - odparł.
- Uwierz mi, nie. – To właśnie te ramiona niejednokrotnie
dawały mi schronienie w trudnych, a nawet niebezpiecznych chwilach, to właśnie
te ręce broniły mnie zawsze, gdy było to konieczne.
- Bello, nie przesadzaj.
- Nie jestem ogrodniczką - oznajmiłam, po czym ciągnęłam
dalej swoją wyliczankę:
- To ty zawsze potrafiłeś mnie uspokoić, gdy nikt inny tego
nie potrafił. Pamiętasz, usypiałeś mnie kołysanką, jak dziecko, a jednak...
Pomagało mi to bardzo.
- To ty przywoływałeś do mnie zdrowy rozsądek, gdy nie byłam
w stanie trzeźwo myśleć, to ty byłeś ze mną zawsze, bez względu na
okoliczności, to ty zawsze mnie rozumiałeś, nawet wtedy, gdy inni byli
przeciwko mnie. – Kontynuowałam.
To ty podnosiłeś moje poczucie własnej wartości, to ty
nauczyłeś spokoju, gdy wymaga tego sytuacja.
- I co najważniejsze, to przy tobie, a raczej dzięki twojemu
istnieniu nauczyłam się kochać, tak prawdziwie, bezgranicznie.
- I teraz nie powiesz mi, że przesadzam. – Powiedziałam
uśmiechając się lekko.
- Nie powiem, nie powiem - poddał się. - Ale byłaś bardzo
zagrożona.
- Byłam - podkreśliłam. - WIęc daj z tym spokój, Edwardzie.
- Nie cierpię swojego imienia w takiej formie. – Edwardzie –
Powtórzył moje ostatnie słowo.
- Edek lepiej? – Zapytałam.
- Nie, najlepiej po prostu Edward. – Odparł.
- Ale w tamtym zdaniu brzmi to dziwnie. – Powiedziałam, za
to ja uwielbiam, kiedy ty mówisz do mnie Bello, wtedy twój głos brzmi tak… tak
jak najpiękniejsza muzyka, w ogóle podoba mi się twój głos, nie wiem czy ci
kiedykolwiek o tym mówiłam. – Powiedziałam.
- Oj tam, twój lepszy - uśmiechnął się łobuzersko i
pociągnął mnie leciutko za włosy.
- Dziwny jesteś.
- Ale wracając do sprawy, to mój głos to nic w porównaniu z
twoim, a jeszcze w połączeniu z twoim zasobem słownictwa z dawniejszej epoki,
bezcenny. – Westchnęłam.
- Nie bezcenny, tylko specyficzny - sprostował.
- Edward, bo cię kopnę. – Powiedziałam szykując się do wymierzenia
ciosu.
- Ty moja bestyjko - przytulił mnie, uśmiechając się
figlarnie.
- Nie zapominaj, że sam mnie do takiego życia powołałeś, i
gdyby nie ty, to gniłabym na cmentarzu, ale wolę żyć jako bestia z tobą. –
Powiedziałam pokazując mu cały komplet zębów.
- śliczne. – A ile szkód wyrządzają. – Uśmiechnął się.
- Jeszcze nie wyrządziły - odrzekłam, kładąc nacisk na słowo
"jeszcze".
- Jak to nie, a jak polujesz to co? – Zapytał.
- To nikomu szkody nie robi, poza tymi zwierzakami -
odparłam.
Zachichotał.
- Ja, gdybym był na miejscu takiej pumy, to umarłbym na sam
twój widok, bo twoja uroda by mnie powaliła. – Powiedział.
- Kochanie, przesadzasz. – Powiedziałam obnażając kły i
warcząc, ale bardziej dla zabawy, niż jak drapieżnik gotujący się do ataku.
Dla żartu cofnął się o kilka kroków, udając wystraszonego.
Pokonałam dzielącą nas odległość jednym długim susem i
rzuciłam się mu na szyję.
Mocno go pocałowałam, a on odwzajemnił się tym samym jeszcze
gwałtowniej, niż przedtem.
- Kochanie, czy my nie przesadzamy? – Zapytałam.
- Czy stateczni rodzice nie powinni zachowywać się inaczej?
– Dodałam.
- A kto powiedział, że my mamy być wzorem takowych?
To pytanie w tym momencie zabrzmiało tak poważnie, że zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.
- Bello, mogłabyś się uspokoić?
- Wiesz, że chyba niekoniecznie? – Powiedziałam wciąż
trzęsąc się ze śmiechu.
- Tylko cię n... Nagraaaać... - wykrztusiłam.
- Mnie? – To ty śmiejesz się niewiadomo z czego. –
Powiedział patrząc na mnie jak na wariatkę.
- jakbyś był mną, tooooo... To byś rozumiaaaaał - odparłam,
trzymając się za brzuch.
Opuścił ręce i westchnął ciężko.
- Wolę nie być tobą. – Mruknął.
- Wiem - odpowiedziałam, uspokoiwszy się. - Gdyby tak było,
teraz umierałbyś ze śmiechu.
- Nie mogę umrzeć, bo jestem nieśmiertelny. – Powiedział, a
sekundę później wziął mnie na ręce.
Zaniósł mnie do naszej sypialni.
Myślałam o tym, że teraz przynajmniej na jakiś czas zapomnę
o dręczących mnie problemach.
Usiedliśmy na łóżku, Edward objął mnie ramieniem. Nic nie
mówił, przytulał mnie, głaszcząc jednocześnie po głowie. Najważniejsze było dla mnie to, że po prostu
był. Nic więcej się nie liczyło.
Rozdział cały ciekawy. Najlepsza chyba była opowieść i końcówka.
OdpowiedzUsuń