Rozdział 35
Po słowach mojego męża natychmiast opuściłam tarczę, bo
wiedziałam, że o moich planach nie może się dowiedzieć, bo zbyt mocno by go to
zraniło.
Ale być może go nie doceniałam? Być może by sobie z tym
poradził?
Tego nie wiedziałam i jak na razie nie zamierzałam sprawdzać
jego wytrzymałości.
Poszłam do dziekanatu pragnąc jednocześnie dwóch rzeczy.
Z jednej strony chciałam, żeby propozycja mojego wyjazdu na
badania została odrzucona, ale z drugiej strony chciałam się rozwijać naukowo,
a ten wyjazd by mi w tym pomógł.
Weszłam do pomieszczenia zastanawiając się w jakim stanie z
niego wyjdę.
- Pani Cullen, jest pani nareszcie. – Powiedział starszy
mężczyzna siedzący za biórkiem.
- Tak. – Edward przekazał mi, że chciał mnie pan widzieć. –
Odparłam usiłując utrzymać z nim kontakt wzrokowy.
- Otóż chciałem pani powiedzieć, że pani prośba o wyjazd
dotyczący pani pracy magisterskiej została rozpatrzona pozytywnie. –
Powiedział, a pode mną ugięły się kolana.
- Dziękuję za informację. – Powiedziałam próbując powstrzymać
grymas jednoczesnego bólu i zadowolenia, który pojawiał się na mojej twarzy.
Wyszłam nie wiedząc jak przekazać tą wiadomość Edwardowi.
Nie wiedziałam, jak zareaguje i czy przyjmie to w zwykły dla
siebie sposób.
Liczyłam na jego spokój, bo w tym wypadku nie chciałam, żeby
zbyt mocno cierpiał, z resztą tak jak w każdym innym.
Do wyjazdu miałam jeszcze dwa tygodnie, więc chciałam
poczekać z przekazaniem mu informacji do wyjazdu Renee.
Mama miała wyjechać jutro, więc nie musiałam go długo
trzymać w niepewności, bo i dla mnie samej miała być to trudna rozmowa.
Po wyjeździe Renee następnego dnia poszłam z Edwardem na
spacer.
- Muszę ci coś powiedzieć. – Zaczęłam patrząc mu prosto w
twarz.
- Tak? – Zapytał spoglądając na mnie uważnie.
- Muszę wyjechać. – Powiedziałam chwytając go za rękę.
- Dlaczego? – Zapytał spokojnie.
- To wyjazd naukowy, dotyczący mojej pracy magisterskiej. –
Odparłam czując, że zadaje mu właśnie bolesny cios.
- Rozumiem. – Odparł beznamiętnym tonem.
Czułam, że jego mięśnie się napięły, a twarz była
nieprzenikniona.
Nie wiedziałam właściwie, jak to przyjął, dopóki nie ujął
mojej twarzy w dłonie i nie złożył na mych ustach długiego pocałunku.
Czułam, że boli go to, że dopiero teraz mu o tym mówię, ale
jednocześnie całym sercem jest przy mnie i pragnie mojego szczęścia, a jeśli
ten wyjazd ma mi je zapewnić to jest gotowy znieść wszystko, byle tylko mnie
się udało.
- Przepraszam, najdroższy. – Powiedziałam patrząc mu znów
prosto w oczy, które nie zdradzały żadnych uczuć.
- Nie przepraszaj. – Wiem, że tego chcesz, a ja zrobię
wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Po jego słowach moje oczy zrobiły się suche i zaczęłam
szlochać wtulona w niego jak małe dziecko.
- Nie płacz, Już dobrze.
- Ale ja nie chcę cię zostawiać. – Powiedziałam odszukując jego
usta swoimi własnymi i całując go delikatnie.
- Nie zostawiasz mnie, kochanie. – Wyjeżdżasz, ale gdy
wrócisz znów będziemy razem, a ja nigdy o tobie nie zapomnę, moja jedyna
miłości.
Spojrzałam na niego oczami pełnymi bólu i gdy nasze
spojrzenia się spotkały poczułam się trochę lepiej, ale zarazem i gorzej
wiedząc, że już niedługo nie będzie mi dane patrzeć w te oczy, słyszeć tego
głosu i czuć dotyku tych dłoni.
- Bello. – Nie myśl o tym, na razie wciąż jesteśmy razem. –
Powiedział spoglądając na mnie z czułością.
Ruszyliśmy w drogę powrotną, a ja wciąż patrzyłam na niego,
wsłuchiwałam się w rytm jego oddechu, przyglądałam się uważnie rysom jego
twarzy, by dobrze je zapamiętać.
Gdy weszliśmy do domku wzrok Jessicy od razu padł na mnie.
- Co się dzieje Bello? – Zapytała widząc najprawdopodobniej
wyraz mojej twarzy.
- Chodź ze mną na spacer, to wszystko ci wyjaśnię. –
Odparłam.
- Dopiero wróciłaś. – Powiedziała zdziwiona.
- Mi to nie przeszkadza, mogę iść. – Mruknęłam.
- Edward, zajmiesz się małą? – Zapytała.
- Oczywiście. – Odpowiedział.
Wyszłyśmy w las.
- Co się dzieje? – Ponowiła swoje pytanie Jess.
- Muszę wyjechać, a nie chcę zostawiać Edwarda. – Odparłam
cicho czując, że znów chcę płakać, gdy tylko wypowiedziałam imię ukochanego.
- Rozumiem. – Powiedziała patrząc na mnie ze współczuciem.
Długo szłyśmy milcząc, każda z nas była pogrążona we
własnych myślach.
Wróciłyśmy po paru długich godzinach, albo to tylko mi
wydawały się one godzinami.
Mała spała, a Edward był pogrążony w lekturze.
Podeszłam do niego i dotknęłam jego dłoni spoczywającej na
blacie biórka.
Podniósł wzrok znad książki i gdy zobaczył, że to ja wstał i
chwycił mnie w ramiona.
Poszedł ze mną do pokoju, usadził mnie sobie na kolanach, a
ja siedząc oparta o jego tors czekałam na kolejny ruch z jego strony.
On patrzył tylko na mnie gładząc mnie po włosach i twarzy.
Nic nie mówiłam pogrążając się zupełnie w odbieraniu
bodźców, które dzięki temu do mnie docierały.
Czułam, że mam przy sobie osobę, która kocha mnie ponad
wszystko i jest dla mnie w stanie poświęcić wszystko co posiada, byle tylko
sprawić, żebym była szczęśliwa.
- Nie zasługuję na ciebie. – Powiedziałam po chwili.
- Co takiego? – Zapytał łagodnie.
- Nie zasługuję na ciebie. – Powtórzyłam.
- Co ty wygadujesz? – Zapytał wciąż opanowanym głosem.
- Ty jesteś w stanie się poświęcić, pogodzić się z tym, że
chcę wyjechać, byle tylko mnie uszczęśliwić, a ja? – A ja nie potrafię
zrezygnować z wyjazdu, żeby nie ranić ciebie.
- Nie ranisz mnie, będzie mi ciężko, to prawda, ale wiem, że
wrócisz i z tą myślą będę rozpoczynał i kończył każdy dzień. – Powiedział.
Wciąż patrzyłam na niego niezdolna do wypowiedzenia
jakiegokolwiek zdania.
Wszystkie słowa wydawały mi się zbyt proste, nie było
takich, którymi mogłabym podziękować mu za to, co dla mnie robił i za to, jaki
był.
- Kocham cię... - szepnęłam, wtulając twarz w jego włosy.
- Ja ciebie też, skarbie - odparł.
Tak często to powtarzaliśmy, że teraz zabrzmiało to niemal
jak jakaś ustalona urzędowa formuła.
Gdy zdałam sobie z tego sprawę mimowolnie parsknęłam
śmiechem, a następnie podniosłam tarczę, żeby Edward zrozumiał bez wypowiadania
słów co mnie tak rozbawiło.
- Rozumiem. – Mruknął, a na jego twarzy pojawił się ledwie
dostrzegalny uśmiech.
- U nas to nigdy nie stanie się formułą - powiedział
uroczystym tonem.
Spojrzałam na niego zastanawiając się co jeszcze mogę
powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Nie było słów, którymi byłabym w stanie wyrazić uczucia
jakimi go darzyłam, tak więc patrzyliśmy sobie tylko w oczy, żadne słowa nie
były tu potrzebne.
Nie wiedziałam jak damy sobie radę bez siebie, ale byłam
pewna, że nasza miłość przetrwa wszystko.
Cudowny rozdział!!!!!wow!!!!!Aż brak słów mi na opisanie moich odczuć co do rozdziału!!!!:):):)Jednak jestem strasznie ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy ??;Jestem zachwycona z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:) oby był w miarę szybko bo już nie mogę się doczekać!!!!!!:)Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Bella i Edward przetrwają rozstanie, a później będą znowu razem.
I to mi się podoba w Edwardzie, że nie zatrzymuje Belli tylko zgadza się na wyjazd, żeby ona była szczęśliwa.
I czekam na fragmenty z punktu widzenia Edwarda :D .