Rozdział 40
Zdecydowałam, że nie wrócę pomimo nalegania Edwarda,
istniała w prawdzie możliwość, że sam po mnie przyjedzie, ale wtedy tylko
szczera rozmowa mogła pomóc.
Emily właściwie nie wychodziła poza nasz pokój, co wcale
mnie jakoś nie dziwiło, bo sama po tym co się stało nie zachowywałabym się
inaczej.
Thomas sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego i
dumnego ze swojego czynu.
Zastanawiałam się, czy ktoś oprócz mnie wie co zrobił Emily,
bo jakoś nikt nie patrzył na niego potępiająco, albo chociażby karcąco.
Minęły dwa dni od mojej rozmowy z Bellą.
Nie dawała znaku życia, a ja wciąż nie mogłem się uspokoić.
Pomimo działania Jaspera ciągle chodziłem zdenerwowany i nie
mogłem się na niczym skupić.
Martwiłem się o nią i wiedziałem, że muszę tam pojechać.
- Halo? – Zapytałem, gdy późnym wieczorem rozległ się
dzwonek mojego telefonu.
- Edward, nie przyjadę, nie martw się o mnie, nic mi nie
jest, a nie mogę tak zostawić Emily.
Bella się rozłączyła.
- Bella? – Zacząłem ponowną rozmowę.
- Naprawdę się o mnie nie bój. – Powiedziała spokojnym
głosem.
- Dobrze… - Postaram się, obiecuję. – Odparłem czując, że ta
obietnica nie powinna zostać złożona, bo nie potrafiłem o niej nie myśleć i się
o nią nie martwić.
Na szczęście miałem Alice, do której zaraz poszedłem.
- Co się stało braciszku? – Zapytała wesoło.
- Mam do ciebie prośbę. – Odpowiedziałem.
- No to mów, mów.
- Otóż, Alice proszę cię, żebyś zwróciła w swoich wizjach
szczególną uwagę na Bellę i na niejakiego Thomasa Andrew. – Da się zrobić?
- No jasne. – Odparła.
Wiedziałem, że na nią zawsze mogę liczyć.
Wyszedłem mając nadzieję, że jej wizje nie przyniosą złych
wieści.
Następne dni nie były w żaden sposób jakieś szczególne.
Chodziłam na wykłady, a wieczorami siedziałam z Emily.
Biedna dziewczyna nie mogła się po tym wszystkim pozbierać.
Dużo płakała, a ja czułam obrzydzenie do samej siebie, bo
wiedziałam, że nie mogę jej pomóc.
Andrew wodził wzrokiem za dziewczynami szikając dla siebie
kolejnej ofiary, ale jakoś żadna nie zwracała na niego uwagi.
Może wszystkie myślały, że wciąż coś łączy go z Emily i że
to jej tak poszukuje wzrokiem?
Jakiś miesiąc później Emily zdecydowała, że zacznie powoli
znów wdrażać się w życie uczelni, ale już pierwszego dnia obie przekonałyśmy
się, że nie był to dobry pomysł.
Gdy tylko dziewczyna pojawiła się na korytarzu w ślad za nią
ruszył Thomas.
- Hej, laleczko, chcesz powtórzyć? – Zapytał śmiejąc się
przy tym obrzydliwie.
Emily natychmiast iciekła w stronę naszego pokoju, a ja
podeszłam do jej dręczyciela.
- Mógłbyś ją w końcu zostawić? – Zapytałam zaciskając zęby.
- O, waleczna jesteś, i nawet ładniejsza od niej wiesz? –
Może spotkamy się wieczorem w bibliotece? – Zapytał.
- Hętnie. – Odparłam.
Chciałam z nim pogadać na temat tego, co zrobił Emily, a
jeśli zajdzie taka potrzeba mogłam nawet użyć wobec niego siły.
Tego dnia od samego rana czułem, że coś się wydarzy.
Chodziłem bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek ostatnimi
czasy i nawet zdolności Jaspera nie były w stanie mnie uspokoić.
Poszedłem na wykłady chcąc się trochę od tego oderwać, ale
słowa profesora w ogóle do mnie nie docierały.
Zastanawiałem się, co wywoływało ten stan, ale nic poza tym,
że martwiłem się o Bellę nie przychodziło mi do głowy.
Wieczorem nie mówiąc nic Emily wyszłam z pokoju i udałam się
do biblioteki.
Thomas już na mnie czekał.
Był ubrany w ciemne spodnie i białą koszulę.
Zastanawiałam się, po co ubrał się aż tak odświętnie, może
myślał, że czeka go noc jego życia?
- Słuchaj, przejdźmy od razu do rzeczy. – Zaczęłam.
- Oh tak, więc chciałem powiedzieć ci, że jesteś bardzo
piękną kobietą i że… mam na ciebie ochotę. – Powiedział spoglądając na mnie jak
na coś do jedzenia.
- Nie zapędzasz się za daleko? – Zapytałam.
- Przecież sama tego chcesz. – Powiedział, a następnie zbliżył
się do mnie, a ręką zaczął wodzić po moich piersiach i odszukiwać guziki od
bluzki.
Może i byłam nadludzko silną wampirzycą, ale byłam też
kobietą.
Mięśnie mi zesztywniały, zupełnie zapomniałam o tym ile mam
siły, a umysł podsuwał mi tylko jedno uczucie, strach.
Nagle do mojego pokoju wpadła Alice.
- Edward. – Wynajęłam ci już samolot, który wyląduje pod
samą uczelnią Belli. – Musisz tam pojechać. – Ktoś… Ktoś próbuje ją zgwałcić.
Gdy wykrztusiła te słowa spojrzałem na nią dziękując za
pomoc i bez zmiany jakichkolwiek ubrań wyszedłem.
Wsiadłem do wynajętego odrzutowca, który natychmiast po tym,
jak znalazłem się na pokładzie wzbił się w powietrze.
- Będzie nam dobrze jak w niebie. – Usłyszałam głos Thomasa.
- Nie, nic nie będzie, ja mam męża. – Powiedziałam usiłując
zachować resztki spokoju.
- Dobrze wiem, że tego chcesz. – Powiedział i włożył mi rękę
pod biustonosz.
Szybko odepchnęłam jego dłoń, a następnie z łatwością
oddaliłam jego ciało od mojego.
Mężczyzna nie zrozumiał co chciałam mu w ten sposób
przekazać i wciąż próbował się do mnie dobierać.
- Pomocy! – Krzyknęłam, bo nie wiedziałam co robić.
Dobrze wiedziałam, że nie miałam na tyle dobrej
samokontroli, żeby zacząć z nim walczyć, więc siedziałam jak sparaliżowana
czekając na czyjąś reakcję.
- Pomocy! – Niech mi ktoś pomoże! – Ponowiłam.
Po upływie pół godziny lądowałem już przed uczelnią Belli.
Pierwszą rzeczą, którą usłyszałem był krzyk.
Gdy uświadomiłem sobie, że to właśnie Bella wybiegłem z samolotu
i popędziłem wprost do budynku.
Zacząłem lokalizować ją węchem.
Trop był najwyraźniejszy w okolicach biblioteki.
Widok, który zastałem gdy otworzyłem drzwi po prostu mnie
zaszokował.
Bella leżała na ziemi, a nad nią pochylał się jakiś facet.
- Edward? – Wykrztusiła słabym głosem.
Nie odezwałem się, tylko po prostu podszedłem.
Jedną ręką schwyciłem jej oprawcę i przerzuciłem go sobie
przez ramię.
- Puść mnie! – Wrzasnął przeraźliwie.
- To ty nie dotykaj mojej żony. – Powiedziałem zaciskając
palce na jego gardle.
- To ty jesteś jej mężem?
- A żebyś wiedział. – I dobrze ci radzę, zostaw ją, bo jeśli
jeszcze raz zrobisz jej jakąś krzywdę, to osobiście cię zabiję, chociaż już
teraz powinienem to zrobić, ale zwykle daję ludziom drugą szanse, bo wierzę w
ich przemianę.
Po tych słowach jeszcze mocniej zacisnąłem dłonie na jego
szyi, aż cały zsiniał.
- I pamiętaj, jeśli ktoś by cię pytał, co ci się stało, to
powiedz, że pobiłeś się z innym studentem, zrozumiano bydlaku? – Zapytałem,
chociaż właściwie znałem jego odpowiedź.
- Tttttak. – Wyjąkał.
Znów schwyciłem go jedną ręką i rzuciłem przed siebie tak,
żeby rozcięcie na głowie nie było duże, bo nie chciałem dopuścić do wielkiego
rozlewu krwi.
Facet stracił przytomność, a ja podszedłem do Belli, która
wciąż leżała w drugim końcu pomieszczenia.
- Coś ci zrobił? – Zapytałem biorąc ją na ręce i przytulając
do siebie.
- Chyba nie. – Odpowiedziała patrząc na mnie z
niedowierzaniem.
- Skąd wiedziałeś? – Dodała po chwili.
- Teraz to nieważne. – Powiedziałem i wyniosłem ją z
pomieszczenia, a następnie z budynku.
Szybko dolecieliśmy odrzutowcem na teren naszej uczelni.
- Edward, skąd wiedziałeś? – Bella ponowiła swoje pytanie.
- Od Alice, ale to nieważne, najważniejsze, że nic ci nie
jest i że jesteś bezpieczna. że jesteś bezpieczna.