Rozdział 38
Rano podniosłem się z łóżka czując, że słońce świeci tego
dnia wyjątkowo mocno.
Ubrałem się nie patrząc właściwie na to, co na siebie
wkładam i uruchomiłem komputer.
Włączyłem klienta facebooka, którego aktualizację musiałem
pobrać uprzednio z Mac App Store i spojrzałem na wpisy znajomych, które nie
zaciekawiły mnie jednak szczególnie.
Zobaczyłem wiadomość od Belli i wbiłem w nią wzrok.
„Cześć.
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale musiałam
ogarnąć wszystko na tej uczelni.
Spokojnie mogę powiedzieć, że jest tu gorąco jak w piekle.
Oczywiście staram się nie wychodzić na zewnątrz w pełnym
słońcu, czyli staram się być grzeczną dziewczynką.
Poznałam tu jedną ciekawą dziewczynę, która jakoś ode mnie
nie ucieka, może dlatego, że nie wie kim jestem.
To chyba na tyle.
Kocham cię i tęsknię za tobą.”
Gdy ją przeczytałem poczułem się znacznie lepiej.
Postanowiłem po prostu zadzwonić do Belli, bo właściwie sam
nie wiedziałem, co mógłbym napisać.
Rano podniosłam się mając nadzieję, że moje tęczówki mają
dostatecznie jasną barwę, by nie wzbudzać podejrzeń u ludzi.
Przejrzałam się w lustrze szczególnie krytycznym wzrokiem
oglądając moją twarz.
Nie zauważywszy niczego niepokojącego spojrzałam przez okno.
Zapowiadał się deszczowy dzień, a zwiastował to nie tylko
widok zza okna, ale i uczucie dużej wilgotności powietrza.
Usiadłam na łóżku zastanawiając się co właściwie robić, bo
na badania w teren miałam wyruszyć dopiero za kilka godzin.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Tak? – Zapytałam.
- Witaj. – Usłyszałam niski głos.
- Edward? – Zapytałam lekko zszokowana.
- Tak, a któż by inny? – Odparł mężczyzna, a w jego głosie
dało się wyczuć nutkę rozbawienia.
- Wiesz, zastanawiam się po prostu czy opłaty, które
ponosisz dzwoniąc na inny kontynent cię nie obchodzą. – Powiedziałam
uśmiechając się sama do siebie.
- Tak masz rację, nie obchodzą mnie, bo najważniejsze jest
to, że słyszę ciebie, a nie to ile za to płacę. – Odparł.
- No tak. – Zwłaszcza, jeśli masz siostrę przewidującą ruchy
na giełdach. – Powiedziałam nadal się śmiejąc.
- O tak. – Zdolności Alice bardzo się przydają. – Odparł.
Po chwili skończyliśmy rozmawiać, a ja znów nie wiedziałam
co ze sobą zrobić.
Nagle do pokoju weszła Emily, której twarz rozświetlał
uśmiech.
- Co się dzieje? – Zapytałam spoglądając na nią trochę
podejrzliwie.
- Nic – Po prostu dziś wieczorem jest bal, który organizuje
ostatni rok.
- Bal? – Zapytałam ucieszywszy się na samą myśl.
- Tak. – Odparła moja współlokatorka.
Moja wesołość nie trwała jednak długo, bo chwilę potem
uświadomiłam sobie, że mój partner jest wiele kilometrów stąd, więc o walcu czy
innym tańcu z prawdziwego zdarzenia mogłam zapomnieć.
Uświadomiwszy sobie jakie mam dziś zajęcia postanowiłem się
po prostu na nich nie pojawić.
Wyruszyłem w drogę do Forks.
Po kilku godzinach byłem już na miejscu.
- Witaj synu. – Powiedział Carlisle na mój widok.
- Cześć. – Odparłem uśmiechając się do wszystkich.
Rosalie podeszła do mnie i spojrzała na mnie tak, jakby
doskonale wiedziała co czuję, a Emmett uścisnął mi dłoń.
Po jakiejś godzinie zdecydowałem, że pojadę do Lapush, żeby
zobaczyć się z Sethem.
W rezerwacie znalazłem się po dwudziestu minutach.
Wilk o czekoladowej sierści obwąchał mnie i zaszczekał
przyjaźnie.
Wiedziałem, że to Quil, który obecnie darzył mnie dużo
bardziej przychylnymi uczuciami niż kiedyś.
Poszedłem do domu Clearwaterów.
Seth siedział na kanapie wgapiając się w telewizor.
- Cześć Edward. – Powiedział na mój widok.
- Hej. – Odparłem spoglądając na niego.
- Czyżbyś znowu urósł? – Zapytałem uśmiechając się.
Obecnie Seth i ja byliśmy tego samego wzrostu.
- Jak widać tak. – Odparł odwzajemniając uśmiech.
- Ness zabardzo nie rozrabia? – Zapytałem.
- Nie, skąd. – Odparł Seth.
Po dwóch godzinach obaj wybraliśmy się na polowanie.
Seth zabił potężnego samca niedźwiedzia, a ja zadowoliłem
się pumą.
- Od kiedy lubisz surowe mięso? – Zapytałem uśmiechając się
filuternie.
- Od zawsze. – Odparł Seth.
Gdy minęła kolejna godzina postanowiłem, że czas wrócić na
uczelnię, żeby jutro rano być gotowym na zajęcia.
Wieczorem uznałam, że nie muszę jakoś szczególnie szykować
się na bal, bo i bez tego moja uroda powali pewnie wszystkich z roku i nie
tylko, tak właściwie wcale mi na tym nie zależało, bo i tak Edwarda ze mną nie
było.
Gdy ja i Emily weszłyśmy na salę balową oczy wszystkich
mężczyzn zwróciły się w moim kierunku.
- Witaj. – Jestem Thomas Andrew – Powiedział mężczyzna o
ciemnych włosach i szarych oczach.
Był wysoki i nawet przystojny, ale w porównaniu do Edwarda
był nikim.
- Mogę cię prosić do tańca? – Zapytał uprzejmie.
- Tak. – Odparłam z grzeczności.
Ruszyliśmy na parkiet.
Walc angielski w wykonaniu Thomasa był koszmarem.
Chłopak wciąż gubił kroki, a o zasadzie, że to partner
prowadzi w tańcu chyba zupełnie zapomniał.
Gdy tylko piosenka się skończyła odeszłam od chłopaka i
usiadłam na krześle.
Przez resztę balu żaden mężczyzna do mnie nie podszedł, bo
wszyscy byli onieśmieleni.
Thomas tańczył z Emily, która wyglądała na bardzo szczęśliwą
będąc w jego ramionach.
Kilka godzin później przyszłyśmy do pokoju, a dziewczyna
wciąż mówiła o ty, jak Thomas świetnie tańczy i jakim jest wspaniałym facetem.
- Nie sądzę. – Powiedziałam.
- Ja bym na niego uważała. – Prawie go nie znasz.
Emily zachowywała się tak, jakby moje słowa jej nie
obchodziły, więc dałam spokój.
Położyłam się na łóżku i po raz kolejny podczas mojego
pobytu tutaj wpatrywałam się w sufit myśląc o moim ukochanym.
O niee, ja bym z takim walca nie chciała tańczyć :D
OdpowiedzUsuńAle Emily się chyba podobało. Ciekawe co z tego wyjdzie.
Życzę weny na dalszy ciąg.