wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 44

Rozdział 44

Minęły dwa tygodnie.
Edward nie pojawiał się na niektórych wykładach, ale przypuszczałam, że spędzał ten czas na czytaniu książek albo polowaniach.
Ja wciąż mieszkałam z Alice, która była naprawdę dobrą współlokatorką.
Pewnego dnia wybrałam się na samotne zakupy. Stwierdziłam po prostu, że potrzebuję jakichś wygodnych ciuchów. Wróciłam po bitych trzech godzinach. Alice ujrzawszy mnie, uśmiechnęła się szeroko.
- Witaj, Bello - zaświergotała. - Co tam masz?
Wzruszyłam ramionami.
- Nic szczególnego.
- No pokaż - poprosiła.
Otworzyłam wielką torbę z nowymi ubraniami. Dziewczyna wytrzeszczyła zczy.
- Co to ma być? - spytała ze złością. - Ty jesteś chłopką czy kobietą?
- Ale o co ci chodzi? - zapytałam.
- Jak to o co? - odparła, spoglądając na mnie z niedowierzaniem.
- Naprawdę nie rozumiem - powiedziałam.
- Po prostu prawdziwa kobieta nie nosi dresów i bluz, tylko ubiera się bardziej... No sama wiesz - odparła Alice tonem znawczyni.
- O gustach się nie dyskutuje - odparowałam.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
- Ty mi tu z łacińskimi sentencjami nie wyjeżdżaj.
- A z łaciną podwórkową mogę?
Nasz dość niedorzeczny spór przerwał odgłos otwieranych drzwi. Obróciłyśmy się jak na komendę. W progu stał mój mąż. Poczułam, że zbiera mi się na płacz.
- Dlaczego nie zapukałeś? - zapytała Alice spoglądając na niego z zaskoczeniem.
Zarówno ja, jak i ona uważała, że to nie w jego snylu.
- Przepraszam. - powiedział ze skruchą
Kultura się kłania! - zbeształa go Alice.
- Wybacz - odparł
Dobra, dobra - machnęła niecierpliwie ręką. - Jakie licho cię tu przywiało?
- Chciałem pożyczyć tą książkę, której używałem w semestrze letnim - odpowiedział.
Na chwilę zniknęła w drugim pokoju, ale zanim Edward zdążył choćby mrugnąć, wróciła i podała mu gruby tom.
Ja schowałam się w drugim pokoju, nie chcąc doprwadzić swoją obecnością do konfrontacji, na którą i tak nie byłam jeszcze gotowa. Miałam nadzieję, że Edwardowi taki pomysł nie wpadnie do głowy, a nawet jeśli wpadnie, to nie zarejestruje, że znajduję się w domu.
- Czy mógłbym porozmawiać z Bellą? - usłyszałam pytanie, a moje wszystkie mięśnie napięły się do granic możliwości.
- Belli nie ma w domu - zabrzmiała wypowiedziana pewnym głosem odpowiedź Alice.
- Gdyby wróciła, to proszę powiedz jej, że chciałbym z nią porozmawiać - powiedział Edward, a jego głos zadrżał nieznacznie.
- Dobrze - odparła, a mój mąż wyszedł.
- Sama słyszałaś - powiedziała Alice.
- Tak, słyszałam i wcale nie zamierzam z nim rozmawiać - odrzekłam bezlitośnie.
- Zrobisz z tym, co zechcesz, ale ja osobiście uważam, że powinniście sobie wszystko wyjaśnić jeszcze raz, widzę, że jest mu ciężko, czuję to - powiedziała Alice, a ja spojrzałam na nią spode łba.
- Dlczego tak na mnie patrzysz? Znam mojego brata i wiem co mówię, czuję, że cierpi.
Z jednej strony wiedziałam, że najprawdopodobniej Alice ma rację, ale z drugiej powiedziałam sobie, że nie będę już taka łatwa. Kochałam Edwarda najbardziej na świecie, ale zdrady nie mogłam mu wybaczyć, a przynajmniej na razie, nie wiedziałam nawet, czy będzie to możliwe kiedykolwiek, postanowiłam więc po prostu nie zwracać na niego uwagi i zająć się innymi sprawami, po prostu cieszyć się życiem i starać się nie myśleć o nim. Dziewczyna jak zwykle wiedziała, czego potrzebuję. Gdy zostawiła mnie samą, poczułam jak moje oczy robią się suche. Nie wiem, jak długo tak siedziałam pogrążona w ponurych myślach. W każdym razie nagle wpadła moja szwagierka.
- Ej, Bello, mam cudowny pomysł!
- Co tym razem? - spytałam bez cienia uśmiechu.
- Chodźmy na imprezę!
- No proszę - powiedziała błagalnie, widząc mój brak entuzjazmu.
- Nie wiem, może pójdziemy. Może jak się rozerwę, to będzie mi lepiej - powiedziałam.
- No to ok - ucieszyła się Alice i w podskokach pobiegła do swojej garderoby.
Gdy wróciła miała na sobie srebrzystą kreację, która spływała aż do ziemi. Kiedy na nią spojrzałam uzmysłowiłam sobie, że ja w porównaniu z nią wypadam dość blado w prostej niebieskiej sukience bez ramionczek, ale postanowiłam się tym nie przejmować, w końcu ubranie to nie wszystko.

Gdy znalazłyśmy się w klubie od razu ruszyłam do baru po jakieś drinki. Wiedziałam, że picie alkoholu w mojej sytuacji nie jest najlepszym lekiem na ból, ale usiłowałam czymś zagłuszyć dręczące mnie myśli. Alice wypiła niewiele, ale i tak była nieco wstawiona. Gdy ruszyłam na parkiet nieźle szumiało mi już w głowie. Nagle poczułam jakieś ramiona, które mnie objęły. Nie protestowałam. Spojrzałam na twarz mężczyzny, był wysoki, miał zielone oczy i czarne kręcone włosy.
- Jak się nazywasz? - zapytałam
- Harry - odparł.
- A ja Bella - powiedziałam wciąż przyglądając mu się badawczo.
Poczułam, że zaczynamy tańczyć. Robił to całkiem nieźle, chociaż trochę szarpał. Przetańczyliśmy kilka piosenek po czym wróciłam do Alice.
- Zajebisty był - powiedziałam uradowana.
- Bello, jesteś kompletnie pijana, a on wcale nie jest taki świetny, jak mówisz - odpowiedziała patrząc na mnie sceptycznie.
- Przestań, jaka pijana - powiedziałam oburzona i znów ruszyłam na parkiet.
Ledwie zdążyłam się dobrze rozejrzeć, a już wylądowałam w ramionach jakiegoś mężczyzny. Przytulał mnie mocno, a nasze twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Chwilę później poczłam, że całujemy się namiętnie. Byłam zaskoczona, że nie przeszkadza mu choćby temperatura mojego ciała, ale cieszyłam się, że ktoś okazuje mi czułość w ten sposób.

Gdy ocknęłam się z alkoholowego odrętwienia pierwszą rzeczą, jaką zauważyłam był fakt, że nie byłam w swoim domu. Następna zmiana była dużo gorsza. Zauważyłam, że znajduję się w łóżku z mężczyzną, którego poznałam wczoraj w klubie. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co się między nami wydarzyło. Mężczyzna nie spał, więc spojrzałam na niego ostrożnie i zapytałam.
- Powiedz mi, czy my... Czy między nami do czegoś doszło?
- Nie - odparł przepitym głosem.
- Nie dałaś mi na to czasu, właśnie miałem zamiar się do ciebie zabrać - dodał po krótkiej chwili.
Ucieszyłam się, założyłam sukienkę i buty, wzięłam torebkę i wybiegłam z domu.
Kiedy pojawiłam się w domu Alice o wszystkim już wiedziała. Czułam, że nie ma zamiaru mnie ganić, ale wiedziałam też, że coś jest nie tak.
- Powiedziałam Edwardowi, jest załamany - powiedziała Alice.
- Nie, przecież on mnie zabije - odpowiedziałam załamującym się głosem.
- Nie sądzę - odparła powoli, rozczesując sobie włosy.
Weszłam do salonu i opadłam na kanapę. Gdy tylko włączyłam telewizor, rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam, domyślając się, kogo zobaczę.
- Bello - odezwał się Edward, wchodząc. - Możemy porozmawiać? Alice...
Nie musiał kończyć.
- Pospaceruję sobie - zapowiedziała, po czym ulotniła się.
- Tak - zwróciłam się do Edwarda.
Bałam się tego, co mi powie, ale wolałam mieć to za sobą. Usiadłam na tej samej kanapie co wcześniej, a on zajął fotel. Nawet biorąc pod uwagę nasze ostatnie przejścia, nigdy nie widziałam, by zachowywał się z taką rezerwą.
- Na pewno wiesz co robisz? - spytał z takim spokojem, że ledwo mogłam to znieść.
- Nic ci do tego - odcięłam się.
- Może i nie - odpowiedział z kamienną twarzą. - Ale po prostu się martwię.
- Jestem dorosła - przypomniałam mu cierpko.
- Co nie jest ruwnoznaczne z pojęciem rozsądna - zauważył. - Chciałaś się zemścić?
- Niezupełnie. Upiłam się.
- Masz ci los - rozłożył ręce. - To cię nie usprawiedliwia.
Ton jego głosu był surowy, ale nadal całkowicie opanowany.
- A ciebie co usprawiedliwia? - posłałam mu gniewne spojrzenie. - Jesteś ostatnią osobą, która powinna mnie umoralniać.
- Dorosłość - prychnął. - Skoro tak ją rozumiesz... Nie poznaję cię - wstał. - Nie odgrywaj się na mnie. Bądź tylko szczęśliwa.
Ten jego stoicyzm doprowadzał mnie do szału. Zacisnęłam zęby.
- Nie masz prawa kierować moim życiem!
Chciałam być nieugięta, choć nie było to łatwe.
- Nie mam - przyznał. - Nie przyjdę tu więcej. Trzymaj się.
Wyszedł, a ja wpatrzyłam się tępo w sufit. Czułam się tak, jakbym dostała w twarz. Nie wiedziałam co mam robić. Edward wciąż był moim mężem, ciągle go kochałam, ale przecież nie mogłam do niego wrócić, nie po tym co się teraz stało
Byłam rozdarta, a nawet Alice nie byłaby mi chyba w stanie teraz pomóc. Gdy wróciła podeszłam do niej, przytuliłam się i zaczęłam płakać.
- Co się stało? - zapytała Alice z troską.
- Wiesz przecież - wyszlochałam.
- Nie do końca. Nie widziałam wszystkich szczegółów - wyjaśniła.
- Nie teraz - załkałam.
Zaprowadziła mnie do sypialni, gdzie opadłam na łóżko.
- Powinnaś go wy\łuchać - dotarł do mnie jej łagodny głos.
- Nie wiem co powinnam, a czego nie - odpowiedziałam.
Kochasz go? - zapytała Alice
- Przecież wiesz, że tak - odpowiedziałam
- Ale czy na tyle, aby do niego wrócić i go wysłuchać? - zapytała.
- Sama nie wiem - mróknęłam.
Zrobiła krok w moją stronę.
- Kochana, mogę ci pomóc i w ogóle, ale nikt za ciebie nie zadecyduje.
- Kocham go, chcę coś z tym zrobić, ale nie wiem co - powiedziałam patrząc tępo w ścianę.
- Mam ci pocóc? - zapytała.
- Tak - odparłam cicho. - Ale ja... Najpierw muszę to wszystko przemyśleć.
- Dziękuję - powiedziałam, nie mając jednak nadziei, że coś się da z tym zrobić. Ejward wyraźnie powiedział, że więcej tu się nie pojawi, a tym samym zniknie z mojego życia. Alice wraz ze mną musiałaby błagać go chyba na kolanach, żeby zmienił decyzję.
- Może mi to trochę zająć - uprzedziłam ją. - Gdybyś go widziała...
Pokręciłam głową.
- Chyba coś poczytam - stwierdziłam po chwili.
Wzięłam książkę, ale nie dawała mi ona wytchnienia. Postanowiłam zadzwonić do Edwarda. Wiedziałam, że katuję się rozmawiając z nim i odgrzebując tamtą sprawę, ale musiałam go słyszeć, bo nie mogłam bez niego żyć, a jeśli nie mogliśmy być razem to musiałam zapewnić sobie chociaż jakąś namiastkę mojego ukochanego. Edward rozmawiając ze mną był wciąż opanowany, był wręcz niepokojąco spokojny, zbyt spokojny jak na kogoś kto przeżywał rewolucję w życiu.
- Co masz mi do powiedzenia? - spytał po wymianie standardowego "cześć".
- Ja tylko... - zaczęłam i urwałam, żałując, że zdecydowałam się na ten telefon.
- Edward... Ja cię kocham. Ja... Sama już nie wiem, nic już nie wiem.
- Co takiego? - Zapytał Edward zdezorientowany.
- Kocham cię - powtórzyłam z lekką irytacją.
W słuchawce zapadła cisza. W końcu odezwał się:
- To po co zrobiłaś to całe przedstawienie? I czemu, do cholery, nie powiedziałaś mi tego, kiedy u ciebie byłem?
- Bo ty mnie już nie kochasz - wyszlochałam.
Przestałam panować nad swoim głosem, dosłownie wyłam, wyłam z żalu i bólu, który rozrywał mnie od środka.
- Nie chciałaś mnie słuchać - w jego głosie nareszcie wyczuwało się jakieś emocje, jego ton nieco złagodniał. - Z Tanyą to był wielki błąd, ale wiedz, że do niczego między nami nie doszło. Przepraszam, chociaż wiem, że to o wiele za mało... Też cię kocham, jak wariat. Proszę, nie płacz...
- To nie jest rozmowa na telefon - wyszlochałam już zupełnie nie panując nad głosem.
- Mam p[yjść? - Zapytał.
- Jak uważasz - odparłam.
- Będę za pół minuty.
Rzeczywiście, już po chwili usłyszałam pukanie. Powlokłam się, by otworzyć. Na mój widok Alice uniosła brwi.
- Co się...
- Później - ucięłam, naciskając klamkę.
Alice od razu zrozumiała i wyszła. Ja nie wiedziałam co robić, spoglądałam na Edwarda jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. Gardło zacisnęło mi się, przez co nie byłam w stanie się odezwać.
- Czemu tak patrzysz? - spytał.
- Bo kompletnie nie wiem co zrobić. Kocham cię, ale nie mam pojęcia, że tak powiem, co z tobą w tej kwestii - powiedziałam nieśmiało.
- Naprawdę żałuję, że tak się potoczyło - odparł.
- I myślisz, że ci uwierzę?
Nie lubiłam się kłócić,, ale bardzo mnie zranił. Wiedziałam, że prędzej czy później mu wybaczę, ale czy będę potrafiła ponownie zaufać?
- Bello, a ty mogłaś prawie przespać się z obcym mężczyzną? - Zapytał.
- Ja byłam pijana, a ty doskonale wiedziałeś co robisz romansując z Tanyą! - Podniosłam głoss, bo nie byłam już w stanie mówić do niego tak spokojnie.
- Nic nie usprawiedliwia ani ciebie, ani mnie.
- No najlepiej - wzruszyłam ramionami. - Gratuluję podejścia.
- Bella! Do cholery! Nie mów mi, że moje podejście jest złe! - wrzeszczał na mnie, jego głos świdrował mój mózg.
- Jest - próbowałam się uspokoić. - Bo mówisz, że nic nas nie usprawiedliwia, a przed chwilą robiłeś ze mnie potwora. Zastanów się, o co ci w końcu chodzi!
- Sam nie wiem - mróknął zakłopotany.
- Edwardzie, ja też nie wiem co robić - powiedziałam czując suchość w oczach.
Na chwilę wyciągnął ręce, chyba chcąc mnie przytulić, ale pokręciłam głową i dodałam:
- Nie mam pojęcia jak to naprawić.
- Wróć do mnie, proszę, kocham cię - powiedział i stal w jego oczach zamieniła się w płynne złoto.
- Sama nie wiem, też cię kocham, ale nie wiem czy jestem w stanie tak żyć. Nie mówię, że nie chcę, ale uważam, że oboje potrzebujemy czasu.
- Bello, błagam - spojrzał na mnie czule i pochylił się lekko do przodu.
Nasze usta się spotkały. Pozwoliłam mu się pocałować, może w głębi serca potrzebowałam odrobiny czułości?
Po chwili odsunęłam go od siebie i powiedziałam:
- Boję się robić ci za dużo nadziei.
Wyglądał na trochę urażonego, ale po jego minie poznałam, że próbuje mnie zrozumieć.
- Bello... Tak, rozumiem, a przynajmniej staram się zrozumieć, ale wiedz, że kocham cię najbardziej na świecie i że moje serce zawsze będzie należało do ciebie.
- Nie wiem, kocham cię, ale nie mam pojęcia, czy umiem tak po prostu do ciebie wrócić.
- Nie kochasz mnie? Jeśli tak jest, to mnie nie oszczędzaj.
Uśmiechnął się smutno.
- Już ci przecież powiedziałam. W przeciwieństwie do ciebie nie mam problemów z ciągłymi zmianami nastrojów.
- Bello, ja po prostu chcę wiedzić, czy kiedyś do mnie wrócisz, bo tęstknię za tobą, naprawdę.
Byłam w stanie jedynie pokiwać głową, jako że nie ufałam swojemu głosowi.
- Powiedz coś - poprosił.
Ten jego charakterystyczny, uwodzicielski ton działał na mnie tak jak zawsze.
- Wiem o tym i też za tobą tęsknię - odpowiedziałam, patrząc w podłogę. - Ale póki co zostaw mnie samą.
- Rozumiem, ale pozwól mi...
Nie dokończył, tylko zamknął mnie w swoich ramionach.
Przytuliłam się, ale chwilę później odchyliłam lekko głowę, by móc spojrzeć mu w twarz.
- Edwardzie, nie mogę... Wybacz.
Puścił mnie. Z jego twarzy tym razem nie dało się nic wyczytać.
- Dobranoc, Bello - powiedział miękko, będąc już przy drzwiach.
- Dobranoc - odpowiedziałam. Chciałam się do niego przytulić, ale z drugiej strony wiedziałam, że wtedy zrobię i jemu, i sobie zbyt dużą nadzieję. Nie wytrzymałam i podeszłam do niego. Wzięłam go za rękę i poczułam, jak jakaś iskra przebiega przez moje ciało. Mój mąż jednak odepchnął mnie łagodnie.
- Mieliśmy sobie wszystko przemyśleć - przypomniał mi.
Niechętnie się cofnęłam, a on wyszedł, nie odezwawszy się więcej. Ja natomiast położyłam się do łóżka, zastanawiając się, kiedy wróci Alice. Jakąś minutę później zobaczyłam ją w progu pokoju.
- Wszystko w porządku? - spytała.
- Chyba tak - odparłam, starając się uśmiechnąć. - Jeszcze się nie pogodziliśmy, ale mam nadzieję, że nastąpi to w najbliższym czasie.

Następnego dnia rano, gdy włączyłam komputer i zalogowałam się na Facebooka, odczytałam wiadomość od Jess:
"Hej, Państwo Cullen! Co u Was ciekawego? Nie chcę się wpraszać, ale że się za Wami stęskniłam i że jesteście moimi jedynymi przyjaciółmi, to pomyślałam sobie, że może byśmy się jakoś spotkali. Co Wy na to? :) Pozdro z deszczowego Forx".
Odpisałam:
"Super pomysł. Jeśli nie masz dziś żadnych planów, to wpadnij nawet dziś po południu. Liczę, że zostaniesz co najmniej na dwa tygodnie. Uściski".
Nie podzieliłam się z nią swoimi rozterkami sercowymi. Uznałam to za niepotrzebne. Potrzebowałam jednak jakiejkolwiek odmiany. Mimo iż przez większość naszej znajomości ona nawijała, a ja albo tego słuchałam, albo wyłączałam się, gdy miałam już dość. Teraz było inaczej - miałam nadzieję, że jej towarzystwo okaże się pomocne, że pozwoli mi oderwać się od ponurych rozmyślań. Kochałam Edwarda, temu nie mogłam zaprzeczyć, ale ostateczna decyzja związana z naszą przyszłością wciąż jawiła mi się jako bardzo trudna. Chwilę później odebrałam wiadomość o następującej treści:
"Ok, jasne, że przyjadę dzisiaj, skoro mnie zapraszasz, to jasne".
Ucieszyłam się, ale chwilę potem napisałam jej, że mieszkam tymczasowo u Alice, nadal nie powiedziałam jej jednak o mojej separacji z mężem. Byłam uradowana, gdy uświadomiłam sobie, że Jessica przyjedzie również ze swoją córką, którą wprost uwielbiałam.

Po południu usłyszałam trąbienie samochnu i znajomy biały Ford zajechał pod domki akademickie. Jessica wyszła z samochodu, a mała Jess wybiegła za matką. Pobiegłam prosto do mojej koleżanki i rzuciłam się jej na szyję.
- Hej Bella!! - wykrzyknęła wesoło Jess
- Cześć - odparłam.
Następnie wzięłam od Jessicy walizkę i weszłyśmy do domu.

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 43

Witam
W końcu napisałam nowy rozdział, tym razem ma on charakter bardziej osobisty niż poprzednie.
W tym miejscu chciałabym podziękować Angelice i Izie, bez których ten rozdział po pierwszy by pewnie nie powstał, a po drugie, nie wiem jak bym poradziła sobie bez was z tym wszystkim.
A teraz zapraszam do lektury, chociaż nie wiem, czy ktoś to czyta
Rozdział 43.
Tak mijały kolejne dni, w trakcie których Edward zaczął zachowywać się dość nietypowo jak na niego. Często wychodził na kilka godzin, nawet mnie nie uprzedzając. Widziałam go często z telefonem w dłoni, z ponurą miną. Gdy pytałam, co jest grane, odpowiadał, że nic i że po prostu z kimś pisze, a ja czułam się jak spławiona idiotka. Z dnia na dzień narastało między nami nieznośne napięcie. Mój mąż nie raz sprawiał wrażenie melancholika, ale teraz zdecydowanie przechodził samego siebie.
- Gdzie znowu wychodzisz? – Zapytałam spoglądając na niego podejrzliwie.
- Na polowanie, nie wiem kiedy wrócę - odpowiedział.
Wyszedł bezszelestnie, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem. To naprawdę nie było w jego stylu. Zrezygnowana opadłam na łóżko i wpatrzyłam się w okno. Czułam, że powinniśmy szczerze porozmawiać, tyle że Edward nie wykazywał zainteresowania nawet w trakcie codziennych wymian zdań. Po kilku minutach bezczynności postanowiłam pogadać z Alice. Znała mojego męża lepiej niż ktokolwiek inny, a poza tym zawsze dobrze się rozumiałyśmy.
- Cześć Bello - Powitała mnie i od razu spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Już wiesz, że jest coś nie tak, prawda? - Zapytałam.
- Jasne, znam cię zbyt dobrze, żeby udało ci się mnie oszukać. - Odparła szczerze.
- No więc chodzi, jak zapewne już wiesz, o Edwarda - Powiedziałam.
- No i co znowu nabroił?
- W ogóle nie chce się do mnie odzywać, czego kompletnie nie rozumiem. - Odpowiedziałam zmartwiona
    Moja szwagierka zamknęła na chwilę oczy. Gdy je otworzyła, na jej twarzy pojawiła się troska.
- Co się dzieje? - spytałam cicho.
- Och, wszystko jest rozmazane! - zirytowała się. - On się chyba... Waha. Nie wiem... Ale będę jeszcze próbować.
- To nie twoja wina, Alice - rzekłam, kładąc jej rękę na ramieniu.
Westchnęła głęboko.
- Ciężko mi patrzeć, jak cierpisz - powiedziała.
- Nie przejmuj się, jakoś sobie poradzę - Odparłam.
Powiedziałam tak tylko dlatego, żeby pocieszyć Alice, nie chciałam, żeby czuła się winna, ale tak na prawdę nie wiedziałam, czy moja psychika podoła kolejnej tego typu próbie.
- Zostań, jeśli chcesz - odezwała się, widząc, że zamierzam wrócić do sypialni małżeńskiej.
- Wolę nie siedzieć ci na głowie - odpowiedziałam.
Wprawdzie potrzebowałam teraz towarzystwa, ale nie chciałam być dla nikogo ciężarem.
- Siadaj - wskazała miejsce koło siebie. - Słuchaj, no... Może zrobimy sobie babski wieczór?
- Nie mam nic przeciwko. - Powiedziałam, i od razu zrobiło mi się jakoś weselej.
Takie wieczory z Alice zawsze poprawiały mi humor, gdyż dziewczyna wciąż niezmiennie tryskała energią i potrafiła zarazić wszystkich dookoła swoim entuzjazmem.
- Teraz zakazuję ci myśleć o Edwardzie - Oświadczyła stanowczo.
- Masz rację, nie jest tego wart. - Odparłam uśmiechając się tryumfalnie.
Byłam dumna z tego, że potrafiłam tak po prostu skupić swoją uwagę na czymś zupełnie innym, niż tylko na tym co takiego robi mój mąż i dlaczego zdecydował się do mnie nie odzywać.
- Zaczynamy - ogłosiła, przynosząc pełen zestaw do makijażu.
- Mam się tym wszystkim upaprać? - spytałam.
- Bello - zgromiła mnie wzrokiem. - Nie utrudniaj.
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
Spojrzałam na wszelkie pędzelki, szminki i inne sprzęty i zaczęłam się malować.
Nigdy nie sprawiało mi to takiej przyjemności, jak Alice, ale uznałam, że muszę robić cokolwiek, żeby tylko zapomnieć o Edwardzie, który mimo wszystko nadal gościł w moich myślach.
- Pomaluję ci włosy - zaszczebiotała nagle.
- Tylko nie na rudo! - uprzedziłam ją.
Kiedyś zrobiła mi taki psikus w ramach Prima Aprilis.
- Miej do mnie trochę więcej zaufania - oburzyła się.
- Mam - Odparłam, ale nie chcę mieć rudych włosów, bo kojarzą się mi z Victorią.
- A blond może być? - Zapytała zrezygnowana.
- Tak, będzie w porządku. - Odpowiedziałam.
- Trudno ci dogodzić - poskarżyła się, ale wzięła odpowiednią farbę.
Uśmiechnęłam się lekko.
- I tak mnie kochasz.
- Pewnie! - zawołała. - A może przy okazji chcesz strzyżenie?
- Jestem za, a w ogóle mogę dzisiaj u ciebie nocować?
- Jasne, Jasper i tak wyjechał na kilkudniowe polowanie, a ja sama będę się nudzić.
- Ja w sumie też jestem sama, niby jest Edward, ale jest tak, jakby go nie było.
- Ej, wyszczerz kły - zażartowała. - Nie warto martwić się na zapas.
Pragnęłam jej wierzyć, jednak moja kobieca intuicja podpowiadała mi coś wręcz przeciwnego. Westchnęłam cicho.
- Bo zaraz cyknę ci zdjęcie, wkleję na Facebooka i podpiszę "Ponurak" - rzuciła.
- A rób co chcesz, nawet jeśli on to zobaczy, to będzie mi wszystko jedno. - Odpowiedziałam.
- Serio, Bello, nie przejmuj się, uważam, że Edwardowi coś odbiło, a jeśli nie, jeśli na prawdę jest tak jak mówisz, to jest ostatnim idiotą, nie warto się przejmować, co ma być, to będzie. - Powiedziała i położyła mi rękę na ramieniu.
Wstałam i przytuliłam się do niej, uważając, by nie umazać jej farbą. Nie protestowała. Czułam, że wie, czego potrzebuję.
- Spokojnie... - szepnęła tylko. - Zawsze masz mnie.
Mimo wszystko zrobiło mi się trochę lżej na sercu.
Zawsze lepiej było wiedzieć, że jest ktoś jeszcze i że na Edwardzie nie kończy się lista ludzi, na których mogę liczyć.
Tak na prawdę nie chciałam teraz widzieć mojego męża, kochałam go, to jasne, ale nie chciałam znów czuć tego chłodu, jakim obecnie mnie obdarzał.
Sądziłam, że nawet nie zauważy, że mnie nie ma.
Niespodziewanie Alice wpadła na kolejny szalony pomysł.
- Namaluję twój autoportret! - zawołała.
- Nie masz farb - odpowiedziałam, choć nie byłam tego taka pewna.
- A poza tym, chyba nie jestem w nastroju, żeby pozować, Alice, tęsknię za nim. - Powiedziałam i poczułam suchość w oczach.
- Głowa do góry - pocieszyła mnie. - Poradzimy sobie.
Byłam jej naprawdę wdzięczna za te słowa, ale brak porozumienia z Edwardem zbyt mnie przytłaczał. Moja bratnia (czy też siostrzana) dusza nie naciskała.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Nie sądzę, obawiam się, że jedynie porozumienie z tym idiotą by mi pomogło. - Odparłam.
- Bądź cierpliwa, kochana - poradziła mi.
Wsłuchała się w ciszę.
- Wraca - oznajmiła po paru sekundach.
Skuliłam się na fotelu, nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony nienawidziłam go za to, co mi robił, z drugiej jednak kochałam go nad życie, był kimś, bez kogo nie wyobrażałam sobie swojej dalszej egzystencji.
Nagle usłyszałam trzaśnięcie drzwi.
„Wrócił.” - Przemkneło mi przez myśl.
- Bello, zostajesz u mnie czy może jednak wolisz iść do siebie, żeby z nim porozmawiać? - Przecięło ciszę pytanie Alice.
- Zostaję u ciebie, nie jestem jeszcze gotowa na taką poważną rozmowę. - Odparłam, byłam pewna, że nie jest to odpowiedni moment na podjęcie ostatecznych kroków.

Następnego dnia, gdy zarejestrowałam, że Edward wyszedł wróciłam do siebie.
Zauważyłam, że mój mąż nie wziął swojego telefonu.
Z jednej strony wiedziałam, że jest to wobec niego nie w porządku, ale z drugiej sądziłam, że może to ułatwić mi podjęcie decyzji, więc sięgnęłam po jego komórkę
Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniała informacja o jednej nieprzeczytanej wiadomości.
Odblokowałam ekran i odczytałam następującą treść:
„Witaj Edwardzie, tęsknię za tobą, odezwij się”
Gdy ujrzałam, kto był nadawcą, aż mnie zatkało.
Tą wiadomość napisał nie kto inny, tylko Tanya.
Byłam w szoku, ale ciekawość i narastające emocje wzięły górę.
Postanowiłam przejrzeć całą konwersację, po chwili już wiedziałam, co muszę zrobić. Z wiadomości wynikało, ze pisali już ze sobą od dawna i że nawiązali coś w rodzaju romansu, przynajmniej ze strony Tanyi tak to wyglądało, wiadomości Edwarda były tak trudne do rozszyfrowania, że nie do końca wiedziałam, jak przedstawiało się to z jego strony. Byłam jednak pewna tego, że nie mogę mu tak łatwo wybaczyć czegoś takiego i przejść nad tym do porządku dziennego, tak więc postanowiłam od razu jak wróci poważnie z nim porozmawiać.
Kiedy wszedł do domu spojrzałam na niego ukradkiem, aby wykryć, jaki ma wyraz twarzy. Zauważyłam, że tak na prawdę jego twarz znów nie wyrażała żadnych emocji, był chłodny i opanowany.
- Edwardzie, musimy poważnie porozmawiać. - Wykrztusiłam w końcu, byłam zaskoczona pewnością swojego głosu.
- Tak, o czym chcesz ze mną porozmawiać? - Zapytał mnie bez cienia zainteresowania
- Widziałam twoje wiadomości, które pisałeś do Tanyi, wiem wiem, nie było to w porządku, w ogóle nie powinnam ruszać twojego telefonu, ale po prostu od jakiegoś czasu zachowujesz się tak, jakbym w ogóle nie istniała i omijasz mnie szerokim łukiem, nawet nie chcesz ze mną rozmawiać, wiem, że masz z nią romans i uważam, że najlepszym sposobem na to, żebyś był na prawdę szczęśliwy jest zakończenie tego związku.
Tylko tyle mogłam mu powiedzieć, wiedziałam, że gdybym powiedziała choć słowo więcej załamałabym się, a moja pewność siebie i silne postanowienie ległyby w gruzach.
- Chcesz odejść? Jeśli tak, to mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa, powiem ci jedno, ja na pewno nie będę, zawsze kochałem tylko ciebie, Tanya… Tanya to… To była chwilowa słabość, czego teraz bardzo żałuję.
- Nie, Edwardzie nie próbuj wzbudzić we mnie litości, odchodzę i koniec. - Powiedziałam twardo, a następnie poszłam do drugiego pokoju spakować swoje rzeczy. Gdy wszystko było już w torbie po raz ostatni spojrzałam na mojego ukochanego.
- Żegnaj. - Powiedziałam i bez zbędnych słów wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Od razu postanowiłam, że zamieszkam u Alice. Ona jedyna będzie w stanie mnie zrozumieć i tylko przy niej znajdę schronienie przed natrętnymi myślami, które na pewno tak szybko mnie nie opuszczą.
Weszłam do jej pokoju i od progu poinformowałam ją.
- Odeszłam od niego.
Alice nie wydawała się być ani trochę zaskoczona, przez chwilę zapomniałam o jej zdolnościach.
- Tak, wiem, jasne, że możesz tu zamieszkać. - Odpowiedziała na moje niewypowiedziane na głos pytanie.
Usiadłam obok mojej siostry i wpatrzyłam się tępo w sufit. Nie wiedziałam, czy podjęłam dobrą decyzję, wiedziałam jednak, że na chwilę obecną była ona jedyną, która nie kłóciłaby się z moimi uczuciami i zasadami.

sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział 42



Rozdział 42

Minęło kilka miesięcy.
Chodziliśmy na wykłady, na których w większości nie skupiałam się na słowach profesorów, ale rozmyślałam o wszystkich sprawach, które mnie, ale nietylko bezpośrednio mnie dotyczyły.
Pewnego dnia późnym wieczorem zadzwonił telefon. Dzwoniła Tanya,  żeby zaprosić nas do siebie.
Zgodziłam się, bo nie miałam powodów, żeby tego nie zrobić.
Edward wszedł do pokoju obładowany książkami.
- To dla Jessicy. - powiedział, rzucając wszystkie tomy na biórko.
- Tanya zaprosiła nas do siebie. - Powiedziałam, a Edward spojrzał na mnie niepewnie.
- Zgodziłaś się? - Zapytał spuszczając wzrok.
- Tak - odparłam.
Kiedy? - Zapytał beznamiętym tonem.
- Za tydzień - odpowiedziałam.
Przez cały wieczór Edward był jakiś nieobecny.
- Co się dzieje? - zapytałam
- Nic - Odpowiedział spoglądając w okno bez specjalnego zainteresowania.

Minął tydzień, gdy nadszedł dzień wyjazdu Edward wyglądał jeszcze gorzej.
Po kilu godzinach dojechaliśmy.
Tanya spojrzała na mnie przelotnie i podeszła do Edwarda.
- Stęskniłam się za tobą. - Powiedziała i rzuciła mu się w ramiona.
Poczułam się dość dziwnie widząc jak moja dawna rywalka wita się z moim mężem, jakby to ona była jego żoną.
Niczego jednak nie dawałam po sobie poznać.
Weszliśmy do wielkiego domu, który zamieszkiwała rodzina Tanyi.
- Macie bardzo ładny dom. - Powiedziałam, ale mówiąc to spoglądałam na Kate. Na jej siostrę nie byłam w stanie patrzeć. Widziałam jak rzucała tęsne spojrzenia w stronę Edwarda i nie napawało mnie to wcale przyjaźnią do jej osoby.
- Dziękujemy - odparła Kate spogądając na mnie przyjaźnie.
Podeszłam do niej, uścisnęłam jej rękę i natychmiast poczułam delikatne mrowienie w palcach.
Przypomniałam sobie, że Kate ma dar rażenia prądem i szybko się od niej odsunęłam.
- Przepraszam - Powiedziała patrząc na mnie niewinnie.
- Nic nie szkodzi odparłam uśmiechając się serdecznie.
Po jakimś czasie siedzenia i rozmów pomyślałam, że dobrze byłoby na coś zapolować.
Wybiegłam do lasu, a reszta rodziny nic sobie z tego nie robiła, ponieważ było to dla nich coś zupełnie naturalnego.
Po zabiciu kilku karibu wróciłam do domu, a to co zobaczyłam po przekroczeniu progu zupełnie mnie zaszokowało.
Edward obejmował Tanye w talii a ona przytulała się do niego.
- Tanyo, rozumiem, że jesteś nieszczęśliwa, ale ja cię nie kocham. – Usłyszałam jego głos.
- Błagam – Powiedziała, ale w tym momencie Edward odwrócił wzrok w moją stronę.
Witam Bello. – Powiedział i podszedł do mnie.
- Nie widzieliśmy się zaledwie jakieś dwie godziny. – Powiedziałam dziwiąc się temu przypływowi uczuć.
- Wiem, ale i tak tęskniłem. - Odparł.
Zdziwiłam się, ale nic nie odpowiedziałam.
Kate postanowiła przejść się ze mną po górach.
- Mamy tu piękny krajobraz – Powiedziała nakładając płaszcz.
Jakąś część tej malowniczej krainy zdążyłam zobaczyć podczas polowania, ale ciekawa byłam jakie jeszcze bogactwo posiada w sobie Alaska.
Góry były naprawdę piękne.
Śnieg skrzyl się czystą bielą na majestatycznych szczytach.
Skały nadawały temu miejscu nieco mroczności, ale pozwalały też czuć się tu bezpiecznie.
Wspinałyśmy się po górach, a śnieg wciąż padał.
- Kate, powiedz mi, jak właściwie rdzi sobie Tanya?
Kate od razu zrozumiała o co mi chodzi.
- Cóż, jak sobie radzi? Nadal kocha Edwarda, to mogę powiedzieć z całą pewnością, a jeszcze teraz, gdy ma ten dar, może chcieć ci go odebrać.
Nie zrozum mnie źle, ale moja siostra nie jest taka do końca w porządku, nawet ja, która jestem z jej rodziny to zauważam, chce odzyskać Edwarda za wszelką cenę, nawet jeśli miałoby to oznaczać unieszczęśliwienie kogoś innego.
Po jej słowach spojrzałam w niebo, które dzisiejszego dnia było nieco zachmurzone.
Wzmiankę o darze Tanyi puściłam mimo uszu, bo tak naprawdę nie sądziłam, żeby Kate miała na myśli jakiś dar nadprzyrodzony, który miałaby posiadać jej siostra.
- Cóż, - Rozumiem – Powiedziałam, ale tak naprawdę ciężko było mi zaakceptować fakt, że moja rywalka nadal uważa, że miałaby u Edwarda jakieś szanse, gdyby tylko pozbyła się mnie z areny.
Szłyśmy tak przez jakiś czas w milczeniu.
Po jakimś czasie Kate odezwała się.
- Wiem, że Edward kocha tylko ciebie i że nie odejdzie od ciebie choćby Tanya błagała go na kolanach, właśnie za to go cenię, za to, że jest taki nieugięty, pomimo tak wieloletnich prób mojej siostry. – Powiedziała spoglądając na padający śnieg.
- Jest wspaniały, to prawda. – Powiedziałam uśmiechając się do własnych myśli.

Po kilku godzinach wróciłyśmy do domu.
W salonie nie było nikogo oprócz Edwarda i Tanyi.
Siedzieli na sofie obejmując się i całując namiętnie.
Gdy to zobaczyłam, aż mnie zamurowało.
Edward zamrugał, a następnie oderwał się od Tanyi jak oparzony.
- Co tu się dzieje? – Zapytałam spoglądając na parę z niedowierzaniem.
- Nic – Odparła Tanya niewinnym tonem.
Nic? – Właśnie całowałaś się z moim mężem!
Edward tymczasem przymknął powieki, a następnie otworzył je spoglądając w dół.
Później otworzył usta i krzyknął na cały DOM.
- Eleazar!
Mężczyzna zbiegł z góry.
- Tak, Edwardzie?
- Czy Tanya ma jakiś dar – Zapytał spoglądając na Eleazara z przerażeniem w oczach.
- Nigdy tego nie sprawdzałem. – Powiedział przyglądając się bacznie Tanyi.
Po chwili odwrócił od niej wzrok i spojrzał na Edwarda, a następnie na mnie.
- Tanya ma dar uwodzenia i przed chwilą go na tobie użyła, Edwardzie. – Powiedział obrzucając Tanye pełnym niedowierzania spojrzeniem.
Edward padł przede mną na kolana.
- Wybacz, najdroższa. – Powiedział spoglądając na mnie ze smutkiem w oczach.
Odwrócił na chwilę głowę w stronę Tanyi.
- A ciebie Tanyo po prostu nienawidzę, wybacz, że ci to mówię, ale nie pozwolę, żebyś tylko ze względu na swoją obsesyjną miłość do mnie niszczyła moje szczęście.
Po jego słowach to Tanya odwróciła się twarzą do niego.
- To ja ciebie nienawidzę. - Nie potrafisz nawet dać mi szczęścia, bo kochasz ją.
Spojrzała na mnie z odrazą.
- Edwardzie, wybaczam ci, ale na przyszłość bardziej uważaj na to, co myślą kobiety w twoim otoczeniu. – Powiedziałam słabym głosem.
- On nie mógł tego wiedzieć. – Powiedziała Kate.
- Tanya mając ten dar, jeśli chce go użyć na kimś takim jak Edward, to świetnie potrafi maskować swoje myśli - Dodała po dłuższej chwili.

Zdecydowaliśmy, że wyjedziemy jeszcze tego samego wieczoru.
Spojrzałam po raz ostatni na Kate, Eleazara, Carmen, Garda, który również należał do rodziny.
Tanyi nie zaszczyciłam nawet jednym spojrzeniem.
Wsiadłam za kierownicę i ruszyłam, po raz ostatni spoglądając na masywne szczyty gór i pokrywający je biały puch.