Rozdział 33
Po pewnym czasie od wizyty Tanyi musieliśmy już wracać na
uczelnię, bo urlop dziekański nam się kończył.
Ciężko było wyjeżdżać, żegnać się z rodziną, a zwłaszcza z
Ness.
Ale jakoś daliśmy radę.
Z jednej strony cieszyłam się, że wracamy, bo trochę
tęskniłam za Jessicą, ale z drugiej nie chciałam znowu zobaczyć Kewina.
Niestety, natknęliśmy się na niego w korytarzu.
- Witaj, Bello - zawołał uradowany.
- Cześć - odparłam z o wiele mniejszym entuzjazmem.
- Dlaczego cię nie było? – Zapytał.
Niespodobało mi się to, że zwrócił uwagę tylko na mnie, a o
Edwardzie, Alice i Jasperze zupełnie zapomniał.
Ja i Edward odwróciliśmy się i poszliśmy do naszego domku.
W progu Jessica rzuciła się Edwardowi w ramiona.
- Naareeeszcie! – Wykrzyknęła uradowana.
Zachichotałam widząc tą scenę.
- Przepraszam... - spojrzała na mnie, jakby się bała, że ją
uderzę.
- Jess, spokojnie - rzuciłam wesoło.
Edward śmiał się tylko.
- Wybacz. – Powiedziała tym razem do niego.
- Jessico…
- Chcesz się jej oświadczyć, że tak oficjalnie? – Przerwałam
mu.
Wszyscy troje wybuchneliśmy śmiechem.
- Za dużo gadam, żeby ktoś mnie chciał. I jestem zbyt
łatwowierna - odparła, a na jej twarzy odbił się ból.
Zrozumiałam, że zadra po tym, jak Mike ją zostawił, nadal
tkwi w jej sercu.
- Jeśli znajdziesz kogoś takiego jak Edward, to będzie cię
chciał. – Powiedziałam uśmiechając się do mojego męża.
- Takich mężczyzn już nie ma. – Odparła.
- Może akurat na takiego trafisz - odpowiedziałam, wierząc w
to, że jej się uda.
- A co do twojego zarzutu, Isabello Cullen…
- Tylko nie Isabello. – Wtrąciłam się mu w słowo.
- W połączeniu z moim nazwiskiem Bella brzmi mniej
dostojnie. – Powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Zamachnęłam się na niego garnkiem, jako, że miałam go akurat
w zasięgu ręki.
- Jestem gotowa użyć broni – oświadczyłam.
Podszedł do mnie i jednym zwinnym ruchem wyciągnął mi garnek
z ręki.
- Nie będziemy się chyba kłucić i stosować rękoczynów,
prawda? – Bello, nie bądź niemądra. – Dodał.
- Hm. – Chyba masz rację.- Spojrzałam na niego uśmiechając
się szeroko.
- Właśnie, nie tłuc mi się - zawołała Jess, stając
mi na drodze.
- Przecież ja
bym go nawet nie uderzyła. – Powiedziałam.
- Z tobą
nigdy nic niewiadomo. – Uśmiechnął się Edward.
- Dziękuję,
poczułam się urażona. – Odparłam udając, że czuję się naprawdę źle.
Opuściłam
kuchnię. Edward zatrzymał mnie przy drzwiach.
- Kewin -
przypomniał mi.
Natychmiast
zawróciłam.
- Ah tak,
zapomniałam. – Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
Nagle
usłyszałam płacz małej Jess.
- Spokojnie,
kochanie. – Wujek Edward i ciocia Bella wrócili, wiesz? – Powiedziała Jessica
do córki, a następnie przyniosła ją do nas.
Mała
uśmiechnęła się.
- Ej, Jess,
ona urosła - zauważyłam, patrząc na przyjaciółkę. - Mogę?
Podała mi
dziewczynkę, która ku mojemu zdziwieniu przestała płakać.
Trzymając ją w
ramionach przypomniałam sobie, że jeszcze niedawno nasza Nessie też była taka
malutka.
Przekazałam to
w myślach Edwardowi, który delikatnie się uśmiechnął i przejął ode mnie
dziecko.
Nagle
zadzwonił mój telefon. Niezadowolona zeszłam z powrotem na ziemię i odebrałam.
- Nessie? -
spytałam zdziwiona.
- Tak, ja, co
u was?
- W porządku -
odparłam. - Ale... Bez powodu chyba byś nie dzwoniła, no nie?
- No a czy
zawsze musi być jakiś powód? – Chciałam tylko pogadać.
Głos Ness
zdradzał, że jest czymś bardzo podekscytowana, a może tylko uradowana?
Nie
wiedziałam, ale cieszyłam się razem z nią.
Nagle
usłyszałam pierwsze słowo z ust małej Jess.
- Wujek.
Uśmiechnęłam
się delikatnie.
- Córeczko, co
jest? Jesteś taka wesoła - powiedziałam.
- A wszystko
jest... Świat jest piękny - odparła.
Powtórzyłam
sobie to w myślach.
- Co sprawiło,
że akurat dziś tak myślisz?
- Oj, mamo -
zawołała zniecierpliwiona.
- A czy twój
ojciec już o tym wie? – Zapytałam śmiejąc się.
- Mam
nadzieję, że nie. – wymamrotała.
- Ness, co przeskrobałaś? - spytałam. - Nic, ja...
Kończę, wujek przyszedł. Rozłączyła się.
Odłożyłam
telefon.
- Nie masz
ochoty się przejść? – Zapytała mnie Jessica.
- Pewnie -
odpowiedziałam.
- Super -
rzuciła, po czym wyszłyśmy. Nagle spojrzała na mnie
badawczo. - Co się dzieje,
Bello? - Zastanawiam się, dlaczego Renesmee nie
powiedziała
mi wprost, o co chodzi - odrzekłam. - Przecież skoro jest
szczęśliwa,
to... Nie miałabym powodu do gniewu.
- Może po
prostu jej się nie chciało. – Koleżanka uśmiechnęła się do mnie.
- Gdzie
idziemy? – Zapytała po chwili.
- Może - westchnęłam. - Ale zobaczysz,
też się będziesz przejmować, jak twoja podrośnie. Wtedy pogadamy. Wolałabym tam
wrócić i dowiedzieć się, w czym rzecz. Nagle coś wpadło mi do głowy.
Zatelefonowałam do Setha.
- Cześć. Seth.
– Powiedz mi, dlaczego Ness jest taka wesoła? – Nic nie chce mi powiedzieć.
- Nie mam
pojęcia. – Ale fakt, jest cała w skowronkach. – A Edward nic nie wie? – Zapytał.
- Wątpię – mruknęłam.
- Nie martw się - powiedział beztrosko. - Jesteś u
nas, czyż nie? - Owszem - odparł po chwili. - Zadzwoń, jak wrócisz do siebie -
poprosiłam. - Mam wrażenie, że coś knujecie.
- Nic nie
knujemy. – Bello. – Mam wrażenie, że jesteś przewrażliwiona. – Powiedział.
- Może i masz
rację. – Odparłam.
- Matki tak mają - dodałam. - Przepraszam, jeśli cię
uraziłam.
Nie chciałam go stracić. Dużo robił dla mojej rodziny. Poniekąd zastępował Ness
nas, a poza tym, jako jedyny ze zmiennokształtnych był nam naprawdę życzliwy.
- Nie ma
problemu. – Odparł.
- A co teraz
porabiasz? – Zapytał.
- Jestem na
spacerze. – Odrzekłam.
Nagle usłyszałam radosny okrzyk mojej córki:
- Wujku, wujku! Kto dzwoni?
- Twoja mama - odpowiedział.
- Szkoda,
myślałam, że tata. – Odkrzyknęła.
- A właśnie. –
Masz gdzieś pod ręką Edwarda? – Zapytał Seth.
- Nie. –
Pilnuje córki naszej koleżanki. – Powiedziałam.
- To co ona robi, że się własnym dzieckiem nie
zajmuje?
Zachichotałam.
- We dwie jesteśmy - poprawiłam się.
- Pa, Bello, Ness się nudzi, urwie mi głowę.
- Masz więcej siły - zauważyłam. - No, ale niech Ci będzie.
Po kilku
godzinach wróciłyśmy.
Widok, który
zastałyśmy naprawdę mnie zaskoczył.
Mała Jess
spała spokojnie na rękach u Edwarda, jej oddech, który doskonale słyszałam był
tak miarowy, że tego stanu nie można było z niczym pomylić.
Uśmiechnęłam się, jednak mój ukochany zauważył, że
na siłę. Opowiedziałam mu o rozmowie z Nessie.
- Zaczekaj. –
Mruknął.
Widziałam, że
jest skupiony.
- Nie dam
rady. – Za daleko. – Powiedział cicho.
Jessica
spojrzała na niego dziwnie, ale zaraz odwróciła wzrok.
Nie wiedziała
przecież, że mój mąż usiłował właśnie wedrzeć się do umysłu naszej córki.
- Co za daleko?
Przenosiła spojrzenie z Edwarda na mnie i z powrotem.
- Nie zdążymy dziś jechać do Forks - odparł spokojnie. - No i jestem zmęczony.
Zacisnęłam usta, by powstrzymać uśmiech, byłam dumna z tego, że mąż ma takie
talenty aktorskie.
- Tak. –
Rozbił byś samochód. – Powiedziałam przyglądając się uważnie jego
twarzy.
Sine cienie
pod oczami wskazywały ewidentnie, że jest zmęczony i tylko ja i on ze
wszystkich osób przebywających w pomieszczeniu wiedzieliśmy, skąd brały się
naprawdę, Edward był po prostu głodny.
Tęczówki miał
niemal czarne, ale kontrolował się znakomicie. Mógł trzymać małą na rękach nie
martwiąc się, że zrobi jej krzywdę.
Po chwili
ziewnął, aby pokazać, że jest naprawdę wyczerpany.
- Co robiłeś
dziś w nocy? – Zapytała Jessica uśmiechając się.
- Czytałem kryminał Christie.
- Fuj, zwariowałeś? - skrzywiła się.
- Tak naprawdę
czytałem sonety Szekspira. – Powiedział uśmiechając się delikatnie.
- To dlaczego
mówisz, że Christie? – Zapytała podejrzliwie.
- Bo sądziłem,
że na sonety zareagujesz jeszcze gorzej. – Odparł wesoło.
Akurat tutaj
nie kłamał, rzeczywiście prawie całą noc siedział czytając wiersze angielskiego
poety.
- Pora przywyknąć, jesteś człowiekiem starej daty -
odparła Jess.
- Trochę tak - przyznał.
Jessica miała
rację, nie wiedziała nawet jak dobrze trafiła.
- Nie ma
miejsca we wspólnej dwojga serc przestrzeni
Dla barier,
przeszkód,
Miłość to nie
miłość, jeśli,
Zmienny świat
naśladując, sama się odmieni.
Po słowach
Edwarda Jessica spojrzała na niego zadziwiona.
- Znasz je na
pamięć? – Zapytała.
- Niektóre.
Tylko ja wiedziałam, że w rzeczywistości zdecydowaną większość.
- Powiedz coś
jeszcze. – Poprosiła Jess.
Edward zaczął.
-
Śmiertelną wojnę serce z okiem toczy,
Jak mają łupy z twej istoty dzielić.
Twój widok pragną zabrać sercu oczy,
a serce nie chce im tego udzielić.
Me serce twierdzi, że cię przechowuje tam,
gdzie nie wedrą się oczu kryształy.
Oko w tym prawdy żadnej nie znajduje,
mówiąc, że w nim się skrył twój obraz cały.
By postanowić w tej sprawie zebrano
sąd myśli, w sercu mających mieszkanie
i wspólną wolą ich wyrok wydano.
Oczy część wezmą część serce dostanie.
I tak do oczu twój obraz należy,
a serce w głębi mego serca leży.
- Och... - wyrwało jej się.
Moje oczy zrobiły się suche.
Po chwili obie
szlochałyśmy.
Jess rzuciła mi dziwne spojrzenie.
- Nie płaczesz?
Westchnęłam.
- Nie, z naciskiem na jeszcze.
Edward
spojrzał na nas, tylko on wiedział, że ja też płaczę, bo znał specyfikę
wampirzego płaczu.
- Proszę was.
– Nie płaczcie. – Niewarto.
- Ale… Ale to
jest… - Takie piękne. – Wyszlochałam.
- I jeszcze
twój głos. – Dodała Jessica ze łzami w oczach.
- Baby, bez przesady - powiedział.
Zaczęłyśmy się uspokajać.
- Nie lubię,
gdy ktoś mnie nadmiernie chwali. – Powiedział, a następnie spojrzał na małą
Jess, która właśnie otworzyła oczy.
Spojrzała na
niego i słodko się uśmiechnęła.
- Widzisz,
jak cię lubi? – Powiedziałam.
- Bo ją uspałem? Daj spokój. Jestem zimny i
nieprzystępny.
- I twardy - pomyślałam i zaśmiałam się.
- Nie zgadzam
się. – powiedziałam. – Wcale nie jesteś zimny i nieprzystępny. – Dodałam.
Uśmiechnął
się do mnie, a mała spojrzała na niego zaciekawiona.
- Co,
malutka. – Zastanawiasz się co mówi twoja ciocia? – Zapytał.
- Wujek - powiedziała Jess, znowu się uśmiechając.
- A mama to co? - nasza przyjaciółka udała oburzenie.
- Mama będzie
później. – Powiedziałam śmiejąc się.
- Chcesz iść
na spacerek? – Zapytał Edward wstając i biorąc małą na ręce.
- Nie będzie
jej za zimno? – Zapytała Jessica.
- Nie sądzę.
– Jest jeszcze wcześnie, więc nie jest aż tak zimno. – Powiedział.
- Bello,
idziesz ze mną? – Zapytał.
- Co za pytanie - odpowiedziałam.
- To ja posprzątam - oznajmiła Jessica.
Wyszliśmy.
Słońce
chyliło się ku zachodowi.
- - Świetnie
sobie radzisz. – Powiedziałam.
- Masz na
myśli samokontrolę? – Zapytał.
- Oczywiście.
– Rzekłam.
- Ja to małe piwo, ale ciebie podziwiam.
- Ach tak? Małe piwo, kochanie? Za dużo ich nie pij.
- Nie wypiłem
ani jednego. – Powiedział.
- Naprawdę
mnie zadziwiasz. – Powiedziałam.
- Tak po
prostu trzymasz ją na rękach i nawet nie wyglądasz na spragnionego. – Jedynie
twoje oczy zdradzają, że jesteś głodny. – Dodałam.
-
Zobojętniałem na zapach ludzkiej krwi dzięki tobie. – Mruknął.
Uśmiechnęłam się.
- Raczej przeze mnie. Okropnie się męczyłeś - sprostowałam.
- Teraz odczuwam pragnienie innego rodzaju.
- Nawet się nie przyznawaj - zażartowałam, chcąc się z nim podroczyć.
- Dlaczego
mam się nie przyznawać? – Zapytał z uśmiechem.
- Bo tu jest
dziecko. – Odparłam odwzajemniając się tym samym. – Ale w sumie… jakie to są
pragnienia? – Nagle zapragnęłam się dowiedzieć. Ciekawość wzięła górę.
- Bardzo niebezpieczne w skutkach - odparł.
- Jeśli nie zagrażają naszej rodzinie i Jezssicy albo mojemu życiu, to się nie
boję.
- Ale
powiedz. – Dodałam po chwili zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwo miał na
myśli.
- Mogę być groźny.
- Doprawdy?
Pocałował mnie delikatnie.
- Drzemie we mnie bestia - skwitował.
- Co mi tam - wymamrotałam.
Jak zwykle w takich momentach miałam trudności z zebraniem myśli.
- Po spacerze
pokażesz mi to jak ta bestia się zachowuje? – Zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Oczywiście, ale wiedz, że mnie bardzo prowokujesz.
Nie odpowiedziałam, tylko zawróciłam.
Tymczasem
mała Jess znów zasnęła.
Całą drogę
była trzymana przez Edwarda, i naprawdę dziwił mnie fakt, że nie przeszkadzał
jej chłód jego skóry, gdybym ja ją trzymała nic by to jednak nie zmieniło,
ponieważ byłam równie lodowata co on, więc szliśmy w milczeniu każde pogrążone
we własnych myślach.
- O, -
nareszcie jesteście. – Powiedziała Jessica, gdy nas ujrzała.
podałam jej małą.
- Jess, na razie idziemy do siebie - rzekł Edward.
- Jasne. – A
wyrecytujesz jeszcze coś Szekspira? – Zapytała uśmiechając się do niego
delikatnie.
Widać było,
że jest pod wielkim wrażeniem.
- Jak sobie przypomnę - obiecał.
Poszłam z nim do pokoju.
- No więc? –
Zaczęłam ostrożnie.
- Tak? –
Zapytał.
- Obiecałeś mi
coś. – Odrzekłam.
- Wiele zależy od ciebie, skarbie.
Kochałam, gdy tak do mnie mówił. Przytuliłam się do niego.
- Uznałam, że
dziś zdam się na ciebie. – Powiedziałam patrząc na niego z czułością.
- Bello, Bello.
– Wiesz, że nie zawsze lubię być przywódcą. – Odparł odwzajemniając spojrzenie.
Obdarzyłam go pocałunkiem. Miałam wrażenie, że jeśli
zrobię cokolwiek odważniejszego, to wszystko zepsuję.
- Nie martw
się. – Powiedział Edward, jakby wyczuł targające mną emocje.
Pokręciłam głową, jego słowa jakoś mi nie pomogły.
- Bello, -
Spójrz mi prosto w oczy. – Powiedział.
Spełniłam jego prośbę.
- Czego
dokładnie się boisz? – Zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Tego, że
nie będziesz zadowolony. – Odpowiedziałam szczerze.
- Bello...
Patrzył na mnie wzrokiem, który sprawiał, że roztapiałam się w środku.
- Tak? –
Zapytałam słabym głosem.
Musiał on
zdradzać jak bardzo wzrok Edwarda na mnie działa.
Ciężko mi
było zebrać myśli, nie wiedziałam, co chce mi w ten sposób przekazać.
- Bello, nie ma takiej opcji.
To mnie ośmieliło. Pocałowałam go niemal brutalnie, po czym zdjęłam z niego
koszulę i zaczęłam wodzić dłońmi po jego torsie.
Zatrzymałam
się na chwilę badając wyraz jego twarzy.
miał zamknięte oczy. Po chwili przyciągnął mnię do
siebie. Przylgnęłam do niego, opsypując pocałunkami jego twarz.
Westchnął.
- Coś nie
tak? – Zapytałam patrząc na niego uważnie.
- Nie, wręcz
przeciwnie. – Powiedział rozchylając powieki.
zanim zorientowałam się, co się dzieje, zdjął ze
mnie ubranie. Z moich ust wydobył się cichy okrzyk. Edward zaczął mnie całować.
Gdy wylądowałam na łóżku, obrócił się tak, że znalazłam się nad nim. Po chwili
ściągnęłam z niego resztę odzieży.
Czułam się
tak dobrze, jak chyba nigdy przed tem, rzecz jasna Edward przejął całkowitą
inicjatywę, ale nie chodziło mi o dominację.
Chodziło mi o
odczucia, jakie miałam.
Gdy już się ubraliśmy, długo patrzyłam na niego z
uwielbieniem.
- Dziękuję... – szepnęłam.
- Za co dziękujesz?
– Zapytał ze zdziwieniem.
- Za wszystko - odpowiedziałam po prostu. - Jeszcze
nigdy...
Zabrakło mi słów.
Edward znów
przyciągnął mnie do siebie.
- Nie
dziękuj. – Nie masz za co. – Nie jestem taki znowu dobry. – Powiedział
uśmiechając się.
- Jesteś - zaprotestowałam.
Po chwili spytałam:
- Jak myślisz, kiedy pojedziemy do Ness?
- Pewnie
niedługo, ale Bello, nie martw się. – Nessie jest po prostu szczęśliwa. –
Powiedział przyglądając mi się.
Wróciliśmy do
pokoju.
- Wujek! –
Wujek! – Zawołała mała Jess.
Wziął ją na ręce.
- Wiem - odparłam, przypatrując mu się. - Może kogoś sobie znalazła w końcu?
Zachichotałam.
- Pewnie tak.
– Odparł wzdychając ciężko.
- Co się
dzieje? – Zapytała go Jessica.
- Nic
takiego. – Czuję się jakiś zmęczony.
- Edward? –
Powiedziałam spoglądając na niego.
Oddał córkę
Jessicy i wyszliśmy.
- Co się
stało?
- Czy
uwierzysz, jeśli ci powiem, że odczuwam przemęczenie? – Zapytał.
- Tak, ale nie rozumiem. Co cię tak wypompowało?
Uśmiechnęłam się.
- Sam nie
wiem. – Spojrzał na mnie.
Próbowałam go
zrozumieć.
- Tego jest
za dużo. – Te myśli. – Wciąż je słysze, zbyt wiele bodźców, a ciężko się
wyłączyć.
Znów
westchnął.
- Nie przejmuj się, kochanię - pogłaskałam go po
policzku, żeby dodać mu otuchy.
- Bello. –
Chyba pierwszy raz proszę cię o pomoc, ale proszę, pomóż.
- Co ja mogę?
– Zapytałam.
- Chciałbym
być teraz człowiekiem – Mógłbym zasnąć i o tym nie myśleć, nie słyszeć tego
wszystkiego.
- Kewin myśli
wciąż o tobie.
- Nie
przejmuj się. – Spróbuj się wyłączyć. – Powiedziałam biorąc go za rękę.
Dopiero po chwili to do mnie dotarło.
- Kewin... Tyle myśli... O mnie? - spytałam. - A niech to!
Chciałam trzasnąć dłonią w parapet, jako, że miałam go najbliżej, ale Edward
zdołał złapać moją rękę, tym samym ratując prawdopodobnie i okno od niechybnego
zniszczenia.
- Nie martw
się. – Powiedział Edward spokojnie. – I przede wszystkim, nie denerwuj się.
- Ale jak tu
się nie denerwować? – Zapytałam.
- Co ja mam w
sobie, że wszyscy tak do mnie lecą? – Dodałam.
- Powinnaś czuć się dowartościowana.
- Ale się nie czuję - odburknęłam z zaciętą miną.
Oczywiście, nie byłam zła na niego.
- Nie chcę
tak dalej. – Powiedziałam.
- Ja też
przez to przechodziłem. – Nadal wiele kobiet za mną wzdycha. – My, wampiry
jako, że jesteśmy na swój sposób piękni tak mamy. – Powiedział spokojnie.
- Co on właściwie myśli? - spytałam z ciekawości,
dochodząc do wniosku, że przy najbliższej okazji wyłożę Kewinowi kawę na ławę.
- Tak bieżąco, o tym, czy ma u ciebie jakiekolwiek szanse - odparł Edward.
Włączyłam komputer i odpisałam na maila od Renee. Następnie weszłam na stronę
Facebooka. Zaklęłam, gdyż zobaczyłam zaproszenie do grona znajomych od naszego
psychologomaniaka oraz komentarz pod moim zdjęciem.
Kliknęłam na
przycisk odrzuć zaproszenie.
Nie miałam
zamiaru mieć z nim żadnego kontaktu na portalach społecznościowych.
Napisałam mu
jednak wiadomość o następującej treści.
Kewin, nie
masz co się trudzić. Gdybyś nie wiedział, jestem żoną Edwarda i nie mam zamiaru
go zdradzić z nikim.
Zapomnij o
mnie jako o potencjalnej partnerce.
Tak będzie
dla ciebie najlepiej.
Kocham tylko
Edwarda.
Kliknęłam
wyślij.
- Mogę zerknąć?
Drgnęłam na
dźwięk głosu ukochanego.
- Jasne –
odparłam.
Zajrzał mi
przez ramię.
- No, no -
mruknął z aprobatą. - Czuję jednak, że on nie odpuści.
- Niech się
wypcha! - zawołałam. - Napisałam mu prawdę, ot co.
- Spokojnie. –
Edward wyczuł, że byłam gotowa choćby za chwilę wtargnąć do pokoju Kewina i
zwyczajnie na niego nawrzeszczeć.
- Ale tutaj
się nie da spokojnie. – Powiedziałam czując, że wzbierający we mnie gniew szuka
jakiegoś ujścia.
Zastanawiałam
się, czy Kewin w ogóle przejmie się tym, co mu napisałam, z niecierpliwością
czekałam na odpowiedź.
W końcu nadeszła:
- Nie potrafię - przeczytałam.
- To nie jego wina - powiedziałam, odzyskując nagle panowanie nad emocjami. -
Ale dlaczego wciąż mnie męczy? To już jest... Chore.
- Poczekaj. –
Mogę? – Edward spojrzał znacząco na ekran mojego laptopa.
- Jasne. –
Odparłam, a on jedną ręką podniósł komputer i położył go sobie na kolanach.
Wylogował się
z mojego profilu na facebooku i zalogował się na swój własny.
Po chwili
zobaczyłam, jak na ekranie pojawiają się następujące słowa.
Cześć Kewin.
Wiem, że to
nie jest rozmowa na portal społecznościowy, ale nie mam obecnie czasu, by do
ciebie zajrzeć.
Nie chcę się
z tobą kłucić, to nie leży w mojej naturze, ale chciałbym, żebyś dał Belli
spokój.
Sama ci
napisała, że nie masz u niej szans, a mnie zależy tylko na jej szczęściu, więc
proszę cię, nie narzucaj się jej.
Ją to męczy,
a ja czuję się z tym równie źle co ona.
Spojrzałam
jeszcze raz na słowa, które Edward napisał. Nic nie powiedziałam.
- Zobaczymy - podsumowałam.
Mój mąż wyłączył sprzęt.
- Mam
nadzieję, że na coś się przydam, bo ostatnio jakoś nie potrafię ci w ogóle
pomóc. – Powiedział patrząc na siebie ze wstrętem.
- Przestań. –
Odrzekłam patrząc na niego uważnie.
- Bello,
mówię prawdę. – Nie zaprzeczaj.
- A właśnie, że zaprzeczę - zaoponowałam. - Sam
fakt, że jesteś…
- Dokończ. –
Poprosił.
Mój umysł był
zamknięty. Uznałam, że żadne słowa nie będą w stanie oddać moich uczuć, więc po
prostu cofnęłam tarczę.
- Ah tak. –
Rozumiem. – Powiedział w zamyśleniu.
- Ale nie
zgadzam się z tobą. – Dodał.
- -A miałam
nadzieję, że wreszcie przestaniesz patrzeć na siebie tak krytycznie – westchn
ęłam.
- Bello, a co,
mam udawać, że jestem genialnym terapeutą?
- Nie musisz
udawać, bo jesteś – odpowiedziałam, posyłając mu spojrzenie w stylu: nie
drażnij kota.
- Słucham,
pani Cullen?
- Mam
wrażenie, że nie rozumiesz mowy ludzkiej, panie Cullen – odparłam.
- Chyba
wampirzej, damo mego serca.
Parsknęłam
śmiechem.
- Ranisz moje
uczucia – zganił mnie.
- Błagam o
wybaczenie – zrobiłam niewinną minę.
- Czuję się
lekceważony.
- Padłam przed
nim na kolana.
- Przepraszam,
nie miało tak być.
- Brzmi to
prawie przekonująco – ocenił.
- Jak możesz?
– jęknęłam, udając, że zaraz się rozpłaczę.
- Przede
wszystkim wstań!
Puściłam jego
rozkaz mimo uszu.
Odczekał chwilę, po czym najzwyczajniej w
świecie wziął mnie na ręce.
-
Zmiękłeś jednak? Jestem zaszczycona faktem, że podziałał na ciebie mój urok
osobisty. Po raz pierwszy nie na odwrót, sukces.
-
Bello, urzekłaś mnie swoim urokiem w chwili, w której cię poznałem - rzekł.
-
Czarujesz - mruknęłam.
-
Wcale nie - powiedział, w jego głosie dało się wyczuć smutek.
-Nie
wierzysz mi? - dodał.
-
Nie mam w co wierzyć, bo uważam, że przesadzasz.
Edward
spojrzał na mnie ze smutkiem.
-
Bello, wciąż siebie nie doceniasz.
-
Przestań, nie masz racji, bo ty chciałbyś, żebym uważała się za ideał.
-
Nie. Chodzi mi o to, że nie dostrzegasz swoich zalet - odparł.
Musiałam
zadać to pytanie.
-
Czy w ogóle widzisz moje wady?
Zamyślił
się na moment.
-
- Jesteś za bardzo uparta.
-
I tylko to? Wzrok to ty masz dobry, ale twoje serce jest ślepe - odparowałam.
-
I co? Koniec kariery mistrza ciętej riposty?
Nie
zareagował na mój komentarz. Pomyślałam, że może jednak posunęłam się za
daleko.
-
Zasmuciłam cię?
Ponieważ
milczał, podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Przyciągnął
mnie
do siebie i mocno przytulił. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Tę romantyczną
sesję,
jeszcze zanim na dobre się rozpoczęła, przerwał wpad Jessicy.
-
Chcecie herbaty? - spytała.
Zobaczywszy
pozę, w jakiej jesteśmy, wyraźnie się zmieszała.
-
Yyy... Już wam nie przeszkadzam - bąknęła i wycofała się.
Spojrzałam
na nią.
-
Nie przeszkadzasz. – Już idziemy. – Powiedziałam, a następnie poszliśmy za nią.