poniedziałek, 15 lipca 2013

Rozdział 36



Rozdział 36

Po tym, jak dowiedziałem się o tym, że Bella ma wyjechać starałem się nie myśleć o następstwach tego wyjazdu.
Szczerze mówiąc było mi trochę wstyd za siebie, że tak łatwo zaczynałem odczuwać brak mojej ukochanej.
Zostały nam ostatnie wspólne dwa tygodnie, więc chciałem je wykorzystać jak należy, chciałem pokazać jej, że nigdy o niej nie zapomnę, choćby miało jej nie być bardzo długo.
Spędzaliśmy razem dużo czasu, a sale wykładowe były miejscami, które odwiedzaliśmy żadziej niż zwykle.
Wykładowcy dziwili się, ale największy podziw budziło to rzecz jasna wśród studentów.
Szczerze mówiąc mało mnie to obchodziło, teraz najważniejsza była Bella i tylko Bella.

Gdy nadszedł czas wyjazdu właściwie nie wiedziałem jak powinienem był się zachować.
Z jednej strony chciałem ją pożegnać jak należy, ale z drugiej wiedziałem, że jeśli zrobię to w zwykły dla siebie sposób, to Bella będzie cierpiała dwa razy tak.
Spojrzałem na nią, a słowa uwięzły mi w gardle.
- Nigdy o tobie nie zapomnę. – Kocham cię.
Wypowiadając te słowa czułem się jak idiota, miałem wrażenie, że są zbyt proste, by mogły wyrazić to, co czułem naprawdę.
- Ja też cię kocham. – Odparła Bella przytulając się do mnie mocniej i spoglądając mi prosto w oczy.
A potem wyszła pozostawiając po sobie pustkę.

Gdy wychodziłam czułam, że jest mi bardzo ciężko, Edward był całym moim życiem, a teraz musiałam go tak po prostu zostawić. Zostawić, bo nie było już odwrotu.
Wiedziałam, że jest silny i że sobie poradzi, ale nie mogłam tego powiedzieć o sobie.
Czułam się bezradna nie mając go obok siebie, wiedziałam jednak, że to tylko chwilowe rozstanie, ale z drugiej strony nie czułam się z tym wcale dobrze.
Musiałam przyznać przed samą sobą, że nawet krótkotrwała rozłąka z ukochanym wciąż sprawia mi ból.
Na lotnisku wciąż myślałam o nim.
Wsiadłam do samolotu nie do końca świadoma tego, co robię, dopiero ryk startującej maszyny wyrwał mnie z zamyślenia.

Następną godzinę przesiedziałem wlepiając wzrok w sufit i zastanawiając się, gdzie teraz może być Bella.
- Co się dzieje. – Wyrwał mnie z otępienia głos Jessicy.
- Nic. - Odparłem automatycznie.
- Chodzi ci o wyjazd Belli, tak? – Zapytała doskonale odgadując mój stan.
- Tak. – Poddałem się.
- Ona wróci. – Powiedziała spoglądając na mnie ze współczuciem.
- Wiem, ale widzisz Jess, to wszystko nie jest takie proste jak ci się wydaje. – Odparłem nie wiedząc, w jaki sposób tak dziewczyna zdołała namówić mnie na zwierzenia, mnie czytającego w umysłach wampira.
- To znaczy?- Wyglądała na zaskoczoną, a jednocześnie zaciekawioną.
- Musiałbym ci opowiedzieć całą historię. – Powiedziałem zastnawiając się, czy chcę to zrobić.
- To opowiedz. – Lubię słuchać długich opowieści, zwłaszcza, jeśli są romantyczne. – Powiedziała nagle spoglądając mi prosto w oczy.
Poddałem się. Chyba nawet potrzebowałem jej o tym opowiedzieć.
Rzecz jasna pewne rzeczy musiałem pominąć.
Tak naprawdę miałem jej zamiar tylko spróbować wyjaśnić na czym polega relacja moja i Belli, żeby mogła zrozumieć to, co teraz czułem.
- Widzisz Jess, ja i Bella jesteśmy jak jeden organizm, funkcjonowanie osobno jest bardzo trudne, bo nie powiem, że niemożliwe.
Kiedy jesteśmy osobno czuję się tak, jakby ktoś odebrał mi połowę mnie samego.
- To jest. – Piękne. – Powiedziała, gdy skończyłem.
- Ty naprawdę musisz ją bardzo kochać. – Dodała po chwili milczenia.
- Kocham ją jak nikogo innego na świecie. – Odpowiedziałem czując, jak od środka zaczyna niszczyć się moja siła wewnętrzna, którą Bella zabrała wraz ze swoją osobą.
Wziąłem Sonety Szekspira i zacząłem czytać.
Sonet 116 zawsze mi pomagał w takich chwilach.
Wiedziałem, że nasza miłość jest niezniszczalna, i że żadne, nawet najdłuższe rozstanie nie jest w stanie jej zburzyć.
Gdy Jess zobaczyła, że czytam od razu wyszła.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej rozmowy na skype.
- Tak? – Zapytałem nie spojrzawszy uprzednio na ekran, na którym z pewnością pojawiła się informacja o tym, kto dzwoni.
- Edward? – Usłyszałem pytającą odpowiedź.
- Tak kochanie, to ja. – Odparłem wpatrując się w obraz z kamery internetowej.
Widziałem Bellę, całą i zdrową, oznaczało to, że dotarła na miejsce i jest już bezpieczna, emocje opadły.
- Jeśli jeszcze nie wiesz, to jestem już na miejscu. – Powiedziała spoglądając na mnie filuternie.
- Wyobraź sobie, że się domyśliłem. – Powiedziałem wpatrując się w nią intensywnie.
- Oh, ty mój wszechwiedzący mężu. – Odparła wciąż się uśmiechając.
Z mojego gardła wydobył się śmiech, który brzmiał jakoś niespotykanie głośno.
- Z czego się tak cieszysz? – Zapytała
- Z tego, że widzę i słyszę moją ukochaną żonę. – Odparłem podczas, gdy z mojej twarzy nie znikał uśmiech.
- Ah rozumiem, ale wybacz kochany, ale muszę kończyć, bo przyszła właśnie dziewczyna, z którą mieszkam w pokoju i muszę udawać, że śpię, bo pora jest na to odpowiednia. – Powiedziała Bella, a kiedy mówiła o odpowiedniej porze wyszczerzyła zęby.
- - - W takim razie życzę ci dobrej nocy. – Zamruczałem.
Rozłączyła się, a następnie w oknie z konwersacją pojawiła się wiadomość.
- Zapomniałam jeszcze o jednym. – Pamiętaj, że bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też. – Odpisałem i zamknąłem okno.
Spojrzałem na ścianę lasu za szybą.
Było już ciemno, więc mogłem wyślizgnąć się przez nikogo nie zauważony i zapolować.
Będąc w lesie zawsze zapominałem o dręczących mnie kłopotach, tak było i tym razem.
Biegnąc czułem się wolny i szczęśliwy.
Myślałem o chwilach, które spędziłem razem z Bellą i wiedziałem, że jeśli będę cierpliwy, to powtórzą się one niedługo.

Spoglądałam na niebo.
Księżyc świecił jasno.
Myślałam o Edwardzie i o tym co może teraz robić.
Myślałam sobie, że albo czyta jakichś angielskich poetów, albo biega po lesie i myśli o mnie.
Wiedziałam, że było to egoistyczne z mojej strony, ale chciałam, żeby o mnie myślał, żeby myślał ciągle.

Wróciłem do akademika nad ranem.
Włączyłem komputer i napisałem do Belli następującą wiadomość na facebooku:
„Witaj Bello, pewnie już się obudziłaś?”
Uśmiechnąłem się do własnych myśli, gdy zakończyłem to zdanie i zabrałem się do pisania dalszych.
„Ja polowałem i wciąż myślałem o tobie, więc jakoś nie mogłem skupić się na poskramianiu zwierzyny. A ty jak się czujesz? Masz tam jakieś koleżanki? Wiem, piszę o mało interesujących rzeczach, bo przecież nie będę pisał ci o tym, jak bardzo za tobą tęsknię.”
Gdy skończyłem pisać, przeczytałem wiadomość dwa razy, zanim ją wysłałem.
Uruchomiłem program do gry w szachy, bo stwierdziłem, że czas najwyższy poćwiczyć swoje umiejętności logicznego myślenia.
Gra jakoś mi nie szła, więc zamknąłem komputer.
Za oknem było jeszcze ciemno, czekałem na wschód słońca, żeby móc wyjść na podwórko, z resztą nie mogłem wyjść wcześniej, bo być może narobiłbym niepotrzebnego hałasu, który obudziłby małą Jess.
Rano, gdy przyszedł czas wyjścia na wykłady jeszcze raz spojrzałem na mój profil na facebooku, żeby upewnić się, czy Bella nie napisała, jeszcze nie.
Poszedłem na wykłady usiłując skupić się na nich.
Byłem wdzięczny Jasperowi, że wykorzystując swój dar utrzymywał moje emocje na w miarę stałym i bezpiecznym dla otoczenia i mnie samego poziomie.

Wstając rano doszłam do wniosku, że słońce stanowczo zbyt jasno świeci.
Moja koleżanka z pokoju Emily już się obudziła i spoglądała na mnie z podziwem.
- Jak ty to robisz, że nawet, gdy obudzisz się rano wyglądasz tak olśniewająco? – Zapytała spoglądając na mnie ze zdumieniem.
- Nie wiem. – Odparłam, chociaż w rzeczywistości wiedziałam, że to zasługa mojej przynależności do rasy wampirów.
Ubrałam się i spojrzałam na mój komputer zastanawiając się, czy go nie uruchomić.
Uznałam jednak, że zostało mi zbyt mało czasu do zajęć, żebym mogła siadać przy komputerze, bo wiem, że gdybym to zrobiła, mogłoby to się skończyć spóźnieniem czy czymś takim.
Razem z Emily wyszłyśmy z pokoju.
Dziewczyna była niską blondynką o niebieskich oczach i wyglądała na bardzo przyjaźnie nastawioną.
Ciekawa byłam jak potoczy się nasza wspólna znajomość.
Pierwszy dzień w nowym miejscu mogłam zaliczyć do udanych, brakowało mi tylko Edwarda ale postanowiłam, że muszę być silna i sobie radzić i zamierzałam tego postanowienia dotrzymać.

czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 35



Rozdział 35

Po słowach mojego męża natychmiast opuściłam tarczę, bo wiedziałam, że o moich planach nie może się dowiedzieć, bo zbyt mocno by go to zraniło.
Ale być może go nie doceniałam? Być może by sobie z tym poradził?
Tego nie wiedziałam i jak na razie nie zamierzałam sprawdzać jego wytrzymałości.
Poszłam do dziekanatu pragnąc jednocześnie dwóch rzeczy.
Z jednej strony chciałam, żeby propozycja mojego wyjazdu na badania została odrzucona, ale z drugiej strony chciałam się rozwijać naukowo, a ten wyjazd by mi w tym pomógł.
Weszłam do pomieszczenia zastanawiając się w jakim stanie z niego wyjdę.
- Pani Cullen, jest pani nareszcie. – Powiedział starszy mężczyzna siedzący za biórkiem.
- Tak. – Edward przekazał mi, że chciał mnie pan widzieć. – Odparłam usiłując utrzymać z nim kontakt wzrokowy.
- Otóż chciałem pani powiedzieć, że pani prośba o wyjazd dotyczący pani pracy magisterskiej została rozpatrzona pozytywnie. – Powiedział, a pode mną ugięły się kolana.
- Dziękuję za informację. – Powiedziałam próbując powstrzymać grymas jednoczesnego bólu i zadowolenia, który pojawiał się na mojej twarzy.
Wyszłam nie wiedząc jak przekazać tą wiadomość Edwardowi.
Nie wiedziałam, jak zareaguje i czy przyjmie to w zwykły dla siebie sposób.
Liczyłam na jego spokój, bo w tym wypadku nie chciałam, żeby zbyt mocno cierpiał, z resztą tak jak w każdym innym.
Do wyjazdu miałam jeszcze dwa tygodnie, więc chciałam poczekać z przekazaniem mu informacji do wyjazdu Renee.
Mama miała wyjechać jutro, więc nie musiałam go długo trzymać w niepewności, bo i dla mnie samej miała być to trudna rozmowa.
Po wyjeździe Renee następnego dnia poszłam z Edwardem na spacer.
- Muszę ci coś powiedzieć. – Zaczęłam patrząc mu prosto w twarz.
- Tak? – Zapytał spoglądając na mnie uważnie.
- Muszę wyjechać. – Powiedziałam chwytając go za rękę.
- Dlaczego? – Zapytał spokojnie.
- To wyjazd naukowy, dotyczący mojej pracy magisterskiej. – Odparłam czując, że zadaje mu właśnie bolesny cios.
- Rozumiem. – Odparł beznamiętnym tonem.
Czułam, że jego mięśnie się napięły, a twarz była nieprzenikniona.
Nie wiedziałam właściwie, jak to przyjął, dopóki nie ujął mojej twarzy w dłonie i nie złożył na mych ustach długiego pocałunku.
Czułam, że boli go to, że dopiero teraz mu o tym mówię, ale jednocześnie całym sercem jest przy mnie i pragnie mojego szczęścia, a jeśli ten wyjazd ma mi je zapewnić to jest gotowy znieść wszystko, byle tylko mnie się udało.
- Przepraszam, najdroższy. – Powiedziałam patrząc mu znów prosto w oczy, które nie zdradzały żadnych uczuć.
- Nie przepraszaj. – Wiem, że tego chcesz, a ja zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa.
Po jego słowach moje oczy zrobiły się suche i zaczęłam szlochać wtulona w niego jak małe dziecko.
- Nie płacz, Już dobrze.
- Ale ja nie chcę cię zostawiać. – Powiedziałam odszukując jego usta swoimi własnymi i całując go delikatnie.
- Nie zostawiasz mnie, kochanie. – Wyjeżdżasz, ale gdy wrócisz znów będziemy razem, a ja nigdy o tobie nie zapomnę, moja jedyna miłości.
Spojrzałam na niego oczami pełnymi bólu i gdy nasze spojrzenia się spotkały poczułam się trochę lepiej, ale zarazem i gorzej wiedząc, że już niedługo nie będzie mi dane patrzeć w te oczy, słyszeć tego głosu i czuć dotyku tych dłoni.
- Bello. – Nie myśl o tym, na razie wciąż jesteśmy razem. – Powiedział spoglądając na mnie z czułością.
Ruszyliśmy w drogę powrotną, a ja wciąż patrzyłam na niego, wsłuchiwałam się w rytm jego oddechu, przyglądałam się uważnie rysom jego twarzy, by dobrze je zapamiętać.
Gdy weszliśmy do domku wzrok Jessicy od razu padł na mnie.
- Co się dzieje Bello? – Zapytała widząc najprawdopodobniej wyraz mojej twarzy.
- Chodź ze mną na spacer, to wszystko ci wyjaśnię. – Odparłam.
- Dopiero wróciłaś. – Powiedziała zdziwiona.
- Mi to nie przeszkadza, mogę iść. – Mruknęłam.
- Edward, zajmiesz się małą? – Zapytała.
- Oczywiście. – Odpowiedział.
Wyszłyśmy w las.
- Co się dzieje? – Ponowiła swoje pytanie Jess.
- Muszę wyjechać, a nie chcę zostawiać Edwarda. – Odparłam cicho czując, że znów chcę płakać, gdy tylko wypowiedziałam imię ukochanego.
- Rozumiem. – Powiedziała patrząc na mnie ze współczuciem.
Długo szłyśmy milcząc, każda z nas była pogrążona we własnych myślach.
Wróciłyśmy po paru długich godzinach, albo to tylko mi wydawały się one godzinami.
Mała spała, a Edward był pogrążony w lekturze.
Podeszłam do niego i dotknęłam jego dłoni spoczywającej na blacie biórka.
Podniósł wzrok znad książki i gdy zobaczył, że to ja wstał i chwycił mnie w ramiona.
Poszedł ze mną do pokoju, usadził mnie sobie na kolanach, a ja siedząc oparta o jego tors czekałam na kolejny ruch z jego strony.
On patrzył tylko na mnie gładząc mnie po włosach i twarzy.
Nic nie mówiłam pogrążając się zupełnie w odbieraniu bodźców, które dzięki temu do mnie docierały.
Czułam, że mam przy sobie osobę, która kocha mnie ponad wszystko i jest dla mnie w stanie poświęcić wszystko co posiada, byle tylko sprawić, żebym była szczęśliwa.
- Nie zasługuję na ciebie. – Powiedziałam po chwili.
- Co takiego? – Zapytał łagodnie.
- Nie zasługuję na ciebie. – Powtórzyłam.
- Co ty wygadujesz? – Zapytał wciąż opanowanym głosem.
- Ty jesteś w stanie się poświęcić, pogodzić się z tym, że chcę wyjechać, byle tylko mnie uszczęśliwić, a ja? – A ja nie potrafię zrezygnować z wyjazdu, żeby nie ranić ciebie.
- Nie ranisz mnie, będzie mi ciężko, to prawda, ale wiem, że wrócisz i z tą myślą będę rozpoczynał i kończył każdy dzień. – Powiedział.
Wciąż patrzyłam na niego niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek zdania.
Wszystkie słowa wydawały mi się zbyt proste, nie było takich, którymi mogłabym podziękować mu za to, co dla mnie robił i za to, jaki był.
- Kocham cię... - szepnęłam, wtulając twarz w jego włosy.
- Ja ciebie też, skarbie - odparł.
Tak często to powtarzaliśmy, że teraz zabrzmiało to niemal jak jakaś ustalona urzędowa formuła.
Gdy zdałam sobie z tego sprawę mimowolnie parsknęłam śmiechem, a następnie podniosłam tarczę, żeby Edward zrozumiał bez wypowiadania słów co mnie tak rozbawiło.
- Rozumiem. – Mruknął, a na jego twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech.
- U nas to nigdy nie stanie się formułą - powiedział uroczystym tonem.
Spojrzałam na niego zastanawiając się co jeszcze mogę powiedzieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
Nie było słów, którymi byłabym w stanie wyrazić uczucia jakimi go darzyłam, tak więc patrzyliśmy sobie tylko w oczy, żadne słowa nie były tu potrzebne.
Nie wiedziałam jak damy sobie radę bez siebie, ale byłam pewna, że nasza miłość przetrwa wszystko.