Rozdział 36
Po tym, jak dowiedziałem się o tym, że Bella ma wyjechać
starałem się nie myśleć o następstwach tego wyjazdu.
Szczerze mówiąc było mi trochę wstyd za siebie, że tak łatwo
zaczynałem odczuwać brak mojej ukochanej.
Zostały nam ostatnie wspólne dwa tygodnie, więc chciałem je
wykorzystać jak należy, chciałem pokazać jej, że nigdy o niej nie zapomnę,
choćby miało jej nie być bardzo długo.
Spędzaliśmy razem dużo czasu, a sale wykładowe były
miejscami, które odwiedzaliśmy żadziej niż zwykle.
Wykładowcy dziwili się, ale największy podziw budziło to
rzecz jasna wśród studentów.
Szczerze mówiąc mało mnie to obchodziło, teraz najważniejsza
była Bella i tylko Bella.
Gdy nadszedł czas wyjazdu właściwie nie wiedziałem jak
powinienem był się zachować.
Z jednej strony chciałem ją pożegnać jak należy, ale z
drugiej wiedziałem, że jeśli zrobię to w zwykły dla siebie sposób, to Bella
będzie cierpiała dwa razy tak.
Spojrzałem na nią, a słowa uwięzły mi w gardle.
- Nigdy o tobie nie zapomnę. – Kocham cię.
Wypowiadając te słowa czułem się jak idiota, miałem
wrażenie, że są zbyt proste, by mogły wyrazić to, co czułem naprawdę.
- Ja też cię kocham. – Odparła Bella przytulając się do mnie
mocniej i spoglądając mi prosto w oczy.
A potem wyszła pozostawiając po
sobie pustkę.
Gdy wychodziłam czułam, że jest mi bardzo ciężko, Edward był
całym moim życiem, a teraz musiałam go tak po prostu zostawić. Zostawić, bo nie
było już odwrotu.
Wiedziałam, że jest silny i że sobie poradzi, ale nie mogłam
tego powiedzieć o sobie.
Czułam się bezradna nie mając go obok siebie, wiedziałam
jednak, że to tylko chwilowe rozstanie, ale z drugiej strony nie czułam się z
tym wcale dobrze.
Musiałam przyznać przed samą sobą, że nawet krótkotrwała
rozłąka z ukochanym wciąż sprawia mi ból.
Na lotnisku wciąż myślałam o nim.
Wsiadłam do samolotu nie do
końca świadoma tego, co robię, dopiero ryk startującej maszyny wyrwał mnie z
zamyślenia.
Następną godzinę przesiedziałem wlepiając wzrok w sufit i
zastanawiając się, gdzie teraz może być Bella.
- Co się dzieje. – Wyrwał mnie z otępienia głos Jessicy.
- Nic. - Odparłem automatycznie.
- Chodzi ci o wyjazd Belli, tak? – Zapytała doskonale
odgadując mój stan.
- Tak. – Poddałem się.
- Ona wróci. – Powiedziała spoglądając na mnie ze
współczuciem.
- Wiem, ale widzisz Jess, to wszystko nie jest takie proste
jak ci się wydaje. – Odparłem nie wiedząc, w jaki sposób tak dziewczyna zdołała
namówić mnie na zwierzenia, mnie czytającego w umysłach wampira.
- To znaczy?- Wyglądała na zaskoczoną, a jednocześnie
zaciekawioną.
- Musiałbym ci opowiedzieć całą historię. – Powiedziałem
zastnawiając się, czy chcę to zrobić.
- To opowiedz. – Lubię słuchać długich opowieści, zwłaszcza,
jeśli są romantyczne. – Powiedziała nagle spoglądając mi prosto w oczy.
Poddałem się. Chyba nawet potrzebowałem jej o tym
opowiedzieć.
Rzecz jasna pewne rzeczy musiałem pominąć.
Tak naprawdę miałem jej zamiar tylko spróbować wyjaśnić na
czym polega relacja moja i Belli, żeby mogła zrozumieć to, co teraz czułem.
- Widzisz Jess, ja i Bella jesteśmy jak jeden organizm,
funkcjonowanie osobno jest bardzo trudne, bo nie powiem, że niemożliwe.
Kiedy jesteśmy osobno czuję się tak, jakby ktoś odebrał mi
połowę mnie samego.
- To jest. – Piękne. – Powiedziała, gdy skończyłem.
- Ty naprawdę musisz ją bardzo kochać. – Dodała po chwili
milczenia.
- Kocham ją jak nikogo innego na świecie. – Odpowiedziałem
czując, jak od środka zaczyna niszczyć się moja siła wewnętrzna, którą Bella
zabrała wraz ze swoją osobą.
Wziąłem Sonety Szekspira i zacząłem czytać.
Sonet 116 zawsze mi pomagał w takich chwilach.
Wiedziałem, że nasza miłość jest niezniszczalna, i że żadne,
nawet najdłuższe rozstanie nie jest w stanie jej zburzyć.
Gdy Jess zobaczyła, że czytam od razu wyszła.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącej rozmowy na skype.
- Tak? – Zapytałem nie spojrzawszy uprzednio na ekran, na
którym z pewnością pojawiła się informacja o tym, kto dzwoni.
- Edward? – Usłyszałem pytającą odpowiedź.
- Tak kochanie, to ja. – Odparłem wpatrując się w obraz z
kamery internetowej.
Widziałem Bellę, całą i zdrową, oznaczało to, że dotarła na
miejsce i jest już bezpieczna, emocje opadły.
- Jeśli jeszcze nie wiesz, to jestem już na miejscu. –
Powiedziała spoglądając na mnie filuternie.
- Wyobraź sobie, że się domyśliłem. – Powiedziałem wpatrując
się w nią intensywnie.
- Oh, ty mój wszechwiedzący mężu. – Odparła wciąż się
uśmiechając.
Z mojego gardła wydobył się śmiech, który brzmiał jakoś
niespotykanie głośno.
- Z czego się tak cieszysz? – Zapytała
- Z tego, że widzę i słyszę moją ukochaną żonę. – Odparłem
podczas, gdy z mojej twarzy nie znikał uśmiech.
- Ah rozumiem, ale wybacz kochany, ale muszę kończyć, bo
przyszła właśnie dziewczyna, z którą mieszkam w pokoju i muszę udawać, że śpię,
bo pora jest na to odpowiednia. – Powiedziała Bella, a kiedy mówiła o
odpowiedniej porze wyszczerzyła zęby.
- - - W takim razie życzę ci dobrej nocy. – Zamruczałem.
Rozłączyła się, a następnie w oknie z konwersacją pojawiła
się wiadomość.
- Zapomniałam jeszcze o jednym. – Pamiętaj, że bardzo cię
kocham.
- Ja ciebie też. – Odpisałem i zamknąłem okno.
Spojrzałem na ścianę lasu za szybą.
Było już ciemno, więc mogłem wyślizgnąć się przez nikogo nie
zauważony i zapolować.
Będąc w lesie zawsze zapominałem o dręczących mnie
kłopotach, tak było i tym razem.
Biegnąc czułem się wolny i szczęśliwy.
Myślałem o chwilach, które spędziłem razem z Bellą i
wiedziałem, że jeśli będę cierpliwy, to powtórzą się one niedługo.
Spoglądałam na niebo.
Księżyc świecił jasno.
Myślałam o Edwardzie i o tym co może teraz robić.
Myślałam sobie, że albo czyta jakichś angielskich poetów,
albo biega po lesie i myśli o mnie.
Wiedziałam, że było to egoistyczne z mojej strony, ale
chciałam, żeby o mnie myślał, żeby myślał ciągle.
Wróciłem do akademika nad ranem.
Włączyłem komputer i napisałem do Belli następującą
wiadomość na facebooku:
„Witaj Bello, pewnie już się obudziłaś?”
Uśmiechnąłem się do własnych myśli, gdy zakończyłem to
zdanie i zabrałem się do pisania dalszych.
„Ja polowałem i wciąż myślałem o tobie, więc jakoś nie
mogłem skupić się na poskramianiu zwierzyny. A ty jak się czujesz? Masz tam
jakieś koleżanki? Wiem, piszę o mało interesujących rzeczach, bo przecież nie
będę pisał ci o tym, jak bardzo za tobą tęsknię.”
Gdy skończyłem pisać, przeczytałem wiadomość dwa razy, zanim
ją wysłałem.
Uruchomiłem program do gry w szachy, bo stwierdziłem, że
czas najwyższy poćwiczyć swoje umiejętności logicznego myślenia.
Gra jakoś mi nie szła, więc zamknąłem komputer.
Za oknem było jeszcze ciemno, czekałem na wschód słońca,
żeby móc wyjść na podwórko, z resztą nie mogłem wyjść wcześniej, bo być może
narobiłbym niepotrzebnego hałasu, który obudziłby małą Jess.
Rano, gdy przyszedł czas wyjścia na wykłady jeszcze raz
spojrzałem na mój profil na facebooku, żeby upewnić się, czy Bella nie
napisała, jeszcze nie.
Poszedłem na wykłady usiłując skupić się na nich.
Byłem wdzięczny Jasperowi, że wykorzystując swój dar
utrzymywał moje emocje na w miarę stałym i bezpiecznym dla otoczenia i mnie
samego poziomie.
Wstając rano doszłam do wniosku, że słońce stanowczo zbyt
jasno świeci.
Moja koleżanka z pokoju Emily już się obudziła i spoglądała
na mnie z podziwem.
- Jak ty to robisz, że nawet, gdy obudzisz się rano
wyglądasz tak olśniewająco? – Zapytała spoglądając na mnie ze zdumieniem.
- Nie wiem. – Odparłam, chociaż w rzeczywistości wiedziałam,
że to zasługa mojej przynależności do rasy wampirów.
Ubrałam się i spojrzałam na mój komputer zastanawiając się,
czy go nie uruchomić.
Uznałam jednak, że zostało mi zbyt mało czasu do zajęć,
żebym mogła siadać przy komputerze, bo wiem, że gdybym to zrobiła, mogłoby to
się skończyć spóźnieniem czy czymś takim.
Razem z Emily wyszłyśmy z pokoju.
Dziewczyna była niską blondynką o niebieskich oczach i
wyglądała na bardzo przyjaźnie nastawioną.
Ciekawa byłam jak potoczy się nasza wspólna znajomość.
Pierwszy dzień w nowym miejscu mogłam zaliczyć do udanych,
brakowało mi tylko Edwarda ale postanowiłam, że muszę być silna i sobie radzić
i zamierzałam tego postanowienia dotrzymać.