niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 41



Rozdział 41
Po powrocie na moją właściwą uczelnię czułam się dużo lepiej, szczególnie, że Thomas nie miał na mnie żadnych namiarów.
Ciągle jednak nie mogłam dojść do siebie po tym, co się stało.
Edward widział, że jestem przybita i na każdego mężczyznę, nawet na niego patrzę wilkiem.
Musiałam przyznać przed samą sobą, że po prostu się bałam.
Pewnego dnia wieczorem Edward podszedł do mnie i spojrzał mi prosto w oczy.
- Bello, Chciałbym z tobą porozmawiać. – Powiedział, a ja automatycznie napięłam wszystkie mięśnie w oczekiwaniu na cios.
- Co się z tobą ostatnio dzieje? – Zapytał?
- O co ci chodzi? – Odparłam pytaniem.
- O to, że traktujesz mnie tak, jakbyś się mnie bała, przecież wiesz, że nigdy nie zrobię ci krzywdy, bo ja w przeciwieństwie do tego drania cię kocham.
- Ale ja… po ty wszystkim… nie potrafię… rozumiesz… - Urwałam, bo jego oczy napotkały moje.
- Bello. – Ja nigdy, nie chciałem, żeby stała ci się krzywda, kocham cię, rozumiesz?
Zabrzmiało to szczerze, spojrzałam na niego niepewnie.
Nie wiedziałam co mam zrobić.
Od incydentu z Thomasem minęło już kilka miesięcy, a ja cały ten czas traktowałam Edwarda jak powietrze.
Nie pozwalałam mu właściwie na nic. Nie chciałam, żeby mnie całował, żeby mnie przytulał, ale teraz zrozumiałam, że nie było to do końca dobre.
Wiedziałam, że mój mąż mnie kochał, ale wiedziałam też, że nie będzie mi łatwo pozbierać się po tym wszystkim.
Potrzedł do mnie i poczułam jak powoli przybliża się do mnie.
Zrozumiałam, że nie powinnam winić go za błędy innych mężczyzn i pozwoliłam mu na to.
Objął mnie delikatnie, a ja odwdzięczyłam się tym samym tylko mocniej.
W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi tego brakowało, teraz poczułam się bezpieczna, a co najważniejsze szczęśliwa.
Chwilę później usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
- Proszę. – Powiedziałam, a do pokoju tanecznym krokiem wbiegła Alice.
- Musiałam to zobaczyć! – Wykrzyknęła.
- Wygląda na to, że się pogodziliście, tak?
- Nie zauważyłem nawet w twoich myślach, że zamierzasz do nas przyjść. – Powiedział Edward patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Widocznie byłeś zbyt zajęty godzeniem się z Bellą. – Odparła uśmiechając się figlarnie.
- Być może. – Powiedział Edward uśmiechając się szeroko.
- Jasper też wie? – Zapytałam.
- Pewnie, wyczuł wasze emocje.
- Cały Jasper. - Mruknęłam.
- Przejdziemy się na polowanie? – Zapytał SPOGLĄDAJĄC NA NAS.
- Hętnie. – Odparłam. – Dawno z tobą nie polowałam.
Nagle poczułam, że unoszę się w powietrze.
- Eeeeedwaard! – Co ty najlepszego robisz! – Wrzasnęłam.
- Tylko biorę cię na ręce, nie wolno? – Odparł uśmiechając się delikatnie.
- Wolno, ale… mógłbyś uprzedzić. – Chcesz, żebym zeszła na zawał?
- To ci nie grozi. – Odpowiedział.
- Wiem, ale mimo wszystko się przestraszyłam.
- Przepraszam kochanie. – Odparł i pocałował mnie powoli, ale namiętnie.
- Yhm, ja tu jestem. – Usłyszeliśmy głos Alice.
- Wiem, widzę cię, ale nie przeszkadzasz specjalnie. – Powiedział Edward i postawił mnie na ziemi.
Wyruszyliśmy na polowanie.
Było wyjątkowo udane.
Moimi ofiarami były trzy pumy.
Po upływie pół godziny wróciliśmy do domu, a Alice poszła do siebie.
- Wiesz co? – Zapytałam Edwarda.
- Hm? – Mruknął.
- Cieszę się, że to wszystko tak się skończyło. - Brakowało mi ciebie. – Powiedziałam.
- Mi ciebie też. – Odrzekł przytulając mnie.
Nareszcie czułam, że wszystko wróciło do normy.

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 40



Rozdział 40

Zdecydowałam, że nie wrócę pomimo nalegania Edwarda, istniała w prawdzie możliwość, że sam po mnie przyjedzie, ale wtedy tylko szczera rozmowa mogła pomóc.
Emily właściwie nie wychodziła poza nasz pokój, co wcale mnie jakoś nie dziwiło, bo sama po tym co się stało nie zachowywałabym się inaczej.
Thomas sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego i dumnego ze swojego czynu.
Zastanawiałam się, czy ktoś oprócz mnie wie co zrobił Emily, bo jakoś nikt nie patrzył na niego potępiająco, albo chociażby karcąco.

Minęły dwa dni od mojej rozmowy z Bellą.
Nie dawała znaku życia, a ja wciąż nie mogłem się uspokoić.
Pomimo działania Jaspera ciągle chodziłem zdenerwowany i nie mogłem się na niczym skupić.
Martwiłem się o nią i wiedziałem, że muszę tam pojechać.
- Halo? – Zapytałem, gdy późnym wieczorem rozległ się dzwonek mojego telefonu.
- Edward, nie przyjadę, nie martw się o mnie, nic mi nie jest, a nie mogę tak zostawić Emily.
Bella się rozłączyła.
- Bella? – Zacząłem ponowną rozmowę.
- Naprawdę się o mnie nie bój. – Powiedziała spokojnym głosem.
- Dobrze… - Postaram się, obiecuję. – Odparłem czując, że ta obietnica nie powinna zostać złożona, bo nie potrafiłem o niej nie myśleć i się o nią nie martwić.
Na szczęście miałem Alice, do której zaraz poszedłem.
- Co się stało braciszku? – Zapytała wesoło.
- Mam do ciebie prośbę. – Odpowiedziałem.
- No to mów, mów.
- Otóż, Alice proszę cię, żebyś zwróciła w swoich wizjach szczególną uwagę na Bellę i na niejakiego Thomasa Andrew. – Da się zrobić?
- No jasne. – Odparła.
Wiedziałem, że na nią zawsze mogę liczyć.
Wyszedłem mając nadzieję, że jej wizje nie przyniosą złych wieści.

Następne dni nie były w żaden sposób jakieś szczególne.
Chodziłam na wykłady, a wieczorami siedziałam z Emily.
Biedna dziewczyna nie mogła się po tym wszystkim pozbierać.
Dużo płakała, a ja czułam obrzydzenie do samej siebie, bo wiedziałam, że nie mogę jej pomóc.
Andrew wodził wzrokiem za dziewczynami szikając dla siebie kolejnej ofiary, ale jakoś żadna nie zwracała na niego uwagi.
Może wszystkie myślały, że wciąż coś łączy go z Emily i że to jej tak poszukuje wzrokiem?

Jakiś miesiąc później Emily zdecydowała, że zacznie powoli znów wdrażać się w życie uczelni, ale już pierwszego dnia obie przekonałyśmy się, że nie był to dobry pomysł.
Gdy tylko dziewczyna pojawiła się na korytarzu w ślad za nią ruszył Thomas.
- Hej, laleczko, chcesz powtórzyć? – Zapytał śmiejąc się przy tym obrzydliwie.
Emily natychmiast iciekła w stronę naszego pokoju, a ja podeszłam do jej dręczyciela.
- Mógłbyś ją w końcu zostawić? – Zapytałam zaciskając zęby.
- O, waleczna jesteś, i nawet ładniejsza od niej wiesz? – Może spotkamy się wieczorem w bibliotece? – Zapytał.
- Hętnie. – Odparłam.
Chciałam z nim pogadać na temat tego, co zrobił Emily, a jeśli zajdzie taka potrzeba mogłam nawet użyć wobec niego siły.

Tego dnia od samego rana czułem, że coś się wydarzy.
Chodziłem bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek ostatnimi czasy i nawet zdolności Jaspera nie były w stanie mnie uspokoić.
Poszedłem na wykłady chcąc się trochę od tego oderwać, ale słowa profesora w ogóle do mnie nie docierały.
Zastanawiałem się, co wywoływało ten stan, ale nic poza tym, że martwiłem się o Bellę nie przychodziło mi do głowy.

Wieczorem nie mówiąc nic Emily wyszłam z pokoju i udałam się do biblioteki.
Thomas już na mnie czekał.
Był ubrany w ciemne spodnie i białą koszulę.
Zastanawiałam się, po co ubrał się aż tak odświętnie, może myślał, że czeka go noc jego życia?
- Słuchaj, przejdźmy od razu do rzeczy. – Zaczęłam.
- Oh tak, więc chciałem powiedzieć ci, że jesteś bardzo piękną kobietą i że… mam na ciebie ochotę. – Powiedział spoglądając na mnie jak na coś do jedzenia.
- Nie zapędzasz się za daleko? – Zapytałam.
- Przecież sama tego chcesz. – Powiedział, a następnie zbliżył się do mnie, a ręką zaczął wodzić po moich piersiach i odszukiwać guziki od bluzki.
Może i byłam nadludzko silną wampirzycą, ale byłam też kobietą.
Mięśnie mi zesztywniały, zupełnie zapomniałam o tym ile mam siły, a umysł podsuwał mi tylko jedno uczucie, strach.

Nagle do mojego pokoju wpadła Alice.
- Edward. – Wynajęłam ci już samolot, który wyląduje pod samą uczelnią Belli. – Musisz tam pojechać. – Ktoś… Ktoś próbuje ją zgwałcić.
Gdy wykrztusiła te słowa spojrzałem na nią dziękując za pomoc i bez zmiany jakichkolwiek ubrań wyszedłem.
Wsiadłem do wynajętego odrzutowca, który natychmiast po tym, jak znalazłem się na pokładzie wzbił się w powietrze.

- Będzie nam dobrze jak w niebie. – Usłyszałam głos Thomasa.
- Nie, nic nie będzie, ja mam męża. – Powiedziałam usiłując zachować resztki spokoju.
- Dobrze wiem, że tego chcesz. – Powiedział i włożył mi rękę pod biustonosz.
Szybko odepchnęłam jego dłoń, a następnie z łatwością oddaliłam jego ciało od mojego.
Mężczyzna nie zrozumiał co chciałam mu w ten sposób przekazać i wciąż próbował się do mnie dobierać.
- Pomocy! – Krzyknęłam, bo nie wiedziałam co robić.
Dobrze wiedziałam, że nie miałam na tyle dobrej samokontroli, żeby zacząć z nim walczyć, więc siedziałam jak sparaliżowana czekając na czyjąś reakcję.
- Pomocy! – Niech mi ktoś pomoże! – Ponowiłam.

Po upływie pół godziny lądowałem już przed uczelnią Belli.
Pierwszą rzeczą, którą usłyszałem był krzyk.
Gdy uświadomiłem sobie, że to właśnie Bella wybiegłem z samolotu i popędziłem wprost do budynku.
Zacząłem lokalizować ją węchem.
Trop był najwyraźniejszy w okolicach biblioteki.
Widok, który zastałem gdy otworzyłem drzwi po prostu mnie zaszokował.
Bella leżała na ziemi, a nad nią pochylał się jakiś facet.
- Edward? – Wykrztusiła słabym głosem.
Nie odezwałem się, tylko po prostu podszedłem.
Jedną ręką schwyciłem jej oprawcę i przerzuciłem go sobie przez ramię.
- Puść mnie! – Wrzasnął przeraźliwie.
- To ty nie dotykaj mojej żony. – Powiedziałem zaciskając palce na jego gardle.
- To ty jesteś jej mężem?
- A żebyś wiedział. – I dobrze ci radzę, zostaw ją, bo jeśli jeszcze raz zrobisz jej jakąś krzywdę, to osobiście cię zabiję, chociaż już teraz powinienem to zrobić, ale zwykle daję ludziom drugą szanse, bo wierzę w ich przemianę.
Po tych słowach jeszcze mocniej zacisnąłem dłonie na jego szyi, aż cały zsiniał.
- I pamiętaj, jeśli ktoś by cię pytał, co ci się stało, to powiedz, że pobiłeś się z innym studentem, zrozumiano bydlaku? – Zapytałem, chociaż właściwie znałem jego odpowiedź.
- Tttttak. – Wyjąkał.
Znów schwyciłem go jedną ręką i rzuciłem przed siebie tak, żeby rozcięcie na głowie nie było duże, bo nie chciałem dopuścić do wielkiego rozlewu krwi.
Facet stracił przytomność, a ja podszedłem do Belli, która wciąż leżała w drugim końcu pomieszczenia.
- Coś ci zrobił? – Zapytałem biorąc ją na ręce i przytulając do siebie.
- Chyba nie. – Odpowiedziała patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Skąd wiedziałeś? – Dodała po chwili.
- Teraz to nieważne. – Powiedziałem i wyniosłem ją z pomieszczenia, a następnie z budynku.
Szybko dolecieliśmy odrzutowcem na teren naszej uczelni.
- Edward, skąd wiedziałeś? – Bella ponowiła swoje pytanie.
- Od Alice, ale to nieważne, najważniejsze, że nic ci nie jest i że jesteś bezpieczna. że jesteś bezpieczna.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 39



Rozdział 39

Następny dzień powitał mnie zachmurzonym niebem.
Spoglądając za okno poczułem, że popadam w melancholię, która towarzyszyła mi ostatnio bardzo często.
- Hej. – Usłyszałem głos Jessicy, który brzmiał jakby z oddali.
- Yhm hej. – Odparłem nie odwracając głowy w jej stronę.
- Co się dzieje? – Usłyszałem pytanie.
- Nic, po prostu ta pogoda, jakoś nie nastraja mnie pozytywnie. – Odparłem w końcu podnosząc wzrok.

Rano spojrzałam na Emily, która wyglądała na naprawdę podekscytowaną.
- Co ci jest? – Zapytałam przyglądając się jej uważnie.
- Na wieczór jestem umówiona z Thomasem. – Odparła uśmiechając się.
- Ah tak. – To ten twój książę z bajki? – Zapytałam wypowiadając jadowicie trzy ostatnie słowa.
- O co ci chodzi? – Dziewczyna zmieniła nagle wyraz twarzy na zdziwiony.
- Po prostu ten facet mi się nie podoba. – Powiedziałam wciąż zachowując spokój.
- Nie podoba ci się? – A to tobie on się musi podobać? – Ty masz męża, ale jak masz ochotę na skok w bok, to proszę bardzo, poszukaj sobie kandydata!
Po tych słowach wszystko się we mnie zagotowało.
- Nie obrażaj mnie! – Do holery, nie mam ochoty na żaden skok w bok, a tobie po prostu dobrze radzę, bo czuję, że ten facet nie jest odpowiedni dla ciebie!
- Przepraszam. - Poniosło mnie. – Powiedziała.
- Dobrze rozumiem, a z tym Thomasem to zrobisz co zechcesz, to twoje życie. Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałam.

Poszedłem na zajęcia chcąc jakoś oderwać się od przykrych myśli, gdy spotkałem Jaspera stojącego nad Kewinem i usiłującego wybić mu coś z głowy od razu przystanąłem, żeby sprawdzić o co chodzi.
Z myśli Kewina wynikało, że chciał pojechać do Belli i ją zobaczyć, bo za nią tęsknił.
- Słuchaj. – Mój brat, a jej mąż nie może się z nią zobaczyć, to niby czemu ty miałbyś mieć do tego prawo? – Usłyszałem mojego brata.
- Ale ja muszę ją zobaczyć. – Dobiegł mnie pełen rozpaczy głos Kewina.
- Ja też chciałbym ją zobaczyć. – Wtrąciłem się, nie mogąc dłużej stać spokojnie.
- Widzisz? – Człowiek, który naprawdę ją kocha nie może się z nią zobaczyć, a ty miałbyś mieć do tego prawo? – Jasper wciąż wyglądał na spokojnego.
- Błagam cię, przestań żyć tą wyimaginowaną  miłością. – Powiedziałem patrząc na Kewina.
- Ale ja ją…
Nie wytrzymałem potrzedłem do chłopaka i uderzyłem go w twarz.
Z nosa trysnęła obficie krew.
Ja i Jasper szybko ewakuowaliśmy się z tego miejsca, ponieważ mimo, że mieliśmy dobrą samokontrolę, to i tak wciąż mogło dojść do tragedii.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Zapytał mnie Jazz usiłując utrzymać moje emocje na bezpiecznym poziomie.
- Nie wiem. – Nie wiem co mi się stało, nie wytrzymałem. – Odparłem spuszczając głowę.
- Edward, nie możesz tak reagować. – Wiem, że ciężko ci bez Belli i wiem, że takie zmiany nastrojów to u przedstawicieli naszej rasy norma, ale musisz starać się nad tym panować. – Powiedział Jasper, a mnie ogarnął spokój.
- Masz rację. – Muszę być twardy. – Powiedziałem i z dumnie podniesioną głową ruszyłem dalej.

Dzień upłynął mi na chodzeniu na wykłady i dwugodzinnym uganianiu się za szympansami w rezerwacie.
Wieczorem usiadłam do komputera z zamiarem porozmawiania z Edwardem.
Nie było go nigdzie, więc postanowiłam czekać, aż się udostępni i przez ten czas po prostu coś poczytać.
Późnym wieczorem do pokoju wróciła Emily, więc zamknęłam komputer żeby z nią porozmawiać.
- Jak było? – Zapytałam.
- Świetnie. – Thomas jest po prostu ideałem, a tak w ogóle to… świetnie całuje. – Odparła cała rozpromieniona.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – Powiedziałam nie podzielając w pełni jej entuzjazmu.

Mijały dni.
Znajomość Emily i Thomasa zachodziła coraz dalej, a mnie zaczynało to przerażać.
Pewnego wieczoru dziewczyna po raz kolejny w przeciągu ostatnich pięciu tygodni wyszła spotkać się z Thomasem.
W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałam jak to się skończy.

Tego wieczoru siedziałem przed komputerem bezmyślnie gapiąc się w ekran.
Po kilku godzinach takiego ślęczenia przed monitorem zdecydowałem, że zabiorę małą Jess i pójdę z nią na spacer.
Dziewczynka bardzo mnie lubiła, co napawało mnie sporym zdziwieniem, bo z regóły każdy człowiek wolał trzymać się ode mnie z daleka, ale być może już tak dobrze się kontrolowałem, że nie było po mnie widać kim jestem?
Wziąłem małą i ruszyłem w las.
Wśród drzew wciąż przemykały zwierzęta uciekając przede mną.
- One się ciebie boją? – Zapytała mała.
- Chyba tak. – Odparłem uśmiechając się do niej.
- Ale ty przecież nie jesteś straszny. – Powiedziała.
- Widocznie te zwierzątka myślą inaczej. – Powiedziałem.
- Kiedy wróci ciocia? – Zapytała dziewczynka patrząc na mnie tak, jakby sądziła, że jej ukochany wujek wie wszystko.
- Nie wiem. – Odpowiedziałem pragnąc w duchu, by było inaczej.
Po godzinie wróciliśmy.
W pokoju zastałem Jessicę siedzącą przed komputerem i czytającą jakąś wiadomość.
- Bella pisze, że u niej wszystko w porządku i każe przekazać, żebyś się o nią nie martwił. – Powiedziała, gdy tylko wszedłem.
Westchnąłem ciężko.
- Łatwo jej powiedzieć.
Poszedłem do pokoju i znów poddałem się rozmyślaniom.

Grubo po pierwszej w nocy usłyszałam trzaśnięcie drzwi i szloch.
- Emily? – Co się stało?
Dziewczyna stała w drzwiach, była cała pobita, a z jej oczu leciały obficie łzy.
- Boże, Emily, co się stało? – Wykrztusiłam na jej widok.
- On… on… on mnie…
Dalszą część wypowiedzi zagłuszył kolejny szloch i fala łez.
- Skrzywdził cię? – Zapytałam.
Czekałam, aż dziewczyna coś odpowie, ale odzewu nie było.
Przytuliłam ją do siebie, a następnie uniosłam delikatnie do góry i zaniosłam na łóżko.
- Czy ten facet coś ci zrobił? – Ponowiłam pytanie.
Ttttaaak! – Wykrztusiła pomiędzy atakami szlochów.
- Co takiego?: - Zapytałam zastanawiając się, co też ten ham mógł zrobić tej biednej dziewczynie.
- On mnie… on… mnie zgwałcił. – Wykrztusiła w końcu Emily.
Ręce mi opadły.
- Zgwałcił? – Powtórzyłam patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Ttttaak! – Wyszlochała dziewczyna.
- Ja go… Zabije. – Warknęłam.
- Ale on był taki… wspaniały. – Powiedziała unosząc lekko powieki.
- Widzisz? – Miałam rację. – Powiedziałam.
- Wiem, przepraszam, że cię nie posłuchałam. – Odparła.
- No już ciii. – Już dobrze. – Powiedziałam przytulając ją lekko do siebie.
Po chwili ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu.
- Tak?
- Witaj kochanie.
Gdy usłyszałam głos Edwarda zapragnęłam kontynuować tą rozmowę i chciałam, żeby był teraz przy mnie, bo nagle ogarnęła mnie panika, ale wiedziałam też, że nie mogę tak zostawić Emily.
- Wybacz, ale nie mogę teraz rozmawiać, bo na naszej uczelni grasuje jakiś gwałciciel i muszę go rozszarpać.
- Gwałciciel? – Usłyszałam jeszcze ostatnie pytanie Edwarda.

Gdy usłyszałem, że na uczelni, na której jest Bella grasuje jakiś maniak zapragnąłem go zabić, byle tylko nie zrobił krzywdy mojej ukochanej, ani żadnej innej kobiecie, chociaż jak zawsze na bezpieczeństwie Belli zależało mi najbardziej.
- Bella? – Powiedziałem, gdy po którymś z kolei sygnale moja żona odebrała telefon.
- Tak? – Zapytała.
- Jutro masz wrócić! – Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda, a jeśli sama tego nie zrobisz, przyjadę po ciebie.

Po rozmowie z Edwardem szczęka mi opadła.
Czyżby aż tak się o mnie martwił?
Byłam przecież wampirzycą i nikt, żaden człowiek nie mógł mi zagrozić.
Sama nie wiedziałam co robić.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 38



Rozdział 38

Rano podniosłem się z łóżka czując, że słońce świeci tego dnia wyjątkowo mocno.
Ubrałem się nie patrząc właściwie na to, co na siebie wkładam i uruchomiłem komputer.
Włączyłem klienta facebooka, którego aktualizację musiałem pobrać uprzednio z Mac App Store i spojrzałem na wpisy znajomych, które nie zaciekawiły mnie jednak szczególnie.
Zobaczyłem wiadomość od Belli i wbiłem w nią wzrok.

„Cześć.
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale musiałam ogarnąć wszystko na tej uczelni.
Spokojnie mogę powiedzieć, że jest tu gorąco jak w piekle.
Oczywiście staram się nie wychodzić na zewnątrz w pełnym słońcu, czyli staram się być grzeczną dziewczynką.
Poznałam tu jedną ciekawą dziewczynę, która jakoś ode mnie nie ucieka, może dlatego, że nie wie kim jestem.
To chyba na tyle.
Kocham cię i tęsknię za tobą.”

Gdy ją przeczytałem poczułem się znacznie lepiej.
Postanowiłem po prostu zadzwonić do Belli, bo właściwie sam nie wiedziałem, co mógłbym napisać.

Rano podniosłam się mając nadzieję, że moje tęczówki mają dostatecznie jasną barwę, by nie wzbudzać podejrzeń u ludzi.
Przejrzałam się w lustrze szczególnie krytycznym wzrokiem oglądając moją twarz.
Nie zauważywszy niczego niepokojącego spojrzałam przez okno.
Zapowiadał się deszczowy dzień, a zwiastował to nie tylko widok zza okna, ale i uczucie dużej wilgotności powietrza.
Usiadłam na łóżku zastanawiając się co właściwie robić, bo na badania w teren miałam wyruszyć dopiero za kilka godzin.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Tak? – Zapytałam.
- Witaj. – Usłyszałam niski głos.
- Edward? – Zapytałam lekko zszokowana.
- Tak, a któż by inny? – Odparł mężczyzna, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę rozbawienia.
- Wiesz, zastanawiam się po prostu czy opłaty, które ponosisz dzwoniąc na inny kontynent cię nie obchodzą. – Powiedziałam uśmiechając się sama do siebie.
- Tak masz rację, nie obchodzą mnie, bo najważniejsze jest to, że słyszę ciebie, a nie to ile za to płacę. – Odparł.
- No tak. – Zwłaszcza, jeśli masz siostrę przewidującą ruchy na giełdach. – Powiedziałam nadal się śmiejąc.
- O tak. – Zdolności Alice bardzo się przydają. – Odparł.
Po chwili skończyliśmy rozmawiać, a ja znów nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Nagle do pokoju weszła Emily, której twarz rozświetlał uśmiech.
- Co się dzieje? – Zapytałam spoglądając na nią trochę podejrzliwie.
- Nic – Po prostu dziś wieczorem jest bal, który organizuje ostatni rok.
- Bal? – Zapytałam ucieszywszy się na samą myśl.
- Tak. – Odparła moja współlokatorka.
Moja wesołość nie trwała jednak długo, bo chwilę potem uświadomiłam sobie, że mój partner jest wiele kilometrów stąd, więc o walcu czy innym tańcu z prawdziwego zdarzenia mogłam zapomnieć.

Uświadomiwszy sobie jakie mam dziś zajęcia postanowiłem się po prostu na nich nie pojawić.
Wyruszyłem w drogę do Forks.
Po kilku godzinach byłem już na miejscu.
- Witaj synu. – Powiedział Carlisle na mój widok.
- Cześć. – Odparłem uśmiechając się do wszystkich.
Rosalie podeszła do mnie i spojrzała na mnie tak, jakby doskonale wiedziała co czuję, a Emmett uścisnął mi dłoń.
Po jakiejś godzinie zdecydowałem, że pojadę do Lapush, żeby zobaczyć się z Sethem.
W rezerwacie znalazłem się po dwudziestu minutach.
Wilk o czekoladowej sierści obwąchał mnie i zaszczekał przyjaźnie.
Wiedziałem, że to Quil, który obecnie darzył mnie dużo bardziej przychylnymi uczuciami niż kiedyś.
Poszedłem do domu Clearwaterów.
Seth siedział na kanapie wgapiając się w telewizor.
- Cześć Edward. – Powiedział na mój widok.
- Hej. – Odparłem spoglądając na niego.
- Czyżbyś znowu urósł? – Zapytałem uśmiechając się.
Obecnie Seth i ja byliśmy tego samego wzrostu.
- Jak widać tak. – Odparł odwzajemniając uśmiech.
- Ness zabardzo nie rozrabia? – Zapytałem.
- Nie, skąd. – Odparł Seth.
Po dwóch godzinach obaj wybraliśmy się na polowanie.
Seth zabił potężnego samca niedźwiedzia, a ja zadowoliłem się pumą.
- Od kiedy lubisz surowe mięso? – Zapytałem uśmiechając się filuternie.
- Od zawsze. – Odparł Seth.
Gdy minęła kolejna godzina postanowiłem, że czas wrócić na uczelnię, żeby jutro rano być gotowym na zajęcia.

Wieczorem uznałam, że nie muszę jakoś szczególnie szykować się na bal, bo i bez tego moja uroda powali pewnie wszystkich z roku i nie tylko, tak właściwie wcale mi na tym nie zależało, bo i tak Edwarda ze mną nie było.
Gdy ja i Emily weszłyśmy na salę balową oczy wszystkich mężczyzn zwróciły się w moim kierunku.
- Witaj. – Jestem Thomas Andrew – Powiedział mężczyzna o ciemnych włosach i szarych oczach.
Był wysoki i nawet przystojny, ale w porównaniu do Edwarda był nikim.
- Mogę cię prosić do tańca? – Zapytał uprzejmie.
- Tak. – Odparłam z grzeczności.
Ruszyliśmy na parkiet.
Walc angielski w wykonaniu Thomasa był koszmarem.
Chłopak wciąż gubił kroki, a o zasadzie, że to partner prowadzi w tańcu chyba zupełnie zapomniał.
Gdy tylko piosenka się skończyła odeszłam od chłopaka i usiadłam na krześle.
Przez resztę balu żaden mężczyzna do mnie nie podszedł, bo wszyscy byli onieśmieleni.
Thomas tańczył z Emily, która wyglądała na bardzo szczęśliwą będąc w jego ramionach.
Kilka godzin później przyszłyśmy do pokoju, a dziewczyna wciąż mówiła o ty, jak Thomas świetnie tańczy i jakim jest wspaniałym facetem.
- Nie sądzę. – Powiedziałam.
- Ja bym na niego uważała. – Prawie go nie znasz.
Emily zachowywała się tak, jakby moje słowa jej nie obchodziły, więc dałam spokój.
Położyłam się na łóżku i po raz kolejny podczas mojego pobytu tutaj wpatrywałam się w sufit myśląc o moim ukochanym.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 37



Rozdział 37

Po powrocie z wykładów poszedłem do Alice i Jaspera, którzy właśnie rozwiązywali krzyżówki.
- Mogę się dołączyć? – Zapytałem, chociaż doskonale wiedziałem, że się zgodzą, więc zaraz po tym pytaniu usiadłem na fotelu.
Rozwiązywaliśmy krzyżówki przez dobre kilka godzin, ale po pewnym czasie znudziłem się tym.
- Nie macie ochoty na małe polowanie? – Zapytałem.
- Ja hętnie bym poszedł. – Odparł Jasper.
Poszliśmy do lasu.
Zwierzyny było dostatecznie dużo, byśmy obaj mogli najeść się do syta.
Nie były to co prawda pumy czy niedźwiedzie grizzly, ale i jelenie wystarczyły do zaspokojenia głodu.
Po kilku godzinach powróciliśmy na teren kampusu uczelni.
Alice siedziała przy komputerze i pisała bardzo szybko.
- Co tak pędzisz po tej klawiaturze? – Spytał Jasper spoglądając jej przez ramię.
- Nic – przepisuję dla Lily notatki. – Powiedziała.
- Ah tak. – to Dlaczego nie było jej dzisiaj na zajęciach? – Zapytał.
- Grypa żołądkowa czy coś takiego. – Odpowiedziała Alice i zabrała się do dalszego pisania.
Lily Gold była drugą na wydziale Alice uczennicą, ale musiała poświęcać wiele czasu, żeby zdobyć ten tytuł.
Była wysoką dziewczyną o blond włosach i z wyglądu czasem przypominałam mi Rosalie, a nawet i charakterem nie odbiegała szczególnie od mojej siostry.
Wróciłem do siebie i włączyłem komputer.
Bella nie napisała, starałem się nie popadać w panikę i tłumaczyłem sobie, że pewnie jest po prostu zajęta, bo przecież nic nie mogło jej się stać.

Gdy wróciłam późnym wieczorem z wykładów spojrzałam na Emily, która wyglądała jakoś nieswojo.
- Co jest? – Zapytałam.
Przez krótki czas naszej znajomości poczułam, że ja i ta dziewczyna będziemy dobrymi przyjaciółkami.
- Nic. - Po prostu jestem zmęczona. – Odparła.
- Ok. – Uwierzyłam jej, bo w końcu nie miała powodów, żeby mnie okłamywać.
- Prześpię się trochę i… - Albo nie, nie będę spać, wypiję kawę i będzie lepiej, a potem porozmawiamy, dobrze?
- Oczywiście. – Bardzo hętnie się o tobie czegoś dowiem.
- Ja o tobie też. – Odparła.
Wieczorem usiadłyśmy na moim łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Opowiedz mi coś o sobie. – Poprosiła.
- Cóż, co mogę ci opowiadać? – Nazywam się Isabella Cullen, ale o tym już wiesz.
A tak na serio, mój ojciec jest policjantem, rozwódł się z moją matką, gdy byłam małą dziewczynką, ja i mama wyjechałyśmy do Foeniks.
Gdy miałam 17 lat przeprowadziłam się do ojca, który mieszkał w małym miasteczku Forks i tam poznałam mojego męża.
- Męża? – Emily wyglądała na lekko zszokowaną.
- Tak, męża, a co? – Zapytałam.
- Nie wyglądałaś mi na osobę, która może już mieć męża. – Odparła.
- A czy możesz pokazać mi jego zdjęcie? – Dodała po chwili.
- Oczywiście. – Odparłam i wyświetliłam na ekranie komputera fotografię Edwarda.
- Ohh ! – Westchnęła dziewczyna.
- Bardzo… przystojny. – Dodała, gdy szok jej minął.
- Wiem. – Odpowiedziałam szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

Wieczór upływam mi na rozmyślaniach.
Myślenie było chyba jedyną rzeczą, którą mogłem teraz robić.
Ciężko było mi skupić się na czymkolwiek, więc po chwili po prostu odpuściłem.
Patrzyłem na księżyc, który świecił dziś wyjątkowo jasno.
- Pełnia – Pomyślałem.
Po chwili do pokoju weszła Jessica.
- Cześć. – Powiedziałem na jej widok i uniosłem lekko głowę.
- Hej. – Co z tobą? – Zapytała.
- Nic – Odparłem mając nadzieję, że nie zrozumie mnie bez słów.
- I tak wiem, że nie mówisz mi prawdy, no ale nie będę naciskać. – Powiedziała spoglądając na mnie smutno.
Po chwili rzuciła mi ostatnie spojrzenie i wyszła.
Kolejny dzień bez Belli mogłem zaliczyć do udanych. Przetrwałem.

Patrzyłam na krajobraz za oknem.
Dżungla rozciągała się w każdym kierunku.
Uznałam, że czas najwyższy wyruszyć na polowanie, ponieważ Emily zasnęła i mogłam opuścić pokój wychodząc przez okno.
Ruszyłam do dżungli i natknęłam się na lwa.
Bez trudu poradziłam sobie z wielkim kotem, który usiłował uratować swoje życie wbijając ogromne pazóry w moje ciało.
Nie wiedział jednak, że mierzy się z istotą dużo silniejszą od siebie.
Po zabiciu jeszcze dwóch nosorożców białych i jednej antylopy poczułam, że na dzisiaj kończę z polowaniem i wróciłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i zwinęłam się w kłębek.
Tęsknota dała o sobie znać.
Każda komórka mojego ciała krzyczała imię mojego ukochanego.
Wciąż spoglądałam za okno usiłując odgonić od siebie przykre myśli.
W końcu się poddałam.
Spychając resztę myśli na bok pozwoliłam mojemu umysłowi dryfować po wspomnieniach.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 36



Rozdział 36

Po tym, jak dowiedziałem się o tym, że Bella ma wyjechać starałem się nie myśleć o następstwach tego wyjazdu.
Szczerze mówiąc było mi trochę wstyd za siebie, że tak łatwo zaczynałem odczuwać brak mojej ukochanej.
Zostały nam ostatnie wspólne dwa tygodnie, więc chciałem je wykorzystać jak należy, chciałem pokazać jej, że nigdy o niej nie zapomnę, choćby miało jej nie być bardzo długo.
Spędzaliśmy razem dużo czasu, a sale wykładowe były miejscami, które odwiedzaliśmy żadziej niż zwykle.
Wykładowcy dziwili się, ale największy podziw budziło to rzecz jasna wśród studentów.
Szczerze mówiąc mało mnie to obchodziło, teraz najważniejsza była Bella i tylko Bella.

Gdy nadszedł czas wyjazdu właściwie nie wiedziałem jak powinienem był się zachować.
Z jednej strony chciałem ją pożegnać jak należy, ale z drugiej wiedziałem, że jeśli zrobię to w zwykły dla siebie sposób, to Bella będzie cierpiała dwa razy tak.
Spojrzałem na nią, a słowa uwięzły mi w gardle.
- Nigdy o tobie nie zapomnę. – Kocham cię.
Wypowiadając te słowa czułem się jak idiota, miałem wrażenie, że są zbyt proste, by mogły wyrazić to, co czułem naprawdę.
- Ja też cię kocham. – Odparła Bella przytulając się do mnie mocniej i spoglądając mi prosto w oczy.
A potem wyszła pozostawiając po sobie pustkę.

Gdy wychodziłam czułam, że jest mi bardzo ciężko, Edward był całym moim życiem, a teraz musiałam go tak po prostu zostawić. Zostawić, bo nie było już odwrotu.
Wiedziałam, że jest silny i że sobie poradzi, ale nie mogłam tego powiedzieć o sobie.
Czułam się bezradna nie mając go obok siebie, wiedziałam jednak, że to tylko chwilowe rozstanie, ale z drugiej strony nie czułam się z tym wcale dobrze.
Musiałam przyznać przed samą sobą, że nawet krótkotrwała rozłąka z ukochanym wciąż sprawia mi ból.
Na lotnisku wciąż myślałam o nim.
Wsiadłam do samolotu nie do końca świadoma tego, co robię, dopiero ryk startującej maszyny wyrwał mnie z zamyślenia.

Następną godzinę przesiedziałem wlepiając wzrok w sufit i zastanawiając się, gdzie teraz może być Bella.
- Co się dzieje. – Wyrwał mnie z otępienia głos Jessicy.
- Nic. - Odparłem automatycznie.
- Chodzi ci o wyjazd Belli, tak? – Zapytała doskonale odgadując mój stan.
- Tak. – Poddałem się.
- Ona wróci. – Powiedziała spoglądając na mnie ze współczuciem.
- Wiem, ale widzisz Jess, to wszystko nie jest takie proste jak ci się wydaje. – Odparłem nie wiedząc, w jaki sposób tak dziewczyna zdołała namówić mnie na zwierzenia, mnie czytającego w umysłach wampira.
- To znaczy?- Wyglądała na zaskoczoną, a jednocześnie zaciekawioną.
- Musiałbym ci opowiedzieć całą historię. – Powiedziałem zastnawiając się, czy chcę to zrobić.
- To opowiedz. – Lubię słuchać długich opowieści, zwłaszcza, jeśli są romantyczne. – Powiedziała nagle spoglądając mi prosto w oczy.
Poddałem się. Chyba nawet potrzebowałem jej o tym opowiedzieć.
Rzecz jasna pewne rzeczy musiałem pominąć.
Tak naprawdę miałem jej zamiar tylko spróbować wyjaśnić na czym polega relacja moja i Belli, żeby mogła zrozumieć to, co teraz czułem.
- Widzisz Jess, ja i Bella jesteśmy jak jeden organizm, funkcjonowanie osobno jest bardzo trudne, bo nie powiem, że niemożliwe.
Kiedy jesteśmy osobno czuję się tak, jakby ktoś odebrał mi połowę mnie samego.
- To jest. – Piękne. – Powiedziała, gdy skończyłem.
- Ty naprawdę musisz ją bardzo kochać. – Dodała po chwili milczenia.
- Kocham ją jak nikogo innego na świecie. – Odpowiedziałem czując, jak od środka zaczyna niszczyć się moja siła wewnętrzna, którą Bella zabrała wraz ze swoją osobą.
Wziąłem Sonety Szekspira i zacząłem czytać.
Sonet 116 zawsze mi pomagał w takich chwilach.
Wiedziałem, że nasza miłość jest niezniszczalna, i że żadne, nawet najdłuższe rozstanie nie jest w stanie jej zburzyć.
Gdy Jess zobaczyła, że czytam od razu wyszła.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej rozmowy na skype.
- Tak? – Zapytałem nie spojrzawszy uprzednio na ekran, na którym z pewnością pojawiła się informacja o tym, kto dzwoni.
- Edward? – Usłyszałem pytającą odpowiedź.
- Tak kochanie, to ja. – Odparłem wpatrując się w obraz z kamery internetowej.
Widziałem Bellę, całą i zdrową, oznaczało to, że dotarła na miejsce i jest już bezpieczna, emocje opadły.
- Jeśli jeszcze nie wiesz, to jestem już na miejscu. – Powiedziała spoglądając na mnie filuternie.
- Wyobraź sobie, że się domyśliłem. – Powiedziałem wpatrując się w nią intensywnie.
- Oh, ty mój wszechwiedzący mężu. – Odparła wciąż się uśmiechając.
Z mojego gardła wydobył się śmiech, który brzmiał jakoś niespotykanie głośno.
- Z czego się tak cieszysz? – Zapytała
- Z tego, że widzę i słyszę moją ukochaną żonę. – Odparłem podczas, gdy z mojej twarzy nie znikał uśmiech.
- Ah rozumiem, ale wybacz kochany, ale muszę kończyć, bo przyszła właśnie dziewczyna, z którą mieszkam w pokoju i muszę udawać, że śpię, bo pora jest na to odpowiednia. – Powiedziała Bella, a kiedy mówiła o odpowiedniej porze wyszczerzyła zęby.
- - - W takim razie życzę ci dobrej nocy. – Zamruczałem.
Rozłączyła się, a następnie w oknie z konwersacją pojawiła się wiadomość.
- Zapomniałam jeszcze o jednym. – Pamiętaj, że bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. – Odpisałem i zamknąłem okno.
Spojrzałem na ścianę lasu za szybą.
Było już ciemno, więc mogłem wyślizgnąć się przez nikogo nie zauważony i zapolować.
Będąc w lesie zawsze zapominałem o dręczących mnie kłopotach, tak było i tym razem.
Biegnąc czułem się wolny i szczęśliwy.
Myślałem o chwilach, które spędziłem razem z Bellą i wiedziałem, że jeśli będę cierpliwy, to powtórzą się one niedługo.

Spoglądałam na niebo.
Księżyc świecił jasno.
Myślałam o Edwardzie i o tym co może teraz robić.
Myślałam sobie, że albo czyta jakichś angielskich poetów, albo biega po lesie i myśli o mnie.
Wiedziałam, że było to egoistyczne z mojej strony, ale chciałam, żeby o mnie myślał, żeby myślał ciągle.

Wróciłem do akademika nad ranem.
Włączyłem komputer i napisałem do Belli następującą wiadomość na facebooku:
„Witaj Bello, pewnie już się obudziłaś?”
Uśmiechnąłem się do własnych myśli, gdy zakończyłem to zdanie i zabrałem się do pisania dalszych.
„Ja polowałem i wciąż myślałem o tobie, więc jakoś nie mogłem skupić się na poskramianiu zwierzyny. A ty jak się czujesz? Masz tam jakieś koleżanki? Wiem, piszę o mało interesujących rzeczach, bo przecież nie będę pisał ci o tym, jak bardzo za tobą tęsknię.”
Gdy skończyłem pisać, przeczytałem wiadomość dwa razy, zanim ją wysłałem.
Uruchomiłem program do gry w szachy, bo stwierdziłem, że czas najwyższy poćwiczyć swoje umiejętności logicznego myślenia.
Gra jakoś mi nie szła, więc zamknąłem komputer.
Za oknem było jeszcze ciemno, czekałem na wschód słońca, żeby móc wyjść na podwórko, z resztą nie mogłem wyjść wcześniej, bo być może narobiłbym niepotrzebnego hałasu, który obudziłby małą Jess.
Rano, gdy przyszedł czas wyjścia na wykłady jeszcze raz spojrzałem na mój profil na facebooku, żeby upewnić się, czy Bella nie napisała, jeszcze nie.
Poszedłem na wykłady usiłując skupić się na nich.
Byłem wdzięczny Jasperowi, że wykorzystując swój dar utrzymywał moje emocje na w miarę stałym i bezpiecznym dla otoczenia i mnie samego poziomie.

Wstając rano doszłam do wniosku, że słońce stanowczo zbyt jasno świeci.
Moja koleżanka z pokoju Emily już się obudziła i spoglądała na mnie z podziwem.
- Jak ty to robisz, że nawet, gdy obudzisz się rano wyglądasz tak olśniewająco? – Zapytała spoglądając na mnie ze zdumieniem.
- Nie wiem. – Odparłam, chociaż w rzeczywistości wiedziałam, że to zasługa mojej przynależności do rasy wampirów.
Ubrałam się i spojrzałam na mój komputer zastanawiając się, czy go nie uruchomić.
Uznałam jednak, że zostało mi zbyt mało czasu do zajęć, żebym mogła siadać przy komputerze, bo wiem, że gdybym to zrobiła, mogłoby to się skończyć spóźnieniem czy czymś takim.
Razem z Emily wyszłyśmy z pokoju.
Dziewczyna była niską blondynką o niebieskich oczach i wyglądała na bardzo przyjaźnie nastawioną.
Ciekawa byłam jak potoczy się nasza wspólna znajomość.
Pierwszy dzień w nowym miejscu mogłam zaliczyć do udanych, brakowało mi tylko Edwarda ale postanowiłam, że muszę być silna i sobie radzić i zamierzałam tego postanowienia dotrzymać.

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 35



Rozdział 35

Po słowach mojego męża natychmiast opuściłam tarczę, bo wiedziałam, że o moich planach nie może się dowiedzieć, bo zbyt mocno by go to zraniło.
Ale być może go nie doceniałam? Być może by sobie z tym poradził?
Tego nie wiedziałam i jak na razie nie zamierzałam sprawdzać jego wytrzymałości.
Poszłam do dziekanatu pragnąc jednocześnie dwóch rzeczy.
Z jednej strony chciałam, żeby propozycja mojego wyjazdu na badania została odrzucona, ale z drugiej strony chciałam się rozwijać naukowo, a ten wyjazd by mi w tym pomógł.
Weszłam do pomieszczenia zastanawiając się w jakim stanie z niego wyjdę.
- Pani Cullen, jest pani nareszcie. – Powiedział starszy mężczyzna siedzący za biórkiem.
- Tak. – Edward przekazał mi, że chciał mnie pan widzieć. – Odparłam usiłując utrzymać z nim kontakt wzrokowy.
- Otóż chciałem pani powiedzieć, że pani prośba o wyjazd dotyczący pani pracy magisterskiej została rozpatrzona pozytywnie. – Powiedział, a pode mną ugięły się kolana.
- Dziękuję za informację. – Powiedziałam próbując powstrzymać grymas jednoczesnego bólu i zadowolenia, który pojawiał się na mojej twarzy.
Wyszłam nie wiedząc jak przekazać tą wiadomość Edwardowi.
Nie wiedziałam, jak zareaguje i czy przyjmie to w zwykły dla siebie sposób.
Liczyłam na jego spokój, bo w tym wypadku nie chciałam, żeby zbyt mocno cierpiał, z resztą tak jak w każdym innym.
Do wyjazdu miałam jeszcze dwa tygodnie, więc chciałam poczekać z przekazaniem mu informacji do wyjazdu Renee.
Mama miała wyjechać jutro, więc nie musiałam go długo trzymać w niepewności, bo i dla mnie samej miała być to trudna rozmowa.
Po wyjeździe Renee następnego dnia poszłam z Edwardem na spacer.
- Muszę ci coś powiedzieć. – Zaczęłam patrząc mu prosto w twarz.
- Tak? – Zapytał spoglądając na mnie uważnie.
- Muszę wyjechać. – Powiedziałam chwytając go za rękę.
- Dlaczego? – Zapytał spokojnie.
- To wyjazd naukowy, dotyczący mojej pracy magisterskiej. – Odparłam czując, że zadaje mu właśnie bolesny cios.
- Rozumiem. – Odparł beznamiętnym tonem.
Czułam, że jego mięśnie się napięły, a twarz była nieprzenikniona.
Nie wiedziałam właściwie, jak to przyjął, dopóki nie ujął mojej twarzy w dłonie i nie złożył na mych ustach długiego pocałunku.
Czułam, że boli go to, że dopiero teraz mu o tym mówię, ale jednocześnie całym sercem jest przy mnie i pragnie mojego szczęścia, a jeśli ten wyjazd ma mi je zapewnić to jest gotowy znieść wszystko, byle tylko mnie się udało.
- Przepraszam, najdroższy. – Powiedziałam patrząc mu znów prosto w oczy, które nie zdradzały żadnych uczuć.
- Nie przepraszaj. – Wiem, że tego chcesz, a ja zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Po jego słowach moje oczy zrobiły się suche i zaczęłam szlochać wtulona w niego jak małe dziecko.
- Nie płacz, Już dobrze.
- Ale ja nie chcę cię zostawiać. – Powiedziałam odszukując jego usta swoimi własnymi i całując go delikatnie.
- Nie zostawiasz mnie, kochanie. – Wyjeżdżasz, ale gdy wrócisz znów będziemy razem, a ja nigdy o tobie nie zapomnę, moja jedyna miłości.
Spojrzałam na niego oczami pełnymi bólu i gdy nasze spojrzenia się spotkały poczułam się trochę lepiej, ale zarazem i gorzej wiedząc, że już niedługo nie będzie mi dane patrzeć w te oczy, słyszeć tego głosu i czuć dotyku tych dłoni.
- Bello. – Nie myśl o tym, na razie wciąż jesteśmy razem. – Powiedział spoglądając na mnie z czułością.
Ruszyliśmy w drogę powrotną, a ja wciąż patrzyłam na niego, wsłuchiwałam się w rytm jego oddechu, przyglądałam się uważnie rysom jego twarzy, by dobrze je zapamiętać.
Gdy weszliśmy do domku wzrok Jessicy od razu padł na mnie.
- Co się dzieje Bello? – Zapytała widząc najprawdopodobniej wyraz mojej twarzy.
- Chodź ze mną na spacer, to wszystko ci wyjaśnię. – Odparłam.
- Dopiero wróciłaś. – Powiedziała zdziwiona.
- Mi to nie przeszkadza, mogę iść. – Mruknęłam.
- Edward, zajmiesz się małą? – Zapytała.
- Oczywiście. – Odpowiedział.
Wyszłyśmy w las.
- Co się dzieje? – Ponowiła swoje pytanie Jess.
- Muszę wyjechać, a nie chcę zostawiać Edwarda. – Odparłam cicho czując, że znów chcę płakać, gdy tylko wypowiedziałam imię ukochanego.
- Rozumiem. – Powiedziała patrząc na mnie ze współczuciem.
Długo szłyśmy milcząc, każda z nas była pogrążona we własnych myślach.
Wróciłyśmy po paru długich godzinach, albo to tylko mi wydawały się one godzinami.
Mała spała, a Edward był pogrążony w lekturze.
Podeszłam do niego i dotknęłam jego dłoni spoczywającej na blacie biórka.
Podniósł wzrok znad książki i gdy zobaczył, że to ja wstał i chwycił mnie w ramiona.
Poszedł ze mną do pokoju, usadził mnie sobie na kolanach, a ja siedząc oparta o jego tors czekałam na kolejny ruch z jego strony.
On patrzył tylko na mnie gładząc mnie po włosach i twarzy.
Nic nie mówiłam pogrążając się zupełnie w odbieraniu bodźców, które dzięki temu do mnie docierały.
Czułam, że mam przy sobie osobę, która kocha mnie ponad wszystko i jest dla mnie w stanie poświęcić wszystko co posiada, byle tylko sprawić, żebym była szczęśliwa.
- Nie zasługuję na ciebie. – Powiedziałam po chwili.
- Co takiego? – Zapytał łagodnie.
- Nie zasługuję na ciebie. – Powtórzyłam.
- Co ty wygadujesz? – Zapytał wciąż opanowanym głosem.
- Ty jesteś w stanie się poświęcić, pogodzić się z tym, że chcę wyjechać, byle tylko mnie uszczęśliwić, a ja? – A ja nie potrafię zrezygnować z wyjazdu, żeby nie ranić ciebie.
- Nie ranisz mnie, będzie mi ciężko, to prawda, ale wiem, że wrócisz i z tą myślą będę rozpoczynał i kończył każdy dzień. – Powiedział.
Wciąż patrzyłam na niego niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek zdania.
Wszystkie słowa wydawały mi się zbyt proste, nie było takich, którymi mogłabym podziękować mu za to, co dla mnie robił i za to, jaki był.
- Kocham cię... - szepnęłam, wtulając twarz w jego włosy.
- Ja ciebie też, skarbie - odparł.
Tak często to powtarzaliśmy, że teraz zabrzmiało to niemal jak jakaś ustalona urzędowa formuła.
Gdy zdałam sobie z tego sprawę mimowolnie parsknęłam śmiechem, a następnie podniosłam tarczę, żeby Edward zrozumiał bez wypowiadania słów co mnie tak rozbawiło.
- Rozumiem. – Mruknął, a na jego twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech.
- U nas to nigdy nie stanie się formułą - powiedział uroczystym tonem.
Spojrzałam na niego zastanawiając się co jeszcze mogę powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Nie było słów, którymi byłabym w stanie wyrazić uczucia jakimi go darzyłam, tak więc patrzyliśmy sobie tylko w oczy, żadne słowa nie były tu potrzebne.
Nie wiedziałam jak damy sobie radę bez siebie, ale byłam pewna, że nasza miłość przetrwa wszystko.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 34



Rozdział 34

W końcu nadszedł piątek, więc mogliśmy pojechać do Forks. Tym razem zabraliśmy Jessicę, żeby też zobaczyła się ze swoją rodziną. Rozstaliśmy się przy głównej drodze. Gdy jechaliśmy dalej, wciąż myślałam o Nessie. Nie miałam bladego pojęcia, czego się spodziewać.
- Bello, tu ziemia. – Usłyszałam głos Edwarda.
Wpatrywał się we mnie chyba już od dłuższej chwili, bo widziałam w jego oczach zmartwienie.
- Eee, przepraszam. – Zamyśliłam się. – Wymamrotałam wybita z rozmyślań.
- Co ci jest?
- Myślałam o Nessie.
- Zaraz wszystkiego się dowiemy - uspokoił mnie.
- Ale nie denerwuj się na zapas. – Uważam, że trochę przesadzasz.
- Wezmę z ciebie przykład, będę opanowana jak chirurg - powiedziałam nieco rozbawiona.
- Oj, Bello - westchnął.
Weszliśmy do domu. Ness wybiegła, żeby nas przywitać.
- Jesteście w kooońcu! - zawołała.
- A no - potwierdziłam z uśmiechem.
Nagle usłyszałam głośny tupot, to Seth zbiegał ze schodów.
- Hej - pomachał mu Edward.
- O cześć stary! – Wykrzyknął Seth, a następnie podbiegł do Edwarda i uścisnął mu dłoń, aż coś dziwnie chrupnęło.
- Czyja to ręka? – Zapytałam rozbawiona, bo tak naprawdę nie miałam pojęcia, czyja dłoń doznała jakiegoś uszkodzenia.
- To tylko chrupnięcie - odparł Edward, śmiejąc się. - Nasze prawice są całe.
- Ale to to ja akurat wiem. – Ja chciałabym się dowiedzieć, czyja to ręka była. – Powiedziałam uśmiechając się szerzej.
- Moja - burknął Seth.
Minę miał doprawdy komiczną. Spojrzałam ukradkowo na Ness. Wciąż patrzyła na swojego wujka.
- Oj, Renesmee - odezwałam się. - Chyba nie powinnaś tak się gapić?
- Oj tam, mamo! - zawołała.
- No co? – Zapytała. – Myślę, że naprawdę przesadzasz, prawda, tato? – Zapytała.
- Zgadzam się z tobą w zupełności. – Odparł Edward spoglądając na nią wesoło.
- Jak my mamy wychowywać dziecko, skoro jest między nami permamentna różnica zdań? - skomentowałam.
- Liczyłam na twoje wsparcie, Edwardzie - dodałam.
- Moje wsparcie masz zawsze, Bello.
- Ale Nessie jest już duża, i szczerze mówiąc są z Sethem równolatkami, a nie jest on naszym krewnym, więc jeśli nasza córka coś do niego czuje, to nie ma ku temu żadnych przeciwwskazań.
- Co? - byłam w kompletnym szoku. - Możesz to pow... powtórzyć?
- Nie przesłlyszałaś się, kochanie - odpowiedział.
- Matko Boska - pisnęłam. - Seth! Jak to? Spowiadaj mi się tu!
Niby żartowałam, ale było to dla mnie nie do pojęcia.
- Bello. – Widzisz, krewniakiem Nessie nie jestem, więc tak jak mówi Edward, nie ma przeciwwskazań, a więc… - Chciałem ci powiedzieć, że ją kocham. – Odparł zmieszany.
Byłam w szoku. Seth kochał moją córkę?
- Nesie? – Czy to prawda? – Zapytałam spoglądając na nią surowo.
- Tak mamo. – Ja i Seth jesteśmy razem. – Odparła spokojnie.
Ręce mi opadły.
- Nie. – To niemożliwe. – Świat zwariował. – Pomyślałam.
- Spokojnie Bello. – Osobiście uważam, że należy to po prostu zaakceptować. – Powiedział Edward, jak gdyby nigdy nic.
- I ty tak spokojnie o tym mówisz? – Zapytałam zdziwiona.
- Chodź ze mną. – Przejdziemy się i porozmawiamy. – Wszystko ci wyjaśnię. – Powiedział biorąc mnie za rękę.
- Dobrze. – Odparłam przyglądając mu się podejrzliwie.
Wciąż miałam wrażenie, że wszyscy troje byli w jakiejś zmowie, o której tylko ja nie wiedziałam.
Gdy znaleźliśmy się w lesie Edward spojrzał na mnie uważnie i zaczął mówić.
- Bello, tak jak mówiłem ci już wcześniej Seth nie jest naszym krewnym, więc jego związek z Nessie nie jest jakąś anomalią.
- Ale ja nie chcę kolejnego wpojenia w rodzinie! – Wybuchłam, nie mogąc powstrzymać emocji.
Pamiętałam doskonale jak to było ostatnim razem, kiedy żył jeszcze Jacob.
Wpoił sobie Nessie, gdy ta była niemowlęciem, ale całe szczęście jakaś nieprawidłowość sprawiła, że moja córka nie poddała się temu uczuciu.
- Tym razem to nie wpojenie. – Wyczułbym to. – Odparł Edward.
- Skoro tak, to może i masz rację. – Spojrzałam na niego już łagodniej.
- Na pewno mam. – Powiedział.
- Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko ci uwierzyć. – Powiedziałam zrezygnowana.

Nadeszła niedziela i musieliśmy wracać na uczelnię.
Najpierw pojechaliśmy po Jessicę, a następnie ruszyliśmy w dalszą drogę.
Podczas podróży wciąż myślałam o tym, czego się dowiedziałam.
Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że Seth i Nessie są parą, ale wiedziałam, że nie pozostało mi nic innego jak przyzwyczaić się do nowego stanu rzeczy.

Gdy dojechaliśmy na miejsce Kewin powitał mnie jednym ze swoich uśmiechów.
- Bello. – Tak się cieszę, że cię widzę. – Powiedział.
- Ja też się cieszę. – Odparłam z wymuszonym uśmiechem, a następnie odeszłam szybkim krokiem w stronę domków.
Gdy weszłam do środka od razu wyciągnęłam z torby telefon, bo miałam przeczucie, że podczas podróży mógł ktoś dzwonić.
Nie myliłam się, dzwoniła moja mama.
- Tak, mamo? – Powiedziałam, gdy usłyszałam już po pierwszym sygnale w słuchawce głos Renee.
- Oh, Bello, córeczko. – Jak dawno się nie widziałyśmy. - Mogę do was przyjechać?
- Ale my nie jesteśmy teraz w Forks. – Odparłam zawiedziona.
- Nie szkodzi. – Mogę przyjechać do was na uczelnię, wynajmę sobie jakiś pokój w hotelu, jeśli nie macie miejsca w akademiku. – Powiedziała tym swoim uradowanym tonem, który tak uwielbiałam.
- Kiedy przyjedziesz? – Zapytałam.
- Mogę choćby jutro.
- No to czekamy.
Rozłączyłam się.
Po chwili Edward i Jessica również do mnie dołączyli.
- Przyjedzie do nas Renee. – Powiedziałam uradowana.
- To świetnie. – Odparł Edward.
Następnego dnia padał deszcz, więc mogliśmy pojawić się na wszystkich zajęciach.
Byłam w doskonałym nastroju i nawet to, że Kewin wciąż za mną łazić jakoś mi nie przeszkadzało, bo całą sobą byłam pogrążona w rozmyślaniach o przyjeździe mamy, cieszyłam się jak małe dziecko, które czeka na  wymarzony prezent.
Pod wieczór Renee się pojawiła.
- Witaj, Renee. – Powiedział Edward, gdy tylko ją zobaczył.
- Oh, Edwardzie, wcale się nie zmieniłeś, nadal jesteś dżentelmenem w każdym calu. – Powiedziała ciepło się do niego uśmiechając.
Następnie podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
- Oh, mamo. – Tęskniłam za tobą. – Powiedziałam.
- Ja za tobą też, skarbie.
Cieszyłam się, że w końcu widzę Renee.
- Mamo. - Chcesz iść na spacer?
- Oczywiście. – Odparła i wyszłyśmy.
Pogoda była nawet znośna. Brakowało mi słońca, ale dobrze wiedziałam, że moja mama nie może się dowiedzieć, co dzieje się ze mną pod jego wpływem.
- Jak tam Phil? – Przyjęli go do jakiejś nowej dróżyny? – Zapytałam.
- Nie, wciąż gra w dróżynie Jacksonwille. – Odparła, a u ciebie jak tam? – Dodała po chwili.
- No cóż, jak widać studiuję. – Odpowiedziałam spoglądając na nią wesoło.
Po kilku godzinach podobnych rozmów wróciłyśmy.
- Dziekan cię szukał. – Powiedział Edward, gdy tylko mnie zobaczył.
Wyglądał na zmartwionego, a wręcz załamanego.

niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział 33



Rozdział 33
Po pewnym czasie od wizyty Tanyi musieliśmy już wracać na uczelnię, bo urlop dziekański nam się kończył.
Ciężko było wyjeżdżać, żegnać się z rodziną, a zwłaszcza z Ness.
Ale jakoś daliśmy radę.
Z jednej strony cieszyłam się, że wracamy, bo trochę tęskniłam za Jessicą, ale z drugiej nie chciałam znowu zobaczyć Kewina.
Niestety, natknęliśmy się na niego w korytarzu.
- Witaj, Bello - zawołał uradowany.
- Cześć - odparłam z o wiele mniejszym entuzjazmem.
- Dlaczego cię nie było? – Zapytał.
Niespodobało mi się to, że zwrócił uwagę tylko na mnie, a o Edwardzie, Alice i Jasperze zupełnie zapomniał.
Ja i Edward odwróciliśmy się i poszliśmy do naszego domku.
W progu Jessica rzuciła się Edwardowi w ramiona.
- Naareeeszcie! – Wykrzyknęła uradowana.
Zachichotałam widząc tą scenę.
- Przepraszam... - spojrzała na mnie, jakby się bała, że ją uderzę.
- Jess, spokojnie - rzuciłam wesoło.
Edward śmiał się tylko.
- Wybacz. – Powiedziała tym razem do niego.
- Jessico…
- Chcesz się jej oświadczyć, że tak oficjalnie? – Przerwałam mu.
Wszyscy troje wybuchneliśmy śmiechem.
- Za dużo gadam, żeby ktoś mnie chciał. I jestem zbyt łatwowierna - odparła, a na jej twarzy odbił się ból.
Zrozumiałam, że zadra po tym, jak Mike ją zostawił, nadal tkwi w jej sercu.
- Jeśli znajdziesz kogoś takiego jak Edward, to będzie cię chciał. – Powiedziałam uśmiechając się do mojego męża.
- Takich mężczyzn już nie ma. – Odparła.
- Może akurat na takiego trafisz - odpowiedziałam, wierząc w to, że jej się uda.
- A co do twojego zarzutu, Isabello Cullen…
- Tylko nie Isabello. – Wtrąciłam się mu w słowo.
- W połączeniu z moim nazwiskiem Bella brzmi mniej dostojnie. – Powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Zamachnęłam się na niego garnkiem, jako, że miałam go akurat w zasięgu ręki.
- Jestem gotowa użyć broni – oświadczyłam.
Podszedł do mnie i jednym zwinnym ruchem wyciągnął mi garnek z ręki.
- Nie będziemy się chyba kłucić i stosować rękoczynów, prawda? – Bello, nie bądź niemądra. – Dodał.
- Hm. – Chyba masz rację.- Spojrzałam na niego uśmiechając się szeroko.
- Właśnie, nie tłuc mi się - zawołała Jess, stając mi na drodze.
- Przecież ja bym go nawet nie uderzyła. – Powiedziałam.
- Z tobą nigdy nic niewiadomo. – Uśmiechnął się Edward.
- Dziękuję, poczułam się urażona. – Odparłam udając, że czuję się naprawdę źle.
Opuściłam kuchnię. Edward zatrzymał mnie przy drzwiach.
- Kewin - przypomniał mi.
Natychmiast zawróciłam.
- Ah tak, zapomniałam. – Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
Nagle usłyszałam płacz małej Jess.
- Spokojnie, kochanie. – Wujek Edward i ciocia Bella wrócili, wiesz? – Powiedziała Jessica do córki, a następnie przyniosła ją do nas.
Mała uśmiechnęła się.
- Ej, Jess, ona urosła - zauważyłam, patrząc na przyjaciółkę. - Mogę?
Podała mi dziewczynkę, która ku mojemu zdziwieniu przestała płakać.
Trzymając ją w ramionach przypomniałam sobie, że jeszcze niedawno nasza Nessie też była taka malutka.
Przekazałam to w myślach Edwardowi, który delikatnie się uśmiechnął i przejął ode mnie dziecko.
Nagle zadzwonił mój telefon. Niezadowolona zeszłam z powrotem na ziemię i odebrałam.
- Nessie? - spytałam zdziwiona.
- Tak, ja, co u was?
- W porządku - odparłam. - Ale... Bez powodu chyba byś nie dzwoniła, no nie?
- No a czy zawsze musi być jakiś powód? – Chciałam tylko pogadać.
Głos Ness zdradzał, że jest czymś bardzo podekscytowana, a może tylko uradowana?
Nie wiedziałam, ale cieszyłam się razem z nią.
Nagle usłyszałam pierwsze słowo z ust małej Jess.
- Wujek.
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Córeczko, co jest? Jesteś taka wesoła - powiedziałam.
- A wszystko jest... Świat jest piękny - odparła.
Powtórzyłam sobie to w myślach.
- Co sprawiło, że akurat dziś tak myślisz?
- Oj, mamo - zawołała zniecierpliwiona.
- A czy twój ojciec już o tym wie? – Zapytałam śmiejąc się.
- Mam nadzieję, że nie. – wymamrotała.
- Ness, co przeskrobałaś? - spytałam. - Nic, ja... Kończę, wujek przyszedł. Rozłączyła się.
Odłożyłam telefon.
- Nie masz ochoty się przejść? – Zapytała mnie Jessica.
- Pewnie - odpowiedziałam.
- Super - rzuciła, po czym wyszłyśmy. Nagle spojrzała na mnie
                                   badawczo. - Co się dzieje, Bello? - Zastanawiam się, dlaczego Renesmee nie
                                   powiedziała mi wprost, o co chodzi - odrzekłam. - Przecież skoro jest
                                   szczęśliwa, to... Nie miałabym powodu do gniewu.
- Może po prostu jej się nie chciało. – Koleżanka uśmiechnęła się do mnie.
- Gdzie idziemy? – Zapytała po chwili.
- Może - westchnęłam. - Ale zobaczysz, też się będziesz przejmować, jak twoja podrośnie. Wtedy pogadamy. Wolałabym tam wrócić i dowiedzieć się, w czym rzecz. Nagle coś wpadło mi do głowy. Zatelefonowałam do Setha.
- Cześć. Seth. – Powiedz mi, dlaczego Ness jest taka wesoła? – Nic nie chce mi powiedzieć.
- Nie mam pojęcia. – Ale fakt, jest cała w skowronkach. – A Edward nic nie wie? – Zapytał.
- Wątpię – mruknęłam.
- Nie martw się - powiedział beztrosko. - Jesteś u nas, czyż nie? - Owszem - odparł po chwili. - Zadzwoń, jak wrócisz do siebie - poprosiłam. - Mam wrażenie, że coś knujecie.
- Nic nie knujemy. – Bello. – Mam wrażenie, że jesteś przewrażliwiona. – Powiedział.
- Może i masz rację. – Odparłam.
- Matki tak mają - dodałam. - Przepraszam, jeśli cię uraziłam.
Nie chciałam go stracić. Dużo robił dla mojej rodziny. Poniekąd zastępował Ness nas, a poza tym, jako jedyny ze zmiennokształtnych był nam naprawdę życzliwy.
- Nie ma problemu. – Odparł.
- A co teraz porabiasz? – Zapytał.
- Jestem na spacerze. – Odrzekłam.
Nagle usłyszałam radosny okrzyk mojej córki:
- Wujku, wujku! Kto dzwoni?
- Twoja mama - odpowiedział.
- Szkoda, myślałam, że tata. – Odkrzyknęła.
- A właśnie. – Masz gdzieś pod ręką Edwarda? – Zapytał Seth.
- Nie. – Pilnuje córki naszej koleżanki. – Powiedziałam.
- To co ona robi, że się własnym dzieckiem nie zajmuje?
Zachichotałam.
- We dwie jesteśmy - poprawiłam się.
- Pa, Bello, Ness się nudzi, urwie mi głowę.
- Masz więcej siły - zauważyłam. - No, ale niech Ci będzie.
Po kilku godzinach wróciłyśmy.
Widok, który zastałyśmy naprawdę mnie zaskoczył.
Mała Jess spała spokojnie na rękach u Edwarda, jej oddech, który doskonale słyszałam był tak miarowy, że tego stanu nie można było z niczym pomylić.
Uśmiechnęłam się, jednak mój ukochany zauważył, że na siłę. Opowiedziałam mu o rozmowie z Nessie.
- Zaczekaj. – Mruknął.
Widziałam, że jest skupiony.
- Nie dam rady. – Za daleko. – Powiedział cicho.
Jessica spojrzała na niego dziwnie, ale zaraz odwróciła wzrok.
Nie wiedziała przecież, że mój mąż usiłował właśnie wedrzeć się do umysłu naszej córki.
- Co za daleko?
Przenosiła spojrzenie z Edwarda na mnie i z powrotem.
- Nie zdążymy dziś jechać do Forks - odparł spokojnie. - No i jestem zmęczony.
Zacisnęłam usta, by powstrzymać uśmiech, byłam dumna z tego, że mąż ma takie talenty aktorskie
.
- Tak. – Rozbił byś samochód. – Powiedziałam przyglądając się uważnie jego
                                   twarzy.
                                   Sine cienie pod oczami wskazywały ewidentnie, że jest zmęczony i tylko ja i on ze wszystkich osób przebywających w pomieszczeniu wiedzieliśmy, skąd brały się naprawdę, Edward był po prostu głodny.
Tęczówki miał niemal czarne, ale kontrolował się znakomicie. Mógł trzymać małą na rękach nie martwiąc się, że zrobi jej krzywdę.
Po chwili ziewnął, aby pokazać, że jest naprawdę wyczerpany.
- Co robiłeś dziś w nocy? – Zapytała Jessica uśmiechając się.
- Czytałem kryminał Christie.
- Fuj, zwariowałeś? - skrzywiła się.
- Tak naprawdę czytałem sonety Szekspira. – Powiedział uśmiechając się delikatnie.
- To dlaczego mówisz, że Christie? – Zapytała podejrzliwie.
- Bo sądziłem, że na sonety zareagujesz jeszcze gorzej. – Odparł wesoło.
Akurat tutaj nie kłamał, rzeczywiście prawie całą noc siedział czytając wiersze angielskiego poety.
- Pora przywyknąć, jesteś człowiekiem starej daty - odparła Jess.
- Trochę tak - przyznał.
Jessica miała rację, nie wiedziała nawet jak dobrze trafiła.
- Nie ma miejsca we wspólnej dwojga serc przestrzeni
Dla barier, przeszkód,
Miłość to nie miłość, jeśli,
Zmienny świat naśladując, sama się odmieni.
Po słowach Edwarda Jessica spojrzała na niego zadziwiona.
- Znasz je na pamięć? – Zapytała.
- Niektóre.
Tylko ja wiedziałam, że w rzeczywistości zdecydowaną większość.
- Powiedz coś jeszcze. – Poprosiła Jess.
Edward zaczął.
- Śmiertelną wojnę serce z okiem toczy,
Jak mają łupy z twej istoty dzielić.
Twój widok pragną zabrać sercu oczy,
a serce nie chce im tego udzielić.
Me serce twierdzi, że cię przechowuje tam,
gdzie nie wedrą się oczu kryształy.
Oko w tym prawdy żadnej nie znajduje,
mówiąc, że w nim się skrył twój obraz cały.
By postanowić w tej sprawie zebrano
sąd myśli, w sercu mających mieszkanie
i wspólną wolą ich wyrok wydano.
Oczy część wezmą część serce dostanie.
I tak do oczu twój obraz należy,
a serce w głębi mego serca leży.
- Och... - wyrwało jej się.
Moje oczy zrobiły się suche.
Po chwili obie szlochałyśmy.
Jess rzuciła mi dziwne spojrzenie.
- Nie płaczesz?
Westchnęłam.
- Nie, z naciskiem na jeszcze
.
Edward spojrzał na nas, tylko on wiedział, że ja też płaczę, bo znał specyfikę wampirzego płaczu.
- Proszę was. – Nie płaczcie. – Niewarto.
- Ale… Ale to jest… - Takie piękne. – Wyszlochałam.
- I jeszcze twój głos. – Dodała Jessica ze łzami w oczach.
- Baby, bez przesady - powiedział.
Zaczęłyśmy się uspokajać
.
- Nie lubię, gdy ktoś mnie nadmiernie chwali. – Powiedział, a następnie spojrzał na małą Jess, która właśnie otworzyła oczy.
Spojrzała na niego i słodko się uśmiechnęła.
- Widzisz, jak cię lubi? – Powiedziałam.
- Bo ją uspałem? Daj spokój. Jestem zimny i nieprzystępny.
- I twardy - pomyślałam i zaśmiałam się
.
- Nie zgadzam się. – powiedziałam. – Wcale nie jesteś zimny i nieprzystępny. – Dodałam.
Uśmiechnął się do mnie, a mała spojrzała na niego zaciekawiona.
- Co, malutka. – Zastanawiasz się co mówi twoja ciocia? – Zapytał.
- Wujek - powiedziała Jess, znowu się uśmiechając.
- A mama to co? - nasza przyjaciółka udała oburzenie.
- Mama będzie później. – Powiedziałam śmiejąc się.
- Chcesz iść na spacerek? – Zapytał Edward wstając i biorąc małą na ręce.
- Nie będzie jej za zimno? – Zapytała Jessica.
- Nie sądzę. – Jest jeszcze wcześnie, więc nie jest aż tak zimno. – Powiedział.
- Bello, idziesz ze mną? – Zapytał.
- Co za pytanie - odpowiedziałam.
- To ja posprzątam - oznajmiła Jessica.

Wyszliśmy.
Słońce chyliło się ku zachodowi.
- - Świetnie sobie radzisz. – Powiedziałam.
- Masz na myśli samokontrolę? – Zapytał.
- Oczywiście. – Rzekłam.
- Ja to małe piwo, ale ciebie podziwiam.
- Ach tak? Małe piwo, kochanie? Za dużo ich nie pij
.
- Nie wypiłem ani jednego. – Powiedział.
- Naprawdę mnie zadziwiasz. – Powiedziałam.
- Tak po prostu trzymasz ją na rękach i nawet nie wyglądasz na spragnionego. – Jedynie twoje oczy zdradzają, że jesteś głodny. – Dodałam.
- Zobojętniałem na zapach ludzkiej krwi dzięki tobie. – Mruknął.
Uśmiechnęłam się.
- Raczej przeze mnie. Okropnie się męczyłeś - sprostowałam.
- Teraz odczuwam pragnienie innego rodzaju.
- Nawet się nie przyznawaj - zażartowałam, chcąc się z nim podroczyć
.
- Dlaczego mam się nie przyznawać? – Zapytał z uśmiechem.
- Bo tu jest dziecko. – Odparłam odwzajemniając się tym samym. – Ale w sumie… jakie to są pragnienia? – Nagle zapragnęłam się dowiedzieć. Ciekawość wzięła górę.
- Bardzo niebezpieczne w skutkach - odparł.
- Jeśli nie zagrażają naszej rodzinie i Jezssicy albo mojemu życiu, to się nie boj
ę.
- Ale powiedz. – Dodałam po chwili zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwo miał na myśli.
- Mogę być groźny.
- Doprawdy?
Pocałował mnie delikatnie.
- Drzemie we mnie bestia - skwitował.
- Co mi tam - wymamrotałam.
Jak zwykle w takich momentach miałam trudności z zebraniem myśli
.
- Po spacerze pokażesz mi to jak ta bestia się zachowuje? – Zapytałam z szerokim uśmiechem.
- Oczywiście, ale wiedz, że mnie bardzo prowokujesz.
Nie odpowiedziałam, tylko zawróciłam
.
Tymczasem mała Jess znów zasnęła.
Całą drogę była trzymana przez Edwarda, i naprawdę dziwił mnie fakt, że nie przeszkadzał jej chłód jego skóry, gdybym ja ją trzymała nic by to jednak nie zmieniło, ponieważ byłam równie lodowata co on, więc szliśmy w milczeniu każde pogrążone we własnych myślach.

- O, - nareszcie jesteście. – Powiedziała Jessica, gdy nas ujrzała.
podałam jej małą.
- Jess, na razie idziemy do siebie - rzekł Edward
.
- Jasne. – A wyrecytujesz jeszcze coś Szekspira? – Zapytała uśmiechając się do niego delikatnie.
Widać było, że jest pod wielkim wrażeniem.
- Jak sobie przypomnę - obiecał.
Poszłam z nim do pokoju.
- No więc? – Zaczęłam ostrożnie.
- Tak? – Zapytał.
- Obiecałeś mi coś. – Odrzekłam.
- Wiele zależy od ciebie, skarbie.
Kochałam, gdy tak do mnie mówił. Przytuliłam się do niego
.
- Uznałam, że dziś zdam się na ciebie. – Powiedziałam patrząc na niego z czułością.
- Bello, Bello. – Wiesz, że nie zawsze lubię być przywódcą. – Odparł odwzajemniając spojrzenie.
Obdarzyłam go pocałunkiem. Miałam wrażenie, że jeśli zrobię cokolwiek odważniejszego, to wszystko zepsuję.
- Nie martw się. – Powiedział Edward, jakby wyczuł targające mną emocje.
Pokręciłam głową, jego słowa jakoś mi nie pomogły.
- Bello, - Spójrz mi prosto w oczy. – Powiedział.
Spełniłam jego prośbę.
- Czego dokładnie się boisz? – Zapytał przyglądając mi się uważnie.
- Tego, że nie będziesz zadowolony. – Odpowiedziałam szczerze.
- Bello...
Patrzył na mnie wzrokiem, który sprawiał, że roztapiałam się w środku
.
- Tak? – Zapytałam słabym głosem.
Musiał on zdradzać jak bardzo wzrok Edwarda na mnie działa.
Ciężko mi było zebrać myśli, nie wiedziałam, co chce mi w ten sposób przekazać.
- Bello, nie ma takiej opcji.
To mnie ośmieliło. Pocałowałam go niemal brutalnie, po czym zdjęłam z niego koszulę i zaczęłam wodzić dłońmi po jego torsi
e.
Zatrzymałam się na chwilę badając wyraz jego twarzy.
miał zamknięte oczy. Po chwili przyciągnął mnię do siebie. Przylgnęłam do niego, opsypując pocałunkami jego twarz.
Westchnął.
- Coś nie tak? – Zapytałam patrząc na niego uważnie.
- Nie, wręcz przeciwnie. – Powiedział rozchylając powieki.
zanim zorientowałam się, co się dzieje, zdjął ze mnie ubranie. Z moich ust wydobył się cichy okrzyk. Edward zaczął mnie całować. Gdy wylądowałam na łóżku, obrócił się tak, że znalazłam się nad nim. Po chwili ściągnęłam z niego resztę odzieży.
Czułam się tak dobrze, jak chyba nigdy przed tem, rzecz jasna Edward przejął całkowitą inicjatywę, ale nie chodziło mi o dominację.
Chodziło mi o odczucia, jakie miałam.
Gdy już się ubraliśmy, długo patrzyłam na niego z uwielbieniem.
- Dziękuję... – szepnęłam
.
- Za co dziękujesz? – Zapytał ze zdziwieniem.
- Za wszystko - odpowiedziałam po prostu. - Jeszcze nigdy...
Zabrakło mi słów
.
Edward znów przyciągnął mnie do siebie.
- Nie dziękuj. – Nie masz za co. – Nie jestem taki znowu dobry. – Powiedział uśmiechając się.
- Jesteś - zaprotestowałam.
Po chwili spytałam:
- Jak myślisz, kiedy pojedziemy do Nes
s?
- Pewnie niedługo, ale Bello, nie martw się. – Nessie jest po prostu szczęśliwa. – Powiedział przyglądając mi się.
Wróciliśmy do pokoju.
- Wujek! – Wujek! – Zawołała mała Jess.
Wziął ją na ręce.
- Wiem - odparłam, przypatrując mu się. - Może kogoś sobie znalazła w końcu?
Zachichotałam
.
- Pewnie tak. – Odparł wzdychając ciężko.
- Co się dzieje? – Zapytała go Jessica.
- Nic takiego. – Czuję się jakiś zmęczony.
- Edward? – Powiedziałam spoglądając na niego.
Oddał córkę Jessicy i wyszliśmy.
- Co się stało?
- Czy uwierzysz, jeśli ci powiem, że odczuwam przemęczenie? – Zapytał.
- Tak, ale nie rozumiem. Co cię tak wypompowało?
Uśmiechnęłam się
.
- Sam nie wiem. – Spojrzał na mnie.
Próbowałam go zrozumieć.
- Tego jest za dużo. – Te myśli. – Wciąż je słysze, zbyt wiele bodźców, a ciężko się wyłączyć.
Znów westchnął.
- Nie przejmuj się, kochanię - pogłaskałam go po policzku, żeby dodać mu otuchy.
- Bello. – Chyba pierwszy raz proszę cię o pomoc, ale proszę, pomóż.
- Co ja mogę? – Zapytałam.
- Chciałbym być teraz człowiekiem – Mógłbym zasnąć i o tym nie myśleć, nie słyszeć tego wszystkiego.
- Kewin myśli wciąż o tobie.
- Nie przejmuj się. – Spróbuj się wyłączyć. – Powiedziałam biorąc go za rękę.
Dopiero po chwili to do mnie dotarło.
- Kewin... Tyle myśli... O mnie? - spytałam. - A niech to!
Chciałam trzasnąć dłonią w parapet, jako, że miałam go najbliżej, ale Edward zdołał złapać moją rękę, tym samym ratując prawdopodobnie i okno od niechybnego zniszczenia
.
- Nie martw się. – Powiedział Edward spokojnie. – I przede wszystkim, nie denerwuj się.
- Ale jak tu się nie denerwować? – Zapytałam.
- Co ja mam w sobie, że wszyscy tak do mnie lecą? – Dodałam.
- Powinnaś czuć się dowartościowana.
- Ale się nie czuję - odburknęłam z zaciętą miną.
Oczywiście, nie byłam zła na niego
.
- Nie chcę tak dalej. – Powiedziałam.
- Ja też przez to przechodziłem. – Nadal wiele kobiet za mną wzdycha. – My, wampiry jako, że jesteśmy na swój sposób piękni tak mamy. – Powiedział spokojnie.
- Co on właściwie myśli? - spytałam z ciekawości, dochodząc do wniosku, że przy najbliższej okazji wyłożę Kewinowi kawę na ławę.
- Tak bieżąco, o tym, czy ma u ciebie jakiekolwiek szanse - odparł Edward.
Włączyłam komputer i odpisałam na maila od Renee. Następnie weszłam na stronę Facebooka. Zaklęłam, gdyż zobaczyłam zaproszenie do grona znajomych od naszego psychologomaniaka oraz komentarz pod moim zdjęciem
.
Kliknęłam na przycisk odrzuć zaproszenie.
Nie miałam zamiaru mieć z nim żadnego kontaktu na portalach społecznościowych.
Napisałam mu jednak wiadomość o następującej treści.
Kewin, nie masz co się trudzić. Gdybyś nie wiedział, jestem żoną Edwarda i nie mam zamiaru go zdradzić z nikim.
Zapomnij o mnie jako o potencjalnej partnerce.
Tak będzie dla ciebie najlepiej.
Kocham tylko Edwarda.
Kliknęłam wyślij.
 - Mogę zerknąć?
Drgnęłam na dźwięk głosu ukochanego.
- Jasne – odparłam.
Zajrzał mi przez ramię.
- No, no - mruknął z aprobatą. - Czuję jednak, że on nie odpuści.
- Niech się wypcha! - zawołałam. - Napisałam mu prawdę, ot co.
- Spokojnie. – Edward wyczuł, że byłam gotowa choćby za chwilę wtargnąć do pokoju Kewina i zwyczajnie na niego nawrzeszczeć.
- Ale tutaj się nie da spokojnie. – Powiedziałam czując, że wzbierający we mnie gniew szuka jakiegoś ujścia.
Zastanawiałam się, czy Kewin w ogóle przejmie się tym, co mu napisałam, z niecierpliwością czekałam na odpowiedź.
W końcu nadeszła:
- Nie potrafię - przeczytałam.
- To nie jego wina - powiedziałam, odzyskując nagle panowanie nad emocjami. - Ale dlaczego wciąż mnie męczy? To już jest... Chore
.
- Poczekaj. – Mogę? – Edward spojrzał znacząco na ekran mojego laptopa.
- Jasne. – Odparłam, a on jedną ręką podniósł komputer i położył go sobie na kolanach.
Wylogował się z mojego profilu na facebooku i zalogował się na swój własny.
Po chwili zobaczyłam, jak na ekranie pojawiają się następujące słowa.
Cześć Kewin.
Wiem, że to nie jest rozmowa na portal społecznościowy, ale nie mam obecnie czasu, by do ciebie zajrzeć.
Nie chcę się z tobą kłucić, to nie leży w mojej naturze, ale chciałbym, żebyś dał Belli spokój.
Sama ci napisała, że nie masz u niej szans, a mnie zależy tylko na jej szczęściu, więc proszę cię, nie narzucaj się jej.
Ją to męczy, a ja czuję się z tym równie źle co ona.
Spojrzałam jeszcze raz na słowa, które Edward napisał. Nic nie powiedziałam.
- Zobaczymy - podsumowałam.
Mój mąż wyłączył sprzęt
.
- Mam nadzieję, że na coś się przydam, bo ostatnio jakoś nie potrafię ci w ogóle pomóc. – Powiedział patrząc na siebie ze wstrętem.
- Przestań. – Odrzekłam patrząc na niego uważnie.
- Bello, mówię prawdę. – Nie zaprzeczaj.
- A właśnie, że zaprzeczę - zaoponowałam. - Sam fakt, że jesteś…
- Dokończ. – Poprosił.
Mój umysł był zamknięty. Uznałam, że żadne słowa nie będą w stanie oddać moich uczuć, więc po prostu cofnęłam tarczę.
- Ah tak. – Rozumiem. – Powiedział w zamyśleniu.
- Ale nie zgadzam się z tobą. – Dodał.
- -A miałam nadzieję, że wreszcie przestaniesz patrzeć na siebie tak krytycznie – westchn ęłam.
- Bello, a co, mam udawać, że jestem genialnym terapeutą?
- Nie musisz udawać, bo jesteś – odpowiedziałam, posyłając mu spojrzenie w stylu: nie drażnij kota.
- Słucham, pani Cullen?
- Mam wrażenie, że nie rozumiesz mowy ludzkiej, panie Cullen – odparłam.
- Chyba wampirzej, damo mego serca.
Parsknęłam śmiechem.
- Ranisz moje uczucia – zganił mnie.
- Błagam o wybaczenie – zrobiłam niewinną minę.
- Czuję się lekceważony.
- Padłam przed nim na kolana.
- Przepraszam, nie miało tak być.
- Brzmi to prawie przekonująco – ocenił.
- Jak możesz? – jęknęłam, udając, że zaraz się rozpłaczę.
- Przede wszystkim wstań!
Puściłam jego rozkaz mimo uszu.
 Odczekał chwilę, po czym najzwyczajniej w świecie wziął mnie na ręce.
- Zmiękłeś jednak? Jestem zaszczycona faktem, że podziałał na ciebie mój urok osobisty. Po raz pierwszy nie na odwrót, sukces.
- Bello, urzekłaś mnie swoim urokiem w chwili, w której cię poznałem - rzekł.
- Czarujesz - mruknęłam.
- Wcale nie - powiedział, w jego głosie dało się wyczuć smutek.
-Nie wierzysz mi? - dodał.
- Nie mam w co wierzyć, bo uważam, że przesadzasz.
Edward spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Bello, wciąż siebie nie doceniasz.
- Przestań, nie masz racji, bo ty chciałbyś, żebym uważała się za ideał.
- Nie. Chodzi mi o to, że nie dostrzegasz swoich zalet - odparł.
Musiałam zadać to pytanie.
- Czy w ogóle widzisz moje wady?
Zamyślił się na moment.
- - Jesteś za bardzo uparta.
- I tylko to? Wzrok to ty masz dobry, ale twoje serce jest ślepe - odparowałam.
- I co? Koniec kariery mistrza ciętej riposty?
Nie zareagował na mój komentarz. Pomyślałam, że może jednak posunęłam się za daleko.
- Zasmuciłam cię?
Ponieważ milczał, podeszłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu. Przyciągnął
mnie do siebie i mocno przytulił. Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy. Tę romantyczną
sesję, jeszcze zanim na dobre się rozpoczęła, przerwał wpad Jessicy.
- Chcecie herbaty? - spytała.
Zobaczywszy pozę, w jakiej jesteśmy, wyraźnie się zmieszała.
- Yyy... Już wam nie przeszkadzam - bąknęła i wycofała się.
Spojrzałam na nią.
- Nie przeszkadzasz. – Już idziemy. – Powiedziałam, a następnie poszliśmy za nią.