sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 40



Rozdział 40

Zdecydowałam, że nie wrócę pomimo nalegania Edwarda, istniała w prawdzie możliwość, że sam po mnie przyjedzie, ale wtedy tylko szczera rozmowa mogła pomóc.
Emily właściwie nie wychodziła poza nasz pokój, co wcale mnie jakoś nie dziwiło, bo sama po tym co się stało nie zachowywałabym się inaczej.
Thomas sprawiał wrażenie bardzo z siebie zadowolonego i dumnego ze swojego czynu.
Zastanawiałam się, czy ktoś oprócz mnie wie co zrobił Emily, bo jakoś nikt nie patrzył na niego potępiająco, albo chociażby karcąco.

Minęły dwa dni od mojej rozmowy z Bellą.
Nie dawała znaku życia, a ja wciąż nie mogłem się uspokoić.
Pomimo działania Jaspera ciągle chodziłem zdenerwowany i nie mogłem się na niczym skupić.
Martwiłem się o nią i wiedziałem, że muszę tam pojechać.
- Halo? – Zapytałem, gdy późnym wieczorem rozległ się dzwonek mojego telefonu.
- Edward, nie przyjadę, nie martw się o mnie, nic mi nie jest, a nie mogę tak zostawić Emily.
Bella się rozłączyła.
- Bella? – Zacząłem ponowną rozmowę.
- Naprawdę się o mnie nie bój. – Powiedziała spokojnym głosem.
- Dobrze… - Postaram się, obiecuję. – Odparłem czując, że ta obietnica nie powinna zostać złożona, bo nie potrafiłem o niej nie myśleć i się o nią nie martwić.
Na szczęście miałem Alice, do której zaraz poszedłem.
- Co się stało braciszku? – Zapytała wesoło.
- Mam do ciebie prośbę. – Odpowiedziałem.
- No to mów, mów.
- Otóż, Alice proszę cię, żebyś zwróciła w swoich wizjach szczególną uwagę na Bellę i na niejakiego Thomasa Andrew. – Da się zrobić?
- No jasne. – Odparła.
Wiedziałem, że na nią zawsze mogę liczyć.
Wyszedłem mając nadzieję, że jej wizje nie przyniosą złych wieści.

Następne dni nie były w żaden sposób jakieś szczególne.
Chodziłam na wykłady, a wieczorami siedziałam z Emily.
Biedna dziewczyna nie mogła się po tym wszystkim pozbierać.
Dużo płakała, a ja czułam obrzydzenie do samej siebie, bo wiedziałam, że nie mogę jej pomóc.
Andrew wodził wzrokiem za dziewczynami szikając dla siebie kolejnej ofiary, ale jakoś żadna nie zwracała na niego uwagi.
Może wszystkie myślały, że wciąż coś łączy go z Emily i że to jej tak poszukuje wzrokiem?

Jakiś miesiąc później Emily zdecydowała, że zacznie powoli znów wdrażać się w życie uczelni, ale już pierwszego dnia obie przekonałyśmy się, że nie był to dobry pomysł.
Gdy tylko dziewczyna pojawiła się na korytarzu w ślad za nią ruszył Thomas.
- Hej, laleczko, chcesz powtórzyć? – Zapytał śmiejąc się przy tym obrzydliwie.
Emily natychmiast iciekła w stronę naszego pokoju, a ja podeszłam do jej dręczyciela.
- Mógłbyś ją w końcu zostawić? – Zapytałam zaciskając zęby.
- O, waleczna jesteś, i nawet ładniejsza od niej wiesz? – Może spotkamy się wieczorem w bibliotece? – Zapytał.
- Hętnie. – Odparłam.
Chciałam z nim pogadać na temat tego, co zrobił Emily, a jeśli zajdzie taka potrzeba mogłam nawet użyć wobec niego siły.

Tego dnia od samego rana czułem, że coś się wydarzy.
Chodziłem bardziej zdenerwowany niż kiedykolwiek ostatnimi czasy i nawet zdolności Jaspera nie były w stanie mnie uspokoić.
Poszedłem na wykłady chcąc się trochę od tego oderwać, ale słowa profesora w ogóle do mnie nie docierały.
Zastanawiałem się, co wywoływało ten stan, ale nic poza tym, że martwiłem się o Bellę nie przychodziło mi do głowy.

Wieczorem nie mówiąc nic Emily wyszłam z pokoju i udałam się do biblioteki.
Thomas już na mnie czekał.
Był ubrany w ciemne spodnie i białą koszulę.
Zastanawiałam się, po co ubrał się aż tak odświętnie, może myślał, że czeka go noc jego życia?
- Słuchaj, przejdźmy od razu do rzeczy. – Zaczęłam.
- Oh tak, więc chciałem powiedzieć ci, że jesteś bardzo piękną kobietą i że… mam na ciebie ochotę. – Powiedział spoglądając na mnie jak na coś do jedzenia.
- Nie zapędzasz się za daleko? – Zapytałam.
- Przecież sama tego chcesz. – Powiedział, a następnie zbliżył się do mnie, a ręką zaczął wodzić po moich piersiach i odszukiwać guziki od bluzki.
Może i byłam nadludzko silną wampirzycą, ale byłam też kobietą.
Mięśnie mi zesztywniały, zupełnie zapomniałam o tym ile mam siły, a umysł podsuwał mi tylko jedno uczucie, strach.

Nagle do mojego pokoju wpadła Alice.
- Edward. – Wynajęłam ci już samolot, który wyląduje pod samą uczelnią Belli. – Musisz tam pojechać. – Ktoś… Ktoś próbuje ją zgwałcić.
Gdy wykrztusiła te słowa spojrzałem na nią dziękując za pomoc i bez zmiany jakichkolwiek ubrań wyszedłem.
Wsiadłem do wynajętego odrzutowca, który natychmiast po tym, jak znalazłem się na pokładzie wzbił się w powietrze.

- Będzie nam dobrze jak w niebie. – Usłyszałam głos Thomasa.
- Nie, nic nie będzie, ja mam męża. – Powiedziałam usiłując zachować resztki spokoju.
- Dobrze wiem, że tego chcesz. – Powiedział i włożył mi rękę pod biustonosz.
Szybko odepchnęłam jego dłoń, a następnie z łatwością oddaliłam jego ciało od mojego.
Mężczyzna nie zrozumiał co chciałam mu w ten sposób przekazać i wciąż próbował się do mnie dobierać.
- Pomocy! – Krzyknęłam, bo nie wiedziałam co robić.
Dobrze wiedziałam, że nie miałam na tyle dobrej samokontroli, żeby zacząć z nim walczyć, więc siedziałam jak sparaliżowana czekając na czyjąś reakcję.
- Pomocy! – Niech mi ktoś pomoże! – Ponowiłam.

Po upływie pół godziny lądowałem już przed uczelnią Belli.
Pierwszą rzeczą, którą usłyszałem był krzyk.
Gdy uświadomiłem sobie, że to właśnie Bella wybiegłem z samolotu i popędziłem wprost do budynku.
Zacząłem lokalizować ją węchem.
Trop był najwyraźniejszy w okolicach biblioteki.
Widok, który zastałem gdy otworzyłem drzwi po prostu mnie zaszokował.
Bella leżała na ziemi, a nad nią pochylał się jakiś facet.
- Edward? – Wykrztusiła słabym głosem.
Nie odezwałem się, tylko po prostu podszedłem.
Jedną ręką schwyciłem jej oprawcę i przerzuciłem go sobie przez ramię.
- Puść mnie! – Wrzasnął przeraźliwie.
- To ty nie dotykaj mojej żony. – Powiedziałem zaciskając palce na jego gardle.
- To ty jesteś jej mężem?
- A żebyś wiedział. – I dobrze ci radzę, zostaw ją, bo jeśli jeszcze raz zrobisz jej jakąś krzywdę, to osobiście cię zabiję, chociaż już teraz powinienem to zrobić, ale zwykle daję ludziom drugą szanse, bo wierzę w ich przemianę.
Po tych słowach jeszcze mocniej zacisnąłem dłonie na jego szyi, aż cały zsiniał.
- I pamiętaj, jeśli ktoś by cię pytał, co ci się stało, to powiedz, że pobiłeś się z innym studentem, zrozumiano bydlaku? – Zapytałem, chociaż właściwie znałem jego odpowiedź.
- Tttttak. – Wyjąkał.
Znów schwyciłem go jedną ręką i rzuciłem przed siebie tak, żeby rozcięcie na głowie nie było duże, bo nie chciałem dopuścić do wielkiego rozlewu krwi.
Facet stracił przytomność, a ja podszedłem do Belli, która wciąż leżała w drugim końcu pomieszczenia.
- Coś ci zrobił? – Zapytałem biorąc ją na ręce i przytulając do siebie.
- Chyba nie. – Odpowiedziała patrząc na mnie z niedowierzaniem.
- Skąd wiedziałeś? – Dodała po chwili.
- Teraz to nieważne. – Powiedziałem i wyniosłem ją z pomieszczenia, a następnie z budynku.
Szybko dolecieliśmy odrzutowcem na teren naszej uczelni.
- Edward, skąd wiedziałeś? – Bella ponowiła swoje pytanie.
- Od Alice, ale to nieważne, najważniejsze, że nic ci nie jest i że jesteś bezpieczna. że jesteś bezpieczna.

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 39



Rozdział 39

Następny dzień powitał mnie zachmurzonym niebem.
Spoglądając za okno poczułem, że popadam w melancholię, która towarzyszyła mi ostatnio bardzo często.
- Hej. – Usłyszałem głos Jessicy, który brzmiał jakby z oddali.
- Yhm hej. – Odparłem nie odwracając głowy w jej stronę.
- Co się dzieje? – Usłyszałem pytanie.
- Nic, po prostu ta pogoda, jakoś nie nastraja mnie pozytywnie. – Odparłem w końcu podnosząc wzrok.

Rano spojrzałam na Emily, która wyglądała na naprawdę podekscytowaną.
- Co ci jest? – Zapytałam przyglądając się jej uważnie.
- Na wieczór jestem umówiona z Thomasem. – Odparła uśmiechając się.
- Ah tak. – To ten twój książę z bajki? – Zapytałam wypowiadając jadowicie trzy ostatnie słowa.
- O co ci chodzi? – Dziewczyna zmieniła nagle wyraz twarzy na zdziwiony.
- Po prostu ten facet mi się nie podoba. – Powiedziałam wciąż zachowując spokój.
- Nie podoba ci się? – A to tobie on się musi podobać? – Ty masz męża, ale jak masz ochotę na skok w bok, to proszę bardzo, poszukaj sobie kandydata!
Po tych słowach wszystko się we mnie zagotowało.
- Nie obrażaj mnie! – Do holery, nie mam ochoty na żaden skok w bok, a tobie po prostu dobrze radzę, bo czuję, że ten facet nie jest odpowiedni dla ciebie!
- Przepraszam. - Poniosło mnie. – Powiedziała.
- Dobrze rozumiem, a z tym Thomasem to zrobisz co zechcesz, to twoje życie. Tylko pamiętaj, że cię ostrzegałam.

Poszedłem na zajęcia chcąc jakoś oderwać się od przykrych myśli, gdy spotkałem Jaspera stojącego nad Kewinem i usiłującego wybić mu coś z głowy od razu przystanąłem, żeby sprawdzić o co chodzi.
Z myśli Kewina wynikało, że chciał pojechać do Belli i ją zobaczyć, bo za nią tęsknił.
- Słuchaj. – Mój brat, a jej mąż nie może się z nią zobaczyć, to niby czemu ty miałbyś mieć do tego prawo? – Usłyszałem mojego brata.
- Ale ja muszę ją zobaczyć. – Dobiegł mnie pełen rozpaczy głos Kewina.
- Ja też chciałbym ją zobaczyć. – Wtrąciłem się, nie mogąc dłużej stać spokojnie.
- Widzisz? – Człowiek, który naprawdę ją kocha nie może się z nią zobaczyć, a ty miałbyś mieć do tego prawo? – Jasper wciąż wyglądał na spokojnego.
- Błagam cię, przestań żyć tą wyimaginowaną  miłością. – Powiedziałem patrząc na Kewina.
- Ale ja ją…
Nie wytrzymałem potrzedłem do chłopaka i uderzyłem go w twarz.
Z nosa trysnęła obficie krew.
Ja i Jasper szybko ewakuowaliśmy się z tego miejsca, ponieważ mimo, że mieliśmy dobrą samokontrolę, to i tak wciąż mogło dojść do tragedii.
- Dlaczego to zrobiłeś? – Zapytał mnie Jazz usiłując utrzymać moje emocje na bezpiecznym poziomie.
- Nie wiem. – Nie wiem co mi się stało, nie wytrzymałem. – Odparłem spuszczając głowę.
- Edward, nie możesz tak reagować. – Wiem, że ciężko ci bez Belli i wiem, że takie zmiany nastrojów to u przedstawicieli naszej rasy norma, ale musisz starać się nad tym panować. – Powiedział Jasper, a mnie ogarnął spokój.
- Masz rację. – Muszę być twardy. – Powiedziałem i z dumnie podniesioną głową ruszyłem dalej.

Dzień upłynął mi na chodzeniu na wykłady i dwugodzinnym uganianiu się za szympansami w rezerwacie.
Wieczorem usiadłam do komputera z zamiarem porozmawiania z Edwardem.
Nie było go nigdzie, więc postanowiłam czekać, aż się udostępni i przez ten czas po prostu coś poczytać.
Późnym wieczorem do pokoju wróciła Emily, więc zamknęłam komputer żeby z nią porozmawiać.
- Jak było? – Zapytałam.
- Świetnie. – Thomas jest po prostu ideałem, a tak w ogóle to… świetnie całuje. – Odparła cała rozpromieniona.
- Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – Powiedziałam nie podzielając w pełni jej entuzjazmu.

Mijały dni.
Znajomość Emily i Thomasa zachodziła coraz dalej, a mnie zaczynało to przerażać.
Pewnego wieczoru dziewczyna po raz kolejny w przeciągu ostatnich pięciu tygodni wyszła spotkać się z Thomasem.
W tamtym momencie jeszcze nie wiedziałam jak to się skończy.

Tego wieczoru siedziałem przed komputerem bezmyślnie gapiąc się w ekran.
Po kilku godzinach takiego ślęczenia przed monitorem zdecydowałem, że zabiorę małą Jess i pójdę z nią na spacer.
Dziewczynka bardzo mnie lubiła, co napawało mnie sporym zdziwieniem, bo z regóły każdy człowiek wolał trzymać się ode mnie z daleka, ale być może już tak dobrze się kontrolowałem, że nie było po mnie widać kim jestem?
Wziąłem małą i ruszyłem w las.
Wśród drzew wciąż przemykały zwierzęta uciekając przede mną.
- One się ciebie boją? – Zapytała mała.
- Chyba tak. – Odparłem uśmiechając się do niej.
- Ale ty przecież nie jesteś straszny. – Powiedziała.
- Widocznie te zwierzątka myślą inaczej. – Powiedziałem.
- Kiedy wróci ciocia? – Zapytała dziewczynka patrząc na mnie tak, jakby sądziła, że jej ukochany wujek wie wszystko.
- Nie wiem. – Odpowiedziałem pragnąc w duchu, by było inaczej.
Po godzinie wróciliśmy.
W pokoju zastałem Jessicę siedzącą przed komputerem i czytającą jakąś wiadomość.
- Bella pisze, że u niej wszystko w porządku i każe przekazać, żebyś się o nią nie martwił. – Powiedziała, gdy tylko wszedłem.
Westchnąłem ciężko.
- Łatwo jej powiedzieć.
Poszedłem do pokoju i znów poddałem się rozmyślaniom.

Grubo po pierwszej w nocy usłyszałam trzaśnięcie drzwi i szloch.
- Emily? – Co się stało?
Dziewczyna stała w drzwiach, była cała pobita, a z jej oczu leciały obficie łzy.
- Boże, Emily, co się stało? – Wykrztusiłam na jej widok.
- On… on… on mnie…
Dalszą część wypowiedzi zagłuszył kolejny szloch i fala łez.
- Skrzywdził cię? – Zapytałam.
Czekałam, aż dziewczyna coś odpowie, ale odzewu nie było.
Przytuliłam ją do siebie, a następnie uniosłam delikatnie do góry i zaniosłam na łóżko.
- Czy ten facet coś ci zrobił? – Ponowiłam pytanie.
Ttttaaak! – Wykrztusiła pomiędzy atakami szlochów.
- Co takiego?: - Zapytałam zastanawiając się, co też ten ham mógł zrobić tej biednej dziewczynie.
- On mnie… on… mnie zgwałcił. – Wykrztusiła w końcu Emily.
Ręce mi opadły.
- Zgwałcił? – Powtórzyłam patrząc na nią z niedowierzaniem.
- Ttttaak! – Wyszlochała dziewczyna.
- Ja go… Zabije. – Warknęłam.
- Ale on był taki… wspaniały. – Powiedziała unosząc lekko powieki.
- Widzisz? – Miałam rację. – Powiedziałam.
- Wiem, przepraszam, że cię nie posłuchałam. – Odparła.
- No już ciii. – Już dobrze. – Powiedziałam przytulając ją lekko do siebie.
Po chwili ciszę przerwał dzwonek mojego telefonu.
- Tak?
- Witaj kochanie.
Gdy usłyszałam głos Edwarda zapragnęłam kontynuować tą rozmowę i chciałam, żeby był teraz przy mnie, bo nagle ogarnęła mnie panika, ale wiedziałam też, że nie mogę tak zostawić Emily.
- Wybacz, ale nie mogę teraz rozmawiać, bo na naszej uczelni grasuje jakiś gwałciciel i muszę go rozszarpać.
- Gwałciciel? – Usłyszałam jeszcze ostatnie pytanie Edwarda.

Gdy usłyszałem, że na uczelni, na której jest Bella grasuje jakiś maniak zapragnąłem go zabić, byle tylko nie zrobił krzywdy mojej ukochanej, ani żadnej innej kobiecie, chociaż jak zawsze na bezpieczeństwie Belli zależało mi najbardziej.
- Bella? – Powiedziałem, gdy po którymś z kolei sygnale moja żona odebrała telefon.
- Tak? – Zapytała.
- Jutro masz wrócić! – Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda, a jeśli sama tego nie zrobisz, przyjadę po ciebie.

Po rozmowie z Edwardem szczęka mi opadła.
Czyżby aż tak się o mnie martwił?
Byłam przecież wampirzycą i nikt, żaden człowiek nie mógł mi zagrozić.
Sama nie wiedziałam co robić.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 38



Rozdział 38

Rano podniosłem się z łóżka czując, że słońce świeci tego dnia wyjątkowo mocno.
Ubrałem się nie patrząc właściwie na to, co na siebie wkładam i uruchomiłem komputer.
Włączyłem klienta facebooka, którego aktualizację musiałem pobrać uprzednio z Mac App Store i spojrzałem na wpisy znajomych, które nie zaciekawiły mnie jednak szczególnie.
Zobaczyłem wiadomość od Belli i wbiłem w nią wzrok.

„Cześć.
Przepraszam, że tak długo się nie odzywałam, ale musiałam ogarnąć wszystko na tej uczelni.
Spokojnie mogę powiedzieć, że jest tu gorąco jak w piekle.
Oczywiście staram się nie wychodzić na zewnątrz w pełnym słońcu, czyli staram się być grzeczną dziewczynką.
Poznałam tu jedną ciekawą dziewczynę, która jakoś ode mnie nie ucieka, może dlatego, że nie wie kim jestem.
To chyba na tyle.
Kocham cię i tęsknię za tobą.”

Gdy ją przeczytałem poczułem się znacznie lepiej.
Postanowiłem po prostu zadzwonić do Belli, bo właściwie sam nie wiedziałem, co mógłbym napisać.

Rano podniosłam się mając nadzieję, że moje tęczówki mają dostatecznie jasną barwę, by nie wzbudzać podejrzeń u ludzi.
Przejrzałam się w lustrze szczególnie krytycznym wzrokiem oglądając moją twarz.
Nie zauważywszy niczego niepokojącego spojrzałam przez okno.
Zapowiadał się deszczowy dzień, a zwiastował to nie tylko widok zza okna, ale i uczucie dużej wilgotności powietrza.
Usiadłam na łóżku zastanawiając się co właściwie robić, bo na badania w teren miałam wyruszyć dopiero za kilka godzin.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu.
- Tak? – Zapytałam.
- Witaj. – Usłyszałam niski głos.
- Edward? – Zapytałam lekko zszokowana.
- Tak, a któż by inny? – Odparł mężczyzna, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę rozbawienia.
- Wiesz, zastanawiam się po prostu czy opłaty, które ponosisz dzwoniąc na inny kontynent cię nie obchodzą. – Powiedziałam uśmiechając się sama do siebie.
- Tak masz rację, nie obchodzą mnie, bo najważniejsze jest to, że słyszę ciebie, a nie to ile za to płacę. – Odparł.
- No tak. – Zwłaszcza, jeśli masz siostrę przewidującą ruchy na giełdach. – Powiedziałam nadal się śmiejąc.
- O tak. – Zdolności Alice bardzo się przydają. – Odparł.
Po chwili skończyliśmy rozmawiać, a ja znów nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Nagle do pokoju weszła Emily, której twarz rozświetlał uśmiech.
- Co się dzieje? – Zapytałam spoglądając na nią trochę podejrzliwie.
- Nic – Po prostu dziś wieczorem jest bal, który organizuje ostatni rok.
- Bal? – Zapytałam ucieszywszy się na samą myśl.
- Tak. – Odparła moja współlokatorka.
Moja wesołość nie trwała jednak długo, bo chwilę potem uświadomiłam sobie, że mój partner jest wiele kilometrów stąd, więc o walcu czy innym tańcu z prawdziwego zdarzenia mogłam zapomnieć.

Uświadomiwszy sobie jakie mam dziś zajęcia postanowiłem się po prostu na nich nie pojawić.
Wyruszyłem w drogę do Forks.
Po kilku godzinach byłem już na miejscu.
- Witaj synu. – Powiedział Carlisle na mój widok.
- Cześć. – Odparłem uśmiechając się do wszystkich.
Rosalie podeszła do mnie i spojrzała na mnie tak, jakby doskonale wiedziała co czuję, a Emmett uścisnął mi dłoń.
Po jakiejś godzinie zdecydowałem, że pojadę do Lapush, żeby zobaczyć się z Sethem.
W rezerwacie znalazłem się po dwudziestu minutach.
Wilk o czekoladowej sierści obwąchał mnie i zaszczekał przyjaźnie.
Wiedziałem, że to Quil, który obecnie darzył mnie dużo bardziej przychylnymi uczuciami niż kiedyś.
Poszedłem do domu Clearwaterów.
Seth siedział na kanapie wgapiając się w telewizor.
- Cześć Edward. – Powiedział na mój widok.
- Hej. – Odparłem spoglądając na niego.
- Czyżbyś znowu urósł? – Zapytałem uśmiechając się.
Obecnie Seth i ja byliśmy tego samego wzrostu.
- Jak widać tak. – Odparł odwzajemniając uśmiech.
- Ness zabardzo nie rozrabia? – Zapytałem.
- Nie, skąd. – Odparł Seth.
Po dwóch godzinach obaj wybraliśmy się na polowanie.
Seth zabił potężnego samca niedźwiedzia, a ja zadowoliłem się pumą.
- Od kiedy lubisz surowe mięso? – Zapytałem uśmiechając się filuternie.
- Od zawsze. – Odparł Seth.
Gdy minęła kolejna godzina postanowiłem, że czas wrócić na uczelnię, żeby jutro rano być gotowym na zajęcia.

Wieczorem uznałam, że nie muszę jakoś szczególnie szykować się na bal, bo i bez tego moja uroda powali pewnie wszystkich z roku i nie tylko, tak właściwie wcale mi na tym nie zależało, bo i tak Edwarda ze mną nie było.
Gdy ja i Emily weszłyśmy na salę balową oczy wszystkich mężczyzn zwróciły się w moim kierunku.
- Witaj. – Jestem Thomas Andrew – Powiedział mężczyzna o ciemnych włosach i szarych oczach.
Był wysoki i nawet przystojny, ale w porównaniu do Edwarda był nikim.
- Mogę cię prosić do tańca? – Zapytał uprzejmie.
- Tak. – Odparłam z grzeczności.
Ruszyliśmy na parkiet.
Walc angielski w wykonaniu Thomasa był koszmarem.
Chłopak wciąż gubił kroki, a o zasadzie, że to partner prowadzi w tańcu chyba zupełnie zapomniał.
Gdy tylko piosenka się skończyła odeszłam od chłopaka i usiadłam na krześle.
Przez resztę balu żaden mężczyzna do mnie nie podszedł, bo wszyscy byli onieśmieleni.
Thomas tańczył z Emily, która wyglądała na bardzo szczęśliwą będąc w jego ramionach.
Kilka godzin później przyszłyśmy do pokoju, a dziewczyna wciąż mówiła o ty, jak Thomas świetnie tańczy i jakim jest wspaniałym facetem.
- Nie sądzę. – Powiedziałam.
- Ja bym na niego uważała. – Prawie go nie znasz.
Emily zachowywała się tak, jakby moje słowa jej nie obchodziły, więc dałam spokój.
Położyłam się na łóżku i po raz kolejny podczas mojego pobytu tutaj wpatrywałam się w sufit myśląc o moim ukochanym.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Rozdział 37



Rozdział 37

Po powrocie z wykładów poszedłem do Alice i Jaspera, którzy właśnie rozwiązywali krzyżówki.
- Mogę się dołączyć? – Zapytałem, chociaż doskonale wiedziałem, że się zgodzą, więc zaraz po tym pytaniu usiadłem na fotelu.
Rozwiązywaliśmy krzyżówki przez dobre kilka godzin, ale po pewnym czasie znudziłem się tym.
- Nie macie ochoty na małe polowanie? – Zapytałem.
- Ja hętnie bym poszedł. – Odparł Jasper.
Poszliśmy do lasu.
Zwierzyny było dostatecznie dużo, byśmy obaj mogli najeść się do syta.
Nie były to co prawda pumy czy niedźwiedzie grizzly, ale i jelenie wystarczyły do zaspokojenia głodu.
Po kilku godzinach powróciliśmy na teren kampusu uczelni.
Alice siedziała przy komputerze i pisała bardzo szybko.
- Co tak pędzisz po tej klawiaturze? – Spytał Jasper spoglądając jej przez ramię.
- Nic – przepisuję dla Lily notatki. – Powiedziała.
- Ah tak. – to Dlaczego nie było jej dzisiaj na zajęciach? – Zapytał.
- Grypa żołądkowa czy coś takiego. – Odpowiedziała Alice i zabrała się do dalszego pisania.
Lily Gold była drugą na wydziale Alice uczennicą, ale musiała poświęcać wiele czasu, żeby zdobyć ten tytuł.
Była wysoką dziewczyną o blond włosach i z wyglądu czasem przypominałam mi Rosalie, a nawet i charakterem nie odbiegała szczególnie od mojej siostry.
Wróciłem do siebie i włączyłem komputer.
Bella nie napisała, starałem się nie popadać w panikę i tłumaczyłem sobie, że pewnie jest po prostu zajęta, bo przecież nic nie mogło jej się stać.

Gdy wróciłam późnym wieczorem z wykładów spojrzałam na Emily, która wyglądała jakoś nieswojo.
- Co jest? – Zapytałam.
Przez krótki czas naszej znajomości poczułam, że ja i ta dziewczyna będziemy dobrymi przyjaciółkami.
- Nic. - Po prostu jestem zmęczona. – Odparła.
- Ok. – Uwierzyłam jej, bo w końcu nie miała powodów, żeby mnie okłamywać.
- Prześpię się trochę i… - Albo nie, nie będę spać, wypiję kawę i będzie lepiej, a potem porozmawiamy, dobrze?
- Oczywiście. – Bardzo hętnie się o tobie czegoś dowiem.
- Ja o tobie też. – Odparła.
Wieczorem usiadłyśmy na moim łóżku i zaczęłyśmy rozmawiać.
- Opowiedz mi coś o sobie. – Poprosiła.
- Cóż, co mogę ci opowiadać? – Nazywam się Isabella Cullen, ale o tym już wiesz.
A tak na serio, mój ojciec jest policjantem, rozwódł się z moją matką, gdy byłam małą dziewczynką, ja i mama wyjechałyśmy do Foeniks.
Gdy miałam 17 lat przeprowadziłam się do ojca, który mieszkał w małym miasteczku Forks i tam poznałam mojego męża.
- Męża? – Emily wyglądała na lekko zszokowaną.
- Tak, męża, a co? – Zapytałam.
- Nie wyglądałaś mi na osobę, która może już mieć męża. – Odparła.
- A czy możesz pokazać mi jego zdjęcie? – Dodała po chwili.
- Oczywiście. – Odparłam i wyświetliłam na ekranie komputera fotografię Edwarda.
- Ohh ! – Westchnęła dziewczyna.
- Bardzo… przystojny. – Dodała, gdy szok jej minął.
- Wiem. – Odpowiedziałam szczerząc zęby w szerokim uśmiechu.

Wieczór upływam mi na rozmyślaniach.
Myślenie było chyba jedyną rzeczą, którą mogłem teraz robić.
Ciężko było mi skupić się na czymkolwiek, więc po chwili po prostu odpuściłem.
Patrzyłem na księżyc, który świecił dziś wyjątkowo jasno.
- Pełnia – Pomyślałem.
Po chwili do pokoju weszła Jessica.
- Cześć. – Powiedziałem na jej widok i uniosłem lekko głowę.
- Hej. – Co z tobą? – Zapytała.
- Nic – Odparłem mając nadzieję, że nie zrozumie mnie bez słów.
- I tak wiem, że nie mówisz mi prawdy, no ale nie będę naciskać. – Powiedziała spoglądając na mnie smutno.
Po chwili rzuciła mi ostatnie spojrzenie i wyszła.
Kolejny dzień bez Belli mogłem zaliczyć do udanych. Przetrwałem.

Patrzyłam na krajobraz za oknem.
Dżungla rozciągała się w każdym kierunku.
Uznałam, że czas najwyższy wyruszyć na polowanie, ponieważ Emily zasnęła i mogłam opuścić pokój wychodząc przez okno.
Ruszyłam do dżungli i natknęłam się na lwa.
Bez trudu poradziłam sobie z wielkim kotem, który usiłował uratować swoje życie wbijając ogromne pazóry w moje ciało.
Nie wiedział jednak, że mierzy się z istotą dużo silniejszą od siebie.
Po zabiciu jeszcze dwóch nosorożców białych i jednej antylopy poczułam, że na dzisiaj kończę z polowaniem i wróciłam do pokoju.
Położyłam się na łóżku i zwinęłam się w kłębek.
Tęsknota dała o sobie znać.
Każda komórka mojego ciała krzyczała imię mojego ukochanego.
Wciąż spoglądałam za okno usiłując odgonić od siebie przykre myśli.
W końcu się poddałam.
Spychając resztę myśli na bok pozwoliłam mojemu umysłowi dryfować po wspomnieniach.