wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 44

Rozdział 44

Minęły dwa tygodnie.
Edward nie pojawiał się na niektórych wykładach, ale przypuszczałam, że spędzał ten czas na czytaniu książek albo polowaniach.
Ja wciąż mieszkałam z Alice, która była naprawdę dobrą współlokatorką.
Pewnego dnia wybrałam się na samotne zakupy. Stwierdziłam po prostu, że potrzebuję jakichś wygodnych ciuchów. Wróciłam po bitych trzech godzinach. Alice ujrzawszy mnie, uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj, Bello - zaświergotała. - Co tam masz?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic szczególnego.
- No pokaż - poprosiła.
Otworzyłam wielką torbę z nowymi ubraniami. Dziewczyna wytrzeszczyła zczy.
- Co to ma być? - spytała ze złością. - Ty jesteś chłopką czy kobietą?
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam.
- Jak to o co? - odparła, spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
- Naprawdę nie rozumiem - powiedziałam.
- Po prostu prawdziwa kobieta nie nosi dresów i bluz, tylko ubiera się bardziej... No sama wiesz - odparła Alice tonem znawczyni.
- O gustach się nie dyskutuje - odparowałam.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Ty mi tu z łacińskimi sentencjami nie wyjeżdżaj.
- A z łaciną podwórkową mogę?
Nasz dość niedorzeczny spór przerwał odgłos otwieranych drzwi. Obróciłyśmy się jak na komendę. W progu stał mój mąż. Poczułam, że zbiera mi się na płacz.
- Dlaczego nie zapukałeś? - zapytała Alice spoglądając na niego z zaskoczeniem.
Zarówno ja, jak i ona uważała, że to nie w jego snylu.
- Przepraszam. - powiedział ze skruchą
Kultura się kłania! - zbeształa go Alice.
- Wybacz - odparł
Dobra, dobra - machnęła niecierpliwie ręką. - Jakie licho cię tu przywiało?
- Chciałem pożyczyć tą książkę, której używałem w semestrze letnim - odpowiedział.
Na chwilę zniknęła w drugim pokoju, ale zanim Edward zdążył choćby mrugnąć, wróciła i podała mu gruby tom.
Ja schowałam się w drugim pokoju, nie chcąc doprwadzić swoją obecnością do konfrontacji, na którą i tak nie byłam jeszcze gotowa. Miałam nadzieję, że Edwardowi taki pomysł nie wpadnie do głowy, a nawet jeśli wpadnie, to nie zarejestruje, że znajduję się w domu.
- Czy mógłbym porozmawiać z Bellą? - usłyszałam pytanie, a moje wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości.
- Belli nie ma w domu - zabrzmiała wypowiedziana pewnym głosem odpowiedź Alice.
- Gdyby wróciła, to proszę powiedz jej, że chciałbym z nią porozmawiać - powiedział Edward, a jego głos zadrżał nieznacznie.
- Dobrze - odparła, a mój mąż wyszedł.
- Sama słyszałaś - powiedziała Alice.
- Tak, słyszałam i wcale nie zamierzam z nim rozmawiać - odrzekłam bezlitośnie.
- Zrobisz z tym, co zechcesz, ale ja osobiście uważam, że powinniście sobie wszystko wyjaśnić jeszcze raz, widzę, że jest mu ciężko, czuję to - powiedziała Alice, a ja spojrzałam na nią spode łba.
- Dlczego tak na mnie patrzysz? Znam mojego brata i wiem co mówię, czuję, że cierpi.
Z jednej strony wiedziałam, że najprawdopodobniej Alice ma rację, ale z drugiej powiedziałam sobie, że nie będę już taka łatwa. Kochałam Edwarda najbardziej na świecie, ale zdrady nie mogłam mu wybaczyć, a przynajmniej na razie, nie wiedziałam nawet, czy będzie to możliwe kiedykolwiek, postanowiłam więc po prostu nie zwracać na niego uwagi i zająć się innymi sprawami, po prostu cieszyć się życiem i starać się nie myśleć o nim. Dziewczyna jak zwykle wiedziała, czego potrzebuję. Gdy zostawiła mnie samą, poczułam jak moje oczy robią się suche. Nie wiem, jak długo tak siedziałam pogrążona w ponurych myślach. W każdym razie nagle wpadła moja szwagierka.
- Ej, Bello, mam cudowny pomysł!
- Co tym razem? - spytałam bez cienia uśmiechu.
- Chodźmy na imprezę!
- No proszę - powiedziała błagalnie, widząc mój brak entuzjazmu.
- Nie wiem, może pójdziemy. Może jak się rozerwę, to będzie mi lepiej - powiedziałam.
- No to ok - ucieszyła się Alice i w podskokach pobiegła do swojej garderoby.
Gdy wróciła miała na sobie srebrzystą kreację, która spływała aż do ziemi. Kiedy na nią spojrzałam uzmysłowiłam sobie, że ja w porównaniu z nią wypadam dość blado w prostej niebieskiej sukience bez ramionczek, ale postanowiłam się tym nie przejmować, w końcu ubranie to nie wszystko.

Gdy znalazłyśmy się w klubie od razu ruszyłam do baru po jakieś drinki. Wiedziałam, że picie alkoholu w mojej sytuacji nie jest najlepszym lekiem na ból, ale usiłowałam czymś zagłuszyć dręczące mnie myśli. Alice wypiła niewiele, ale i tak była nieco wstawiona. Gdy ruszyłam na parkiet nieźle szumiało mi już w głowie. Nagle poczułam jakieś ramiona, które mnie objęły. Nie protestowałam. Spojrzałam na twarz mężczyzny, był wysoki, miał zielone oczy i czarne kręcone włosy.
- Jak się nazywasz? - zapytałam
- Harry - odparł.
- A ja Bella - powiedziałam wciąż przyglądając mu się badawczo.
Poczułam, że zaczynamy tańczyć. Robił to całkiem nieźle, chociaż trochę szarpał. Przetańczyliśmy kilka piosenek po czym wróciłam do Alice.
- Zajebisty był - powiedziałam uradowana.
- Bello, jesteś kompletnie pijana, a on wcale nie jest taki świetny, jak mówisz - odpowiedziała patrząc na mnie sceptycznie.
- Przestań, jaka pijana - powiedziałam oburzona i znów ruszyłam na parkiet.
Ledwie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, a już wylądowałam w ramionach jakiegoś mężczyzny. Przytulał mnie mocno, a nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Chwilę później poczłam, że całujemy się namiętnie. Byłam zaskoczona, że nie przeszkadza mu choćby temperatura mojego ciała, ale cieszyłam się, że ktoś okazuje mi czułość w ten sposób.

Gdy ocknęłam się z alkoholowego odrętwienia pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam był fakt, że nie byłam w swoim domu. Następna zmiana była dużo gorsza. Zauważyłam, że znajduję się w łóżku z mężczyzną, którego poznałam wczoraj w klubie. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co się między nami wydarzyło. Mężczyzna nie spał, więc spojrzałam na niego ostrożnie i zapytałam.
- Powiedz mi, czy my... Czy między nami do czegoś doszło?
- Nie - odparł przepitym głosem.
- Nie dałaś mi na to czasu, właśnie miałem zamiar się do ciebie zabrać - dodał po krótkiej chwili.
Ucieszyłam się, założyłam sukienkę i buty, wzięłam torebkę i wybiegłam z domu.
Kiedy pojawiłam się w domu Alice o wszystkim już wiedziała. Czułam, że nie ma zamiaru mnie ganić, ale wiedziałam też, że coś jest nie tak.
- Powiedziałam Edwardowi, jest załamany - powiedziała Alice.
- Nie, przecież on mnie zabije - odpowiedziałam załamującym się głosem.
- Nie sądzę - odparła powoli, rozczesując sobie włosy.
Weszłam do salonu i opadłam na kanapę. Gdy tylko włączyłam telewizor, rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam, domyślając się, kogo zobaczę.
- Bello - odezwał się Edward, wchodząc. - Możemy porozmawiać? Alice...
Nie musiał kończyć.
- Pospaceruję sobie - zapowiedziała, po czym ulotniła się.
- Tak - zwróciłam się do Edwarda.
Bałam się tego, co mi powie, ale wolałam mieć to za sobą. Usiadłam na tej samej kanapie co wcześniej, a on zajął fotel. Nawet biorąc pod uwagę nasze ostatnie przejścia, nigdy nie widziałam, by zachowywał się z taką rezerwą.
- Na pewno wiesz co robisz? - spytał z takim spokojem, że ledwo mogłam to znieść.
- Nic ci do tego - odcięłam się.
- Może i nie - odpowiedział z kamienną twarzą. - Ale po prostu się martwię.
- Jestem dorosła - przypomniałam mu cierpko.
- Co nie jest ruwnoznaczne z pojęciem rozsądna - zauważył. - Chciałaś się zemścić?
- Niezupełnie. Upiłam się.
- Masz ci los - rozłożył ręce. - To cię nie usprawiedliwia.
Ton jego głosu był surowy, ale nadal całkowicie opanowany.
- A ciebie co usprawiedliwia? - posłałam mu gniewne spojrzenie. - Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie umoralniać.
- Dorosłość - prychnął. - Skoro tak ją rozumiesz... Nie poznaję cię - wstał. - Nie odgrywaj się na mnie. Bądź tylko szczęśliwa.
Ten jego stoicyzm doprowadzał mnie do szału. Zacisnęłam zęby.
- Nie masz prawa kierować moim życiem!
Chciałam być nieugięta, choć nie było to łatwe.
- Nie mam - przyznał. - Nie przyjdę tu więcej. Trzymaj się.
Wyszedł, a ja wpatrzyłam się tępo w sufit. Czułam się tak, jakbym dostała w twarz. Nie wiedziałam co mam robić. Edward wciąż był moim mężem, ciągle go kochałam, ale przecież nie mogłam do niego wrócić, nie po tym co się teraz stało
Byłam rozdarta, a nawet Alice nie byłaby mi chyba w stanie teraz pomóc. Gdy wróciła podeszłam do niej, przytuliłam się i zaczęłam płakać.
- Co się stało? - zapytała Alice z troską.
- Wiesz przecież - wyszlochałam.
- Nie do końca. Nie widziałam wszystkich szczegółów - wyjaśniła.
- Nie teraz - załkałam.
Zaprowadziła mnie do sypialni, gdzie opadłam na łóżko.
- Powinnaś go wy\łuchać - dotarł do mnie jej łagodny głos.
- Nie wiem co powinnam, a czego nie - odpowiedziałam.
Kochasz go? - zapytała Alice
- Przecież wiesz, że tak - odpowiedziałam
- Ale czy na tyle, aby do niego wrócić i go wysłuchać? - zapytała.
- Sama nie wiem - mróknęłam.
Zrobiła krok w moją stronę.
- Kochana, mogę ci pomóc i w ogóle, ale nikt za ciebie nie zadecyduje.
- Kocham go, chcę coś z tym zrobić, ale nie wiem co - powiedziałam patrząc tępo w ścianę.
- Mam ci pocóc? - zapytała.
- Tak - odparłam cicho. - Ale ja... Najpierw muszę to wszystko przemyśleć.
- Dziękuję - powiedziałam, nie mając jednak nadziei, że coś się da z tym zrobić. Ejward wyraźnie powiedział, że więcej tu się nie pojawi, a tym samym zniknie z mojego życia. Alice wraz ze mną musiałaby błagać go chyba na kolanach, żeby zmienił decyzję.
- Może mi to trochę zająć - uprzedziłam ją. - Gdybyś go widziała...
Pokręciłam głową.
- Chyba coś poczytam - stwierdziłam po chwili.
Wzięłam książkę, ale nie dawała mi ona wytchnienia. Postanowiłam zadzwonić do Edwarda. Wiedziałam, że katuję się rozmawiając z nim i odgrzebując tamtą sprawę, ale musiałam go słyszeć, bo nie mogłam bez niego żyć, a jeśli nie mogliśmy być razem to musiałam zapewnić sobie chociaż jakąś namiastkę mojego ukochanego. Edward rozmawiając ze mną był wciąż opanowany, był wręcz niepokojąco spokojny, zbyt spokojny jak na kogoś kto przeżywał rewolucję w życiu.
- Co masz mi do powiedzenia? - spytał po wymianie standardowego "cześć".
- Ja tylko... - zaczęłam i urwałam, żałując, że zdecydowałam się na ten telefon.
- Edward... Ja cię kocham. Ja... Sama już nie wiem, nic już nie wiem.
- Co takiego? - Zapytał Edward zdezorientowany.
- Kocham cię - powtórzyłam z lekką irytacją.
W słuchawce zapadła cisza. W końcu odezwał się:
- To po co zrobiłaś to całe przedstawienie? I czemu, do cholery, nie powiedziałaś mi tego, kiedy u ciebie byłem?
- Bo ty mnie już nie kochasz - wyszlochałam.
Przestałam panować nad swoim głosem, dosłownie wyłam, wyłam z żalu i bólu, który rozrywał mnie od środka.
- Nie chciałaś mnie słuchać - w jego głosie nareszcie wyczuwało się jakieś emocje, jego ton nieco złagodniał. - Z Tanyą to był wielki błąd, ale wiedz, że do niczego między nami nie doszło. Przepraszam, chociaż wiem, że to o wiele za mało... Też cię kocham, jak wariat. Proszę, nie płacz...
- To nie jest rozmowa na telefon - wyszlochałam już zupełnie nie panując nad głosem.
- Mam p[yjść? - Zapytał.
- Jak uważasz - odparłam.
- Będę za pół minuty.
Rzeczywiście, już po chwili usłyszałam pukanie. Powlokłam się, by otworzyć. Na mój widok Alice uniosła brwi.
- Co się...
- Później - ucięłam, naciskając klamkę.
Alice od razu zrozumiała i wyszła. Ja nie wiedziałam co robić, spoglądałam na Edwarda jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. Gardło zacisnęło mi się, przez co nie byłam w stanie się odezwać.
- Czemu tak patrzysz? - spytał.
- Bo kompletnie nie wiem co zrobić. Kocham cię, ale nie mam pojęcia, że tak powiem, co z tobą w tej kwestii - powiedziałam nieśmiało.
- Naprawdę żałuję, że tak się potoczyło - odparł.
- I myślisz, że ci uwierzę?
Nie lubiłam się kłócić,, ale bardzo mnie zranił. Wiedziałam, że prędzej czy później mu wybaczę, ale czy będę potrafiła ponownie zaufać?
- Bello, a ty mogłaś prawie przespać się z obcym mężczyzną? - Zapytał.
- Ja byłam pijana, a ty doskonale wiedziałeś co robisz romansując z Tanyą! - Podniosłam głoss, bo nie byłam już w stanie mówić do niego tak spokojnie.
- Nic nie usprawiedliwia ani ciebie, ani mnie.
- No najlepiej - wzruszyłam ramionami. - Gratuluję podejścia.
- Bella! Do cholery! Nie mów mi, że moje podejście jest złe! - wrzeszczał na mnie, jego głos świdrował mój mózg.
- Jest - próbowałam się uspokoić. - Bo mówisz, że nic nas nie usprawiedliwia, a przed chwilą robiłeś ze mnie potwora. Zastanów się, o co ci w końcu chodzi!
- Sam nie wiem - mróknął zakłopotany.
- Edwardzie, ja też nie wiem co robić - powiedziałam czując suchość w oczach.
Na chwilę wyciągnął ręce, chyba chcąc mnie przytulić, ale pokręciłam głową i dodałam:
- Nie mam pojęcia jak to naprawić.
- Wróć do mnie, proszę, kocham cię - powiedział i stal w jego oczach zamieniła się w płynne złoto.
- Sama nie wiem, też cię kocham, ale nie wiem czy jestem w stanie tak żyć. Nie mówię, że nie chcę, ale uważam, że oboje potrzebujemy czasu.
- Bello, błagam - spojrzał na mnie czule i pochylił się lekko do przodu.
Nasze usta się spotkały. Pozwoliłam mu się pocałować, może w głębi serca potrzebowałam odrobiny czułości?
Po chwili odsunęłam go od siebie i powiedziałam:
- Boję się robić ci za dużo nadziei.
Wyglądał na trochę urażonego, ale po jego minie poznałam, że próbuje mnie zrozumieć.
- Bello... Tak, rozumiem, a przynajmniej staram się zrozumieć, ale wiedz, że kocham cię najbardziej na świecie i że moje serce zawsze będzie należało do ciebie.
- Nie wiem, kocham cię, ale nie mam pojęcia, czy umiem tak po prostu do ciebie wrócić.
- Nie kochasz mnie? Jeśli tak jest, to mnie nie oszczędzaj.
Uśmiechnął się smutno.
- Już ci przecież powiedziałam. W przeciwieństwie do ciebie nie mam problemów z ciągłymi zmianami nastrojów.
- Bello, ja po prostu chcę wiedzić, czy kiedyś do mnie wrócisz, bo tęstknię za tobą, naprawdę.
Byłam w stanie jedynie pokiwać głową, jako że nie ufałam swojemu głosowi.
- Powiedz coś - poprosił.
Ten jego charakterystyczny, uwodzicielski ton działał na mnie tak jak zawsze.
- Wiem o tym i też za tobą tęsknię - odpowiedziałam, patrząc w podłogę. - Ale póki co zostaw mnie samą.
- Rozumiem, ale pozwól mi...
Nie dokończył, tylko zamknął mnie w swoich ramionach.
Przytuliłam się, ale chwilę później odchyliłam lekko głowę, by móc spojrzeć mu w twarz.
- Edwardzie, nie mogę... Wybacz.
Puścił mnie. Z jego twarzy tym razem nie dało się nic wyczytać.
- Dobranoc, Bello - powiedział miękko, będąc już przy drzwiach.
- Dobranoc - odpowiedziałam. Chciałam się do niego przytulić, ale z drugiej strony wiedziałam, że wtedy zrobię i jemu, i sobie zbyt dużą nadzieję. Nie wytrzymałam i podeszłam do niego. Wzięłam go za rękę i poczułam, jak jakaś iskra przebiega przez moje ciało. Mój mąż jednak odepchnął mnie łagodnie.
- Mieliśmy sobie wszystko przemyśleć - przypomniał mi.
Niechętnie się cofnęłam, a on wyszedł, nie odezwawszy się więcej. Ja natomiast położyłam się do łóżka, zastanawiając się, kiedy wróci Alice. Jakąś minutę później zobaczyłam ją w progu pokoju.
- Wszystko w porządku? - spytała.
- Chyba tak - odparłam, starając się uśmiechnąć. - Jeszcze się nie pogodziliśmy, ale mam nadzieję, że nastąpi to w najbliższym czasie.

Następnego dnia rano, gdy włączyłam komputer i zalogowałam się na Facebooka, odczytałam wiadomość od Jess:
"Hej, Państwo Cullen! Co u Was ciekawego? Nie chcę się wpraszać, ale że się za Wami stęskniłam i że jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi, to pomyślałam sobie, że może byśmy się jakoś spotkali. Co Wy na to? :) Pozdro z deszczowego Forx".
Odpisałam:
"Super pomysł. Jeśli nie masz dziś żadnych planów, to wpadnij nawet dziś po południu. Liczę, że zostaniesz co najmniej na dwa tygodnie. Uściski".
Nie podzieliłam się z nią swoimi rozterkami sercowymi. Uznałam to za niepotrzebne. Potrzebowałam jednak jakiejkolwiek odmiany. Mimo iż przez większość naszej znajomości ona nawijała, a ja albo tego słuchałam, albo wyłączałam się, gdy miałam już dość. Teraz było inaczej - miałam nadzieję, że jej towarzystwo okaże się pomocne, że pozwoli mi oderwać się od ponurych rozmyślań. Kochałam Edwarda, temu nie mogłam zaprzeczyć, ale ostateczna decyzja związana z naszą przyszłością wciąż jawiła mi się jako bardzo trudna. Chwilę później odebrałam wiadomość o następującej treści:
"Ok, jasne, że przyjadę dzisiaj, skoro mnie zapraszasz, to jasne".
Ucieszyłam się, ale chwilę potem napisałam jej, że mieszkam tymczasowo u Alice, nadal nie powiedziałam jej jednak o mojej separacji z mężem. Byłam uradowana, gdy uświadomiłam sobie, że Jessica przyjedzie również ze swoją córką, którą wprost uwielbiałam.

Po południu usłyszałam trąbienie samochnu i znajomy biały Ford zajechał pod domki akademickie. Jessica wyszła z samochodu, a mała Jess wybiegła za matką. Pobiegłam prosto do mojej koleżanki i rzuciłam się jej na szyję.
- Hej Bella!! - wykrzyknęła wesoło Jess
- Cześć - odparłam.
Następnie wzięłam od Jessicy walizkę i weszłyśmy do domu.

2 komentarze:

  1. No to podziało się między Bellą a Edwardem.
    Przemyślenie tego wszystkiego będzie chyba dla nich dobrą decyzją w tym momencie.
    Mam nadzieję, że wszystko u nich wróci do normy.

    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest świetny! zaskoczyłaś mnie ta impreza i niby teoretyczna zemsta belli. Mam nadzieje ze sie zejda. w sumie to zemsta, kłutnia, rozmowa, pocieszenie, wyjasnienie spraw, wybaczenie i wieli powrot powinien byc:)
    Czekam na kolejny i BŁAGAM dodaj go szybko! :D
    Nie trzymaj mnie w niepewności czy Jess pomoże belli i edziowi sie zejsc?? :)
    Pozdrawiam gorąco :**Niech wena będzie z TOBĄ!

    OdpowiedzUsuń